czwartek, 28 marca 2019

Graeme Cameron "Martwe dziewczyny"


Podczas obławy na seryjnego mordercę detektyw Ali Green zostaje poważnie ranna. Po dwóch miesiącach rekonwalescencji wraca do policyjnej służby. Powrót nie jest łatwy, gdyż kobieta nadal boryka się z problemami zdrowotnymi, które utrudniają jej pracę. Ponadto w wyniku odniesionych obrażeń Ali miewa kłopoty z pamięcią. Bywają dni, kiedy ma trudności z zapamiętaniem swojego imienia i nazwiska. Co więcej, wracając wspomnieniami do tragicznych zdarzeń sprzed kilkudziesięciu dni, nie wie, co wydarzyło się naprawdę, a co jest jedynie wytworem jej wyobraźni. Kobieta jest jednak nieugięta i za wszelką cenę pragnie odnaleźć swojego oprawcę. Tamten mężczyzna, jak nazywa go Ali skrzywdził nie tylko ją. Ten seryjny morderca od dawana przetrzymywał kobiety w klatkach, a następnie pozbawiał ich życia. Jest jednak ktoś, kto zdołał uciec tamtemu mężczyźnie. To Erica. Jednak czy na pewno jest ona ofiarą, czy może wspólniczką kata? Tego musi dowiedzieć się Alisha Green.
„Martwe dziewczyny” to kontynuacja „Zwykłego człowieka” autorstwa Graeme Cameron. Przyznam szczerze, że pierwszy tom mocno mnie rozczarował. Zamiast mrożącej krew w żyłach opowieści, dostałam historię, która zamiast przybierać na sile, coraz bardziej nużyła. A szkoda bo potencjał na intrygującą fabułę był. I właśnie ze względu na te możliwości postanowiłam dać tej serii jeszcze jedną szansę. Druga część cyklu nie spełniła wszystkich moich oczekiwań, ale momentami bywała intrygująca. Dlaczego momentami? Dlatego, że akcja powieści jest nierówna. Raz przyspiesza i angażuje czytelnika, by następnie gwałtownie wyhamować. Sama kilkakrotnie chciałam odłożyć książkę, jednak wtedy fabuła nabierała rumieńców i kiedy z niecierpliwością czekałam na rozwój wypadków historia zaczynała być nużąca.
Przejdźmy teraz do postaci. W „Zwykłym człowieku” najbardziej intrygujące wydały mi się Erica i Ali, dlatego miałam nadzieję na to, że w tym tomie dowiem się o tych paniach nieco więcej. I wydawać by się mogło, że tak będzie, gdyż stykamy się tutaj z dwutorową narracją: pierwszo- i trzecioosbową. Sama skupiłam się na relacji detektyw Green. Obraz wyłaniający się z jej wspomnień czy też z jej wyobrażeń jest chaotyczny i biorąc pod uwagę jej stan zdrowia jest t zupełnie zrozumiałe. Sama odnajdywałam się w tym jej bałaganie. Niestety moje zainteresowanie detektyw Green zamieniło się w irytację. Natomiast Erica i jej rodzina (bo o niej też mowa w tym tomie) rozbudziła moją ciekawość. I tutaj czuję niedosyt, gdyż nie znalazłam odpowiedzi na wszystkie moje pytania odnośnie życia Eriki.
„Martwe dziewczyny” podobnie jak „Zwykły człowiek” pozostawiają mnie z uczuciem rozczarowania tym, że autor nie wykorzystał tkwiącego w tej historii potencjału.


G. Cameron – Martwe dziewczyny
Stron: 304
Wyd. Harper Collins 2019

czwartek, 14 marca 2019

Ryszard Ćwirlej "Trzynasty dzień tygodnia"


W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku zamilkły telefony i radio, a telewizja przestała nadawać. Generał Jaruzelski wprowadził stan wojenny, by przywrócić socjalistyczny porządek w kraju. Na ulicach pojawiają się czołgi i opancerzone transportery, a Służba Bezpieczeństwa i milicja Obywatelska zostaje postawiona w stan gotowości.
Właśnie wtedy grupa poznańskich milicjantów zjawia się na jednym z osiedli, by aresztować działacza opozycji. Na miejscu okazuje się, że w jednym z mieszkań znajdują się zwłoki mężczyzny. Wszystko wskazuje na to, że mężczyzna był przed śmiercią poddany torturom. Wkrótce na kolejnym osiedlu dochodzi do podobnego zdarzenia. Obu denatów łączy to, że byli działaczami Solidarności, ponadto mieszkanie każdego z nich zostało splądrowane, a pod ich blokami sąsiedzi zauważyli dwóch podejrzanych mężczyzn. Sprawa przydzielona zostaje porucznikowi Alfredowi Marcinkowskiemu, który może liczyć na wsparcie świeżo upieczonego absolwenta szkoły oficerskiej Mirosława Brodziaka i starego wygi z SB Teofila Olkiewicza.
Twórczość Ryszarda Ćwirleja poznałam sięgając po cykl kryminałów o poruczniku Antonim Fischerze, który przeniósł mnie w lata dwudzieste i trzydzieste minionego wieku. Tym razem, za sprawą powieści „Trzynasty dzień tygodnia” autor zabiera mnie w nieco mniej odległą podróż- lata osiemdziesiąte XX wieku, kiedy na terenach PRL został ogłoszony stan wojenny.
Jak dotąd proza Ryszarda Ćwirleja przekonywała mnie wyjątkowym klimatem, intrygującymi bohaterami i świetnie nakreślonym tłem polityczno-obyczajowym. Z „Trzynastym dniem tygodnia” jest podobnie. Autor bardzo skrupulatnie buduje PRL-owski klimat okraszając go poznańską gwarą. Przechadzając się po ulicach Poznania i mieszkaniach bohaterów można niemal poczuć zapach papierosowego dymu i smak bimbru.
Choć „Trzynasty dzień tygodnia” jest kryminałem neomilicyjnym (termin ten został ukuty przez samego autora), ta kryminalna warstwa powieści jest tutaj furtką do ukazania PRL-owskiej rzeczywistości. Dodam jeszcze, że sama zagadka mnie zaskoczyła. Moje typowania winnego spełzły na niczym, co mnie cieszy ;)
Ryszard Ćwirlej trafnie i w wyważony sposób nakreśla ówczesne realia. Społeczeństwo zawieszone między niepewnością i niepokojem, a determinacją, by przetrwać w zaistniałych warunkach. Jest wiarygodnie, momentami zabawnie, a wręcz groteskowo. Na tę autentyczność bez wątpienia wpływa język i bohaterowie- tacy z krwi i kości.  Pozostając przy postaciach muszę nadmienić, że jest ich całkiem sporo, co w odczuciu niektórych czytelników może powodować chaos. Ja znając już twórczość autora byłam na to przygotowana ;)
Jeśli lubicie powieści kryminalno-obyczajowe i chcecie przenieść się do niekoniecznie wesołych czasów PRL, ta powieść jest dla Was.


Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Muza

R. Ćwirlej - Trzynasty dzień tygodnia

Stron:480
Wyd. Muza 2019

wtorek, 5 marca 2019

Ann Cleeves "Czerwień kości"


Po Ravensvick i Biddista przyszła pora na Whalsay – uroczą wyspę, gdzie koncentruje się akcja „Czerwieni kości”, trzeciego tomu Kwartetu Szetlandzkiego autorstwa Ann Cleeves. Co ciekawe, Ravenswick i Biddista są miejscami fikcyjnymi, choć na mapie Szetlandów odnajdziemy je bez trudu. I tak, Ravensvick to Sandwick, leżące na południe od Lerwick, natomiast Biddista ma podobną lokalizację, co Hillswick, więc zdaje się być jego odpowiednikiem. Whalsay jest prawdziwą wyspą i- jak twierdzi autorka- jednym z najbardziej przyjaznych miejsc.
Właśnie na tę czarującą wyspę przybywa Hattie, młoda pani archeolog, by rozpocząć wykopaliska. Wkrótce odkrywa ludzkie szczątki. Wieści o znalezionych kościach roznoszą się wśród mieszkańców błyskawicznie wywołując w nich skrajne emocje. Niedługo po tym wydarzeniu ginie Mima, babka Sandy’ego Wilsona, policjanta współpracującego z inspektorem Jimmym Perezem. Kobieta została postrzelona w swoim ogrodzie. Wszystkie okoliczności wskazują na nieszczęśliwy wypadek, jednak Perez nie byłby sobą, gdyby nie poświęcił tej sprawie więcej uwagi. Zaczyna drążyć, ciągnąć ludzi za języki i zadawać krępujące pytania. Efekty jego działań okażą się zaskakujące.
Autorka w każdej swojej opowieści dba o to, by miała ona szczególny klimat, budując go z wielu detali tj. miejsce czy warunki atmosferyczne. W pierwszym tomie tę aurę potęgowały srogie zimowe warunki. W kolejnym, atmosferę podsycały białe noce, natomiast w „Czerwieni kości” wyspę spowiła mgła dodając powieści nieco tajemniczości.
Bardzo lubię sposób, w jaki autorka buduje swoje historie. W każdej z nich zbrodnia jest przede wszystkim bodźcem do odkrywania przeszłości, jedną z bocznych ścieżek, która poprowadzi czytelnika ku tej właściwej. Dla mnie ta podróż, oczywiście w towarzystwie Jimmy’ego Pereza okazała się bardzo intrygująca. Tutaj muszę wspomnieć, że detektyw momentami usuwał się nieco w cień, pozwalając Sandy’emu Wilsonowi przejąć inicjatywę. Z zaangażowaniem dokopywałam się do kolejnych tajemnic zarówno mieszkańców wyspy, jak i osób przyjezdnych. I po raz kolejny przekonałam się, że żądza i namiętności potrafią budować i niszczyć człowieka.
Jeszcze słówko o intrydze. Muszę przyznać, że autorka skutecznie mnie zwodziła i, co rusz, burzyła moje koncepcje na temat sprawcy. I choć akcja prowadzona jest niespiesznie, potrafiła utrzymać moje zainteresowanie opowieścią.
Zatem jeśli szukacie klimatycznej, obyczajowo- kryminalnej powieści, „Czerwień kości” może okazać się trafnym wyborem.


A.    Cleeves – Czerwień kości
Stron: 464
Wyd. Czwarta Strona 2019