czwartek, 19 lipca 2012

Mariusz Kędziora "Rodzynki studenckie czyli co się wykłada na wykładach"

          „Rodzynki studenckie czyli co się wykłada na wykładach” wpadły mi w ręce za sprawą mojej siostry.  I mimo, że są wakacje pomyślałam, że to może być lektura w sam raz na poprawienie humoru (szkoda, że nie pogody) oraz na powspominanie trochę tego wspaniałego czasu, jakim były studia (choć skończyłam je nie tak dawno temu);)

            „Rodzynki” to zbiór złotych (i nie tylko ;)) myśli wykładowców, którymi dzielą się ze swoimi studentami podczas laborek, ćwiczeń, wykładów, egzaminów i wszelakich spotkań. Wypowiedzi pracowników uczelni wyższych zostały zebrane przez „Niecodziennik satyryczno-prowokujący – JoeMonster.org, natomiast wyboru najlepszych „rodzynków” na potrzeby publikacji dokonał Mariusz Kędziora.

            Całość podzielona jest na kilkanaście krótkich części. Każda z nich zawiera rodzynki z konkretnego miasta, co ułatwia odszukanie interesującej nas uczelni. Na koniec, kiedy już będziemy „najedzeni rodzynkami” autorzy przygotowali osobny rozdział poświęcony legendom studenckim czyli historiom przekazywanym przez wykładowców „z pokolenia na pokolenie”. Teksty i złote myśli, które krążą po uczelniach od dawien dawna i nigdy się nie starzeją.

            Książka bardzo mnie ubawiła, pozwoliła przypomnieć sobie wiele śmiesznych incydentów, których byłam świadkiem na moich uczelniach. I przyznam, że w tej książce znalazłam kilka „złotych myśli” z wykładów w których brałam udział, jak widać wykładowcy dzielą się swoimi spostrzeżeniami z każdą grupą studentów ;) Żałuję tylko, że „Rodzynki” mają tylko 179 stron. Polecam studentom, przyszłym studentom, a także tym, którzy swoją przygodę z Uczelnią Wyższą już zakończyli. Każdy znajdzie jakąś złotą myśl dla siebie, perełkę, którą zapamięta na długo.



Mariusz Kędziora - Rodzynki studenckie czyli co się wykłada na wykładach
 stron: 179
Wyd. Editio

wtorek, 10 lipca 2012

Candace Camp "Czarny brylant"

       W literaturze lubię zarówno wątki kryminale, jak i wszelkie nawiązania do wydarzeń historycznych, które mają w sobie pewne tajemnice, dlatego powieść historyczna Candace Camp „Czarny brylant” bardzo mnie zaintrygowała.

           Autorka przenosi czytelnika w świat rodu Morelandów zamieszkującego Londyn. Szybko przekonujemy się, że jest to rodzina nietuzinkowa, bardzo odbiegająca od wzorca XIX- wiecznej arystokracji. Pani domu ma za nic wszelkie konwenanse i z zapałem walczy o prawa kobiet. Jej małżonek poświęca się bez reszty swojej pasji, jaką jest archeologia. Nic więc dziwnego, że dzieci państwa Morelandów są nieokiełznane i żyją tak, jak chcą.

           Fabuła powieści koncentruje się głównie na jednej z córek Morelandów, Kyrii. Kobieta jest odpowiedzialna za organizację ślubu swojej siostry Olivii, dlatego stara się, aby nic nie zakłóciło tej niezwykle ważnej rodzinnej uroczystości. Niestety nie do końca jej się to udaje. Chaos wprowadza papuga, którą Kyria za wszelką cenę usiłuje złapać. Z pomocą przybywa przyjaciel pana młodego, Amerykanin Rafe McIntyre. Kobieta jest oczarowana mężczyzną, jednak obiecała sobie, że nigdy nie wyjdzie za mąż, dlatego stara się zniechęcić do siebie nowego adoratora. Kiedy kobiecie wydaje się, że nic już nie popsuje wesela dowiaduje się, że w ogrodzie doszło do zabójstwa pewnego mężczyzny, który jak się okazuje miał dla niej cenną przesyłkę. Do rąk Kyrii trafia piękna, rzeźbiona szkatułka ozdobiona czarnym brylantem. Kobieta wraz z Rafem za wszelką cenę będą starali się odkryć kto przesłał szkatułkę, dlaczego posłaniec został zabity i jaką historię kryje w sobie ten niezwykły przedmiot. Nie chcąc zdradzać zbyt wiele treści, dodam jeszcze, że szkatułka sprowadzi na rodzinę Morelandów wiele niebezpieczeństw. Kyria będzie musiała zmierzyć się z pewnym porwaniem, rosyjskim księciem, naukowcem uzależnionym od opium oraz...niepokojącym snem.

            Candace Camp udało się  bardzo dobrze połączyć ze sobą wątek kryminalny i historyczny. Mamy tajemnicze morderstwo, kilku podejrzanych i śledztwo prowadzone przez dwójkę bohaterów oraz szkatułkę, która wprowadza do całej historii aspekt mitologiczny (Bizancjum i cesarza Konstantyna Wielkiego) jednocześnie bardzo dobrze oba te wątki łącząc. Brakowało mi jednak bardziej rozbudowanej historii związanej z Konstantynem, gdyż lubię starożytność. Autorka zadbała także o wątek miłosny, którego troszkę się obawiałam. Obawiałam się, że przesłoni on dwa pozostałe, bardzo ciekawe aspekty opowieści. Nic takiego się nie stało. Autorka odpowiednio to wyważyła. Czytelnik obserwuje rodzące się uczucie między głównymi bohaterami z zaciekawieniem, a nie irytacją (jak to u mnie bywa w przypadku „przesłodzonych” historii).

           „Czarny brylant”  to powieść wciągająca, nie pozbawiona humoru i pikanterii. Bohaterowie przykuwają uwagę od pierwszych stron, a zagadka związana ze szkatułką pochłania bez reszty. Polecam nie tylko miłośnikom powieści historycznych.




Candace Camp - Czarny brylant
 stron: 416
Wyd. Mira/Harlequin


                           Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa