wtorek, 30 września 2014

Derek Miller "Norweskie noce"



Sheldon Horowitz ma osiemdziesiąt dwa lata i „na głowie” nie tylko demencję, ale także przeprowadzę z Nowego Jorku do Oslo. Mimo ogromnej pomocy wnuczki w zaaklimatyzowaniu się w nieznanym miejscu mężczyźnie oswajanie nowej rzeczywistości przychodzi z trudem. Sheldon – były żołnierz Marines i weteran wojny w Korei wciąż żyje przeszłością, która staje się dla niego ważniejsza, niż teraźniejszość.
Bezbarwna egzystencja Sheldona diametralnie się zmienia kiedy do jego mieszkania wdziera się sąsiadka, która wraz z synem ucieka przed byłym partnerem. Niebawem mieszkanie pustoszeje, a staruszek zostaje sam z siedmioletnim chłopcem. Chłopczyk, który jest synem zamordowanej kobiety sam staje się celem mordercy. Horowitz postanawia działać na własną rękę i zamiast powiadomić odpowiednie władze rusza ze swoim nowym kompanem w podróż po obcych mu terenach.
Jak na porządny kryminał przystało mamy tutaj i morderstwo i pościg, dlatego sporym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że autor niemal natychmiast odkrywa przed czytelnikiem tożsamość zabójcy. Zagadka kryminalna nie jest tutaj najistotniejsza. Stanowi jedynie oprawę dla opowieści o Sheldonie Horowitzu. I choć warto poznać bliżej każdą z postaci moje serce bezapelacyjnie skradł ekscentryczny, nieco uszczypliwy, a przede wszystkim wrażliwy staruszek.
Intrygujące jest to w jaki sposób autor skonstruował fabułę, bowiem aktualne wydarzenia plączą się z epizodami z życia Horowitza mające miejsce wiele lat temu. Co więcej do tej kompozycji autor dokłada szereg rozmów głównego bohatera ze zmarłymi krewnymi. Dzięki temu poznajemy Sheldona na wskroś. Jego obawy, nadzieje i demony z przeszłości, z którym nie potrafi się uporać. Właśnie przez pryzmat tych konwersacji dowiadujemy się o doświadczeniach wojennych bohatera oraz o wielkim ich wpływie na dalsze jego funkcjonowanie.
Autor porusza się po dość trudnym i delikatnym terenie: holocaust, wojna w Wietnamie i Korei. Wydawać by się mogło, że z takiego połączenia wyłoni się coś, przez co nie sposób będzie przebrnąć. Nic z tych rzeczy. Derek Miller kreśli swoją opowieść w przystępny sposób, nie zapominając o odrobinie humoru. Z wyczuciem wprowadza elementy żartobliwe, by nie stworzyć z tych tragicznych wydarzeń pastiszu.
„Norweskie noce” to pozornie typowy skandynawski kryminał, jednak wgłębiając się w historię dostrzeżemy, że tutaj kluczowy staje się świat wewnętrzny bohatera. Jego emocje i więzi z najbliższymi, także tymi, którzy już odeszli. Finał opowieści jest...mylący, gdyż podważa portret głównego bohatera, który tak starannie składałam ze zdań podsuwanych mi przez autora. Zamiast oczywistego zakończenia dostałam kuksańca w bok, który każe przemyśleć fabułę i zadecydować czy te wszystkie wydarzenia w życiu Horowitza miały miejsce czy były tylko kadrami historii stworzonej przez jego zmęczony umysł. 




 Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa Feeria



D. Miller - Norweskie noce
Ilość stron:392
Wyd. Feeria 2014

                                            

4 komentarze:

  1. Już o niej dziś czytałam:) Ale fajne zbiegi okoliczności:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie wczoraj o niej napisałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Okładka naprawdę zaciekawia, jednak nie należy oceniać książki po okładce. I też w tym przypadku coś czuję, że książka raczej nie dla mnie, jednak nigdy nie skreślam książki całkowicie - może akurat kiedyś dam się namówić? :)

    OdpowiedzUsuń