czwartek, 26 września 2013

Erica Spindler "Naśladowca"


            W 2001 roku w małym miasteczku Rockford w stanie Illinois doszło do serii morderstw dziesięcioletnich dziewczynek. Wówczas dochodzenie prowadziła detektyw Kitt Lundgren. Mimo ogromnego zaangażowania kobiety oprawca pozostał na wolności. Po pięciu latach od tych tragicznych wydarzeń znów zaczynają ginąć dziewczynki. Morderca, jak poprzednio dusi swoje ofiary podczas snu, następnie maluje im usta szminką oraz starannie „układa” włosy na poduszce. Nad śledztwem ma czuwać młoda i bardzo ambitna detektyw M.C. Riggio, jednak z takiego obrotu sprawy nie jest zadowolony...morderca, który żąda, aby nad akcją czuwała Kitt Lundgren. Odtąd kobiety, które nie pałają do siebie sympatią muszą współpracować. Czy tym razem uda schwytać się Mordercę Śpiących Aniołków?


            Muszę przyznać, że Erica Spindler potrafi umiejętnie i z wielką precyzją konstruować intrygi których poszczególne elementy czytelnik musi dopasować, niczym w układance, aby poznać rozwiązanie. Autorka zadbała o każdy detal tworząc wciągający kryminał z wartką akcją i wieloma zaskakującym momentami. Spindler wodzi czytelnika za nos niemal do ostatniej strony powieści. Sama starając się „wytypować” mordercę spudłowałam.


            Kolejnym plusem, obok wciągającej intrygi są starannie wykreowane postaci. Moją największą uwagę przykuła dwójka bohaterów: Kitt Lundgren oraz Morderca Śpiących Aniołków. Detektyw Lundgren to kobieta po przejściach, która nie radząc sobie na polu zawodowym oraz doświadczając rodzinnej tragedii popada w alkoholizm. Ma świadomość, że wracając do sprawy, której kiedyś nie zdołała rozwikłać rzuca się na głęboką wodę i naraża na powrót do nałogu. Czy tym razem okaże się silniejsza?


            Morderca Śpiących Aniołków także intryguje. Czytelnik wgłębiając się w fabułę nie ma wątpliwości, że ma do czynienia z psychopatą. To człowiek inteligentny, perfekcyjny w planowaniu kolejnych zbrodni. Dla niego życie jest grą, a ludzie pionkami, którymi uwielbia manipulować. Nie przypadkowo w swoją „zabawę w kotka i myszkę” wciągnął Kitt. Wie o niej wszystko, śledzi każdy jej krok, zna każdą ze słabości, co oczywiście wykorzystuje podczas konfrontacji.


            Wspomnę jeszcze o ambitnej detektyw Riggio, która wraz z Kitt Lundgren tworzy „zabójczy” duet. Kobiety są jak ogień i woda. Lundgren to policjantka o sporym stażu pracy, z dużym bagażem doświadczeń, która uczy się panować nad emocjami podczas rozwiązywania spraw; natomiast Riggio to początkująca „strażniczka prawa”, bezkompromisowa, zdeterminowana na szybkie osiągnięcie sukcesu i awans. Zatem nic dziwnego, że początki ich współpracy nie należą do najłatwiejszych. Czy w końcu uda się im porozumieć? Przekonajcie się sami. Przyznam, że sama miałam mieszane uczucia, co do Riggio, początkowo mnie irytowała, jednak bohaterka zyskuje przy bliższym poznaniu.


            Reasumując „Naśladowca” to moje kolejne spotkanie z twórczością Eriki Spindler, które dostarczyło mi sporo emocji. Oprócz wątku kryminalnego, który stanowi główną oś fabuły czytelnicy odnajdą tutaj także wątek obyczajowy oraz miłosny. Autorka płynnie łączy ze sobą owe wątki sprawiając, że dobrze się uzupełniają.  Moim faworytem jest wątek kryminalny, jednak interesujący jest także część obyczajowa powieści w której pisarka porusza tematy trudne, jak chociażby alkoholizm czy choroba nowotworowa. Oczywiście odnajduję w całości słabsze momenty, przewidywalne, jednak nie burzą one pozytywnego odbioru historii, którą opowiada Spindler. 
 






          Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mira\ Harlequin













Tekst umieszczony także w serwisie nakanapie.pl

 merlin.pl 

 
E. Spindler - Naśladowca
stron 480

Wyd. Mira/ Harlequin 2013


czwartek, 19 września 2013

Helen Brown "Koty i córki robią co chcą"

„Koty pojawiają się w ludzkim życiu nie bez powodu. Wiele tych magicznych stworzeń to uzdrowiciele”. *

„Koty i córki robią tylko to, co chcą” autorstwa Helen Brown jest kontynuacją bestsellerowej powieści „Kleo i ja. Jak szalona kotka ocaliła rodzinę” wydanej w 2o12 roku przez Naszą Księgarnię. Helen Brown jest pisarką i dziennikarką, na swoim koncie ma m.in. wywiad z Dalajlamą. Jak twierdzi nigdy nie była „kociarą”, jednak dzięki pewnemu zbiegowi okoliczności do jej domu trafiła kotka, która przekonała kobietę, że te czworonożne stworzenia potrafią uzdrowić nawet najbardziej zranione osoby.

            Helen po odejściu Kleo, kotki uwielbianej przez całą rodzinę obiecała sobie, że już nigdy więcej nie przygarnie kociaka, gdyż tęsknota za nieżyjącym zwierzęciem okazała się nieznośna. Każde miejsce w domu i ogrodzie przypominało kobiecie o ukochanej kotce. Helen pod wpływem impulsu podejmuje decyzję, która okaże się rewolucyjna w skutkach. Postanawia się przeprowadzić. Początkowo mąż i dwie córki dość sceptycznie odnoszą się do tego pomysłu, wkrótce jednak wszyscy lądują w nowym domu o uroczej nazwie „Shirley”. Chwile spokoju nie trwają niestety długo. U Helen zostaje zdiagnozowany rak piersi i jest zmuszona, jak najszybciej poddać się operacji, a także przejść terapię zapobiegającą nawrotowi choroby. Jakby tego było mało jej najstarsza córka, Lydia oświadcza, że wyjeżdża na Sri Lankę, aby zostać mniszką, a syn, Rob prosi o pomoc w zorganizowaniu wesela. W tym trudnym momencie w ręce kobiety trafia, a jakżeby inaczej kot! Kotek wabi się Jonasz i swoją nową właścicielkę doprowadza do szaleństwa. Jonasz okazuje się być wulkanem energii w związku z tym, co jakiś czas funduje rodzinie Brownów demolkę domu. Wszelkie próby jego okiełznania kończą się fiaskiem. Czy rodzina upora się z piętrzącymi się problemami? Jak ułożą się relacje Helen z nieznośnym futrzakiem? Sięgnijcie po książkę i przekonajcie się.

            Nie miałam okazji zapoznać się z opowieścią o Kleo, mimo to nie stwarzało to trudności w odbiorze książki „Koty i córki robią tylko to, co chcą”. Autorka, co prawda momentami odnosi się do wydarzeń z poprzedniej części, w taki sposób jednak, aby czytelnik wszystko zrozumiał.  Brown snuje swoją opowieść z ogromną lekkością, dzięki czemu ma się wrażenie, jakby siedziała obok i opowiadała o tym, co się przytrafiło jej rodzinie. Często w trakcie lektury zaskakiwała mnie niezwykła szczerość oraz otwartość z jaką autorka opisywały sprawy dla niej intymne i bolesne. Da się odczuć, że pisanie książki stało się dla niej rodzajem terapii, dzięki której łatwiej radziła sobie z trudnymi sytuacjami.

            „Koty i córki robią tylko to, co chcą” to niezwykle ciepła, rodzinna opowieść, która dostarczy czytelnikowi  nie tylko wielu wzruszeń, ale także rozbawi i rozśmieszy. Nie brak tutaj sytuacji, które skłonią do refleksji nad ulotnością każdego z nas oraz nad tym, jak istotna dla człowieka jest rodzina. Cudownej, nieco zwariowanej rodzinki Helen Brown nie da się nie polubić. Każda z osób jest charakterystyczna i interesująca, muszę jednak przyznać, że i tak pierwsze skrzypce gra...Jonasz. To urocze kocisko od razu podbiło moje serce. Wy też będziecie zauroczeni. Książkę polecam miłośnikom kotów, także wszystkim tym, którzy chcą odpocząć przy lekkiej opowieści, w której nie brak emocji.


* str. 9


 
Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Nasza Księgarnia za co bardzo dziękuję.



 
 Ogłoszenie parafialne ;)

 W związku z odsłoną nowej strony portalu Sztukater poszukiwani są recenzenci do działów: książka, filmy, gry, komiksy. Więcej informacji tutaj  https://www.facebook.com/Sztukater



H. Brown - Koty i córki robią tylko to, co chcą

Stron 416
Wyd. Nasza Księgarnia 2013

wtorek, 17 września 2013

Marcin Brzostowski "Słodka bomba Silly"


            Nie przepadam za e-bookami, głównie dlatego, że czytanie przed komputerem jest dla mnie męczące, jednak kiedy w moje ręce trafiła elektroniczna książka Marcina Brzostowskiego „Słodka bomba Silly” postanowiłam zrobić wyjątek. To moje pierwsze spotkanie z twórczością autora, który ma na swoim koncie nie tylko powieści, ale również zbiory opowiadań czy tomiki poezji. 
            Powieść okazała się być dla mnie zaskakująca pod wieloma względami, jednak najbardziej zdumiewa mnie główna bohaterka, którą jest...bomba! Ale nie taka zwyczajna bomba. Silly jest bowiem bronią bardzo wyjątkową; to bomba lotnicza z serii S6-X02, która została wyprodukowana w Fabryce Bomb Tradycyjnych i Granatów w Czerniewie. Trudno jednak w jej przypadku określić ją mianem tradycyjnej, gdyż posiada ona ręce i nogi, a na dodatek potrafi mówić i logicznie myśleć. Silly jest dumna z faktu, że należy do armii i została stworzona do tego, by siać śmierć i zniszczenie. Niezwykle poważnie traktuje powierzoną jej misję i nie widzi nic złego w wojnach, które rujnują świat; przeciwnie, wręcz nie może się doczekać kiedy...wybuchnie.
Wkrótce w fabryce dochodzi do pewnego incydentu, który staje się dla Silly impulsem do wnikliwego przyjrzenia się postępowaniu swoich przełożonych oraz do analizy skutków działań wojennych. Bomba z zaskoczeniem uświadamia sobie, że walki, w których tak bardzo pragnie uczestniczyć niosą wiele złego. Wreszcie zauważa prawdziwe intencje swoich dowódców; poznaje rzeczywiste przyczyny ich działania i z przerażeniem odkrywa, że ona sama ma mieć swój udział w tych wydarzeniach. Pragnie się zbuntować, powstrzymać swoją armię, jednak co może zdziałać jedna bomba? Przekonajcie się sami. 
Opowieść stworzona przez Brzostowskiego to karykaturalny obraz środowiska wojennego. Tutaj dziwne i zdumiewające jest dosłownie wszystko, nie tylko bomba posiadająca ludzkie cechy. Sylwetki dowódców, sierżantów i generałów są przerysowane, ich zachowanie jest śmieszne i absurdalne, bo jak traktować poważnie chociażby W.W.W Black’a – jednego z generałów, który  ma problemy psychiczne po pewnych traumatycznych doświadczeniach z kozą i chce wypowiedzieć wojnę z powodu orzeszków ziemnych. Ten surrealistyczny świat wykreowany przez autora nie jest tak do końca nam obcy. Jeśli trochę go „przefiltrujemy” z absurdu zauważymy, że ma on wiele wspólnego z rzeczywistością. Ludzie dla władzy zrobią niemal wszystko, wielu z nich doprowadzi do wojny, nie licząc się z tym, że wielu ludzi straci życie. Zapewne wielu z nich uważa, że szkoda czasu na dyplomację, i pokojowe rozwiązania, skoro wystarczy błahy powód do rozpoczęcia działań wojennych, które „załatwią” problem. 

Autor posłużył się taką ekstremalną formą, by zapalić w głowie czytelnika światełko, które zwróci jego uwagę na ówczesne problemy polityczne i wojenne; które skłonią do refleksji nad tym, co się liczy w dzisiejszym świecie. Czy faktycznie można usprawiedliwić wszystko? Czy warto dla władzy oraz korzyści materialnych poświęcić zdrowie i życie wielu ludzi? To tylko niektóre z pytań, które wywołała we mnie książka Marcina Brzostowskiego. Z pewnością każdy czytelnik sięgając po „Słodką bombę Silly” będzie zadawał sobie podobne pytania. Powieść wywarła na mnie wrażenie, z początku wydała mi się kuriozalna, śmieszna, wręcz nielogiczna, trzeba bowiem poświęcić jej nieco uwagi, by uchwycić to, co chciał przekazać autor posługując się takim właśnie zabiegiem. Polecam nie tylko zwolennikom twórczości Marcina Brzostowskiego, ale wszystkim tym, którzy szukają czegoś zaskakującego. 


Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu e-bookowo za co bardzo dziękuję.
 

 

M. Brzostowski - Słodka bomba Silly
stron 132
Wyd. e-bookowo 2013

piątek, 13 września 2013

Gena Showalter "Alicja w Krainie Zombi"


„Alicję w Krainie Czarów” autorstwa  Lewis’a Carroll’a zna niemal każdy. Ja do dziś darzę tę opowieść sporym sentymentem i chętnie do niej wracam. Zatem kiedy dowiedziałam się o powieści Geny Showalter inspirowanej dziełem Carroll’a stwierdziłam, że koniecznie muszą się z nią zapoznać.

            Szesnastoletnia Alicja Bell za dnia jest zwyczajną nastolatką, jednak kiedy zapada zmrok staje się więźniem we własnym domu. Jej ojciec wprowadził bowiem zakaz wychodzenia na dwór w obawie przed atakiem zombie. Dla nastolatki rzecz jasna jest to ogromy problem, jednak rodzice pozostają głusi na jej prośby. W dniu swoich urodzin, Alicji udaje namówić się rodzinę na wieczorne wyjście, które kończy się tragicznie.  Dochodzi do wypadku, w którym giną rodzice oraz siostra nastolatki; wtedy także dziewczyna po raz pierwszy widzi zombie. Po tych traumatycznych przeżyciach Alicja zamieszkuje u dziadków i przenosi się do nowej szkoły, gdzie poznaje bardzo przystojnego Cole’a, w którym rzecz jasna zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Wkrótce dowiaduje się, że chłopak także potrafi dostrzec zombie i wraz ze znajomymi próbuje je powstrzymać. Alicja chcąc pomścić swoich najbliższych dołącza do ich grupy. Rozpoczyna się walka na śmierć i życie...

            Muszę przyznać, że czuję się nieco rozczarowana; spodziewałam się czegoś innego. Pomysł na fabułę był interesujący i miał moim zdaniem potencjał. Liczyłam na to, że autorka przeniesie mnie w„krainę” na miarę mojej ukochanej Alicji; z całą gamą mrocznych (jak na zombie przystało) i niesamowitych postaci. Niestety wykreowany przez autorkę świat mnie nie porwał. W opowieść wprowadza czytelnika sama Alicja, jednak taki zabieg nie pozwala czytelnikowi na lepsze poznanie głównej bohaterki. Zresztą każda z postaci została przedstawiona w moim odczuciu dość powierzchownie. Co jeszcze mnie drażniło? Wątek miłosny, który zamiast dodatkiem do opowieści o zombie stał się dominujący. Szereg tutaj sytuacji, w których nastoletnia bohaterka zachwyca się Colem; są ochy, achy i inne miłosne westchnienia. Muszę nadmienić, że ogólnie nie przepadam za takimi wątkami, dlatego tutaj mnie one nieco irytowały; młodym czytelnikom się spodobają. Można tutaj odnaleźć także odrobinę intryg, trochę elementów zaskakujących, ale są też i momenty przewidywalne. Osobiście szczególną uwagę zwróciłam na „środowisko zombie”, które zostało wykreowane przez Genę Showalter w interesujący sposób; autorka bowiem próbuje opowiedzieć historię ich powstania, nakreślić ich mentalność, wniknąć w ich „duchowość”. Dodam jeszcze, że odniesień do „Alicji w Krainie Czarów” jest tutaj niewiele, ale białego królika nie zabraknie.

            „Alicja w Krainie Zombi” to pierwsza część cyklu o nazwie „Kroniki białego królika”, który powstał z myślą o nastoletnich czytelnikach. Czy sięgnę po część drugą? Owszem, z ciekawości i licząc na to, iż wątek miłosny będzie tym razem nieco okrojony. Komu mogę polecić książkę? Myślę, że fani literatury typu „paranormal romance” znajdą tutaj coś dla siebie.



 

 




          Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mira\ Harlequin










Tekst umieszczony także w serwisie nakanapie.pl


G. Showalter - Alicja w Krainie Zombi
stron 512
Wyd. Mira/ Harlequin

niedziela, 8 września 2013

Lincoln Peirce "Zapiski luzaka. Natan idzie na całość"


            „Zapiski luzaka. Natan idzie na całość” to czwarta odsłona przygód szalonego chłopca ze Szkoły Podstawowej nr. 38. Lincoln Peirce pierwszy komiks, którego bohaterem stał się Natan stworzył w 1991 roku. Do dziś komiksy z „luzakiem” ukazały się w około dwustu pięćdziesięciu amerykańskich czasopismach. Niesfornego bohatera bardzo szybko polubili nie tylko najmłodsi wielbiciele komiksów, wówczas autor postanowił stworzyć „Zapiski luzaka” – książkę, która sprawnie łączy elementy komiksu z tradycyjnie prowadzoną narracją. W Polsce cykl o przygodach Natana mogliśmy poznać za sprawą wydawnictwa Nasza Księgarnia.

            Natan to chłopiec trochę nierozgarnięty, za to niezwykle pomysłowy z bardzo ciekawym podejściem do samego siebie. Jak twierdzi jest genialny oraz wprost stworzony do wielkich czynów. Oczywiście mija się z prawdą, gdyż do „orłów” nie należy, jednak takie drobiazgi nie są wstanie zmienić jego mniemania o sobie. Nie znaczy to, że bohater jest zarozumiały i odpychający, wręcz przeciwnie. Natan wzbudza w czytelniku sympatię; pełen energii, z wielkim poczuciem humoru oraz „komiksową” pasją nieustannie pakuje się w jakieś przygody i tarapaty, które rozbawią nie tylko najmłodszych odbiorców książki.

            W czwartej części „Zapisków luzaka” Natan wraz ze swoimi najlepszymi kumplami postanawia założyć „Szkolny Klub Rysowników”. „Komiksiarze” są bardzo dumni ze swojego klubu, planują spotkania, szukają kolejnych uczestników, kiedy nieoczekiwanie trafia do nich koszmarna informacja. Szkoła nr. 38 z powodu remontu zostaje tymczasowo zamknięta, a uczniowie przeniesieni do podstawówki im. Jeffersona. Dzieciakom z trzydziestki ósemki jest to wybitnie nie na rękę, gdyż od zawsze rywalizują one z „kujonami z Jeffersona” i od zawsze przegrywają. Nawet ich klub rysowników okazuje się być lepszy. Natan postanawia odnaleźć „coś” w czym on i jego przyjaciele będą lepsi od uczniów „Jeffersona”. Czy bohaterom uda się w końcu pokonać zarozumiałych uczniów z sąsiedniej szkoły? Przekonajcie się sami.

            „Zapiski luzaka” to seria idealna dla młodszych czytelników. Główny bohater to „zwyczajny” uczeń szkoły podstawowej, borykający się z dobrze dzieciakom znanymi problemami; zatargi z nauczycielami, mnóstwo zadań domowych, rywalizacja, pierwsze zauroczenia to codzienność nie tylko głównego bohatera, ale z pewnością wielu uczniów. Lincoln Peirce bardzo dobrze odzwierciedlił środowisko dzieciaków ze szkoły podstawowej. Sprawnie poprowadzona akcja gwarantuje młodym odbiorcom udaną zabawę. Bardzo przystępny język oraz nieskomplikowana fabuła pozwala nawet najmłodszym czytelnikom na zapoznanie się z zapiskami Natana.  

            Muszę wspomnieć także o szacie graficznej, która jest bardzo ważnym elementem książki, gdyż rysunki i komiksy stają się doskonałym uzupełnieniem słowa pisanego. Sporo tutaj komiksów samego Natana, który za ich sprawą w bardzo humorystyczny sposób komentuje bieżące wydarzenia. Sam autor także zdecydował się na przedstawienie niektórych wątków za pomocą szkiców. W komiksach głównego bohatera oraz rysunkach samego Peirce’a widoczne są znaczne różnice. Prace autora są bardziej dojrzalsze i dopracowane. Takie rozwiązanie ma swoje plusy, gdyż wiedząc, które rysunki stworzył główny bohater jesteśmy w stanie wychwycić jego poczucie humoru oraz dowiedzieć się czegoś więcej o jego charakterze. Przyznam, że choć dzieckiem już nie jestem bardzo dobrze bawiłam się wraz z Natanem i jego przyjaciółmi. Za ich sprawą ponownie wróciłam za szkolną ławę, z sentymentem przypominając sobie najzabawniejsze sytuacje z mojego „szkolnego podwórka”. Polecam całą serię nie tylko dzieciakom, ale także tym nieco starszym czytelnikom.
 
 Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Nasza Księgarnia za co bardzo dziękuję.
 
 
 

Zapiski luzaka. Natan idzie na całość - L. Peirce

Stron 232
Wyd Nasza Księgarnia 2013