wtorek, 14 lipca 2020

Jacek Łukawski "Odmęt"



Dziennikarz Damian Wolczuk od dłuższego czasu próbuje przebić się przez przysłowiowe kłody, które los rzuca mu pod nogi. Zaczęło się od procesu o zniesławienie, utraty pracy i zdrady przez ukochaną. Chcąc zacząć wszystko od nowa, Damian decyduje się na przeprowadzkę z Warszawy do Krakowa. Jednak nie będzie dane mu tam dotrzeć. Na jednym z odcinków trasy dochodzi do wypadku, sprawca ucieka z miejsca zdarzenia, a Wolczuk zmuszony jest skorzystać z pomocy Alicji - świadka zdarzenia, która oferuje mu nocleg w ośrodku terapii uzależnień w pobliskich Chęcinach. Wkrótce dowiaduje się o czającym się w miasteczku zabójcy i o legendzie, mówiącej o opętanym złem mnichu, który stał się seryjnym mordercą. Kiedy ginie pacjentka ośrodka uzależnień, Damian rozpoczyna własne śledztwo, nie tylko po to, by pomóc policji, ale by móc napisać intrygujący artykuł. Wolczuk nie ma pojęcia, na jakie niebezpieczeństwo się naraża.

„Odmęt” to kryminalny debiut Jacka Łukawskiego, który dotychczas skoncentrowany był na tworzeniu powieści fantasy. Dla mnie „Odmęt” jest początkiem literackiej znajomości z pisarzem, która- mam nadzieję- okaże się zaskakująca. A wiele na to wskazuje, gdyż wspomniany kryminał otwiera cykl powieści o prokuratorze Arkadiuszu Painerze.

W związku z tym, że nie znałam dorobku autora, powieść była dla mnie dużą niewiadomą, co tylko podsycało moją ciekawość. Ponadto nurtowało mnie pytanie, czy umiejscowienie akcji w małym miasteczku (co zdaje się być już pewnym schematem w powieściach kryminalnych) okaże się trafionym pomysłem. W moim przekonaniu, to duszne miejsce wpłynęło na klimat powieści. W połączeniu z miejscową legendą o obłąkanym zakonniku szukającego zemsty tworzy tajemniczą aurę, które chwilami nie potrafimy dostrzec granicy pomiędzy tym, co jest rzeczywiste, a tym, co jest tylko złudzeniem. Postaci także zasieją w nas spore wątpliwości, które utrudnią nam oszacowanie kto jest tym dobrym, a kto tym złym. Sama próbując odkryć tożsamość sprawcy, wskazywałam wiele z nich, bowiem niemal każda ma coś na sumieniu, coś co za wszelką cenę chce przed światem. Przyznam, że te wielowymiarowe charakterów, bez podziału na tych dobrych i złych, intrygują, ale i dezorientują, ponieważ moje ambiwalentne uczucia względem bohaterów komplikowały ustalenie moich sympatii i antypatii. Dezorientujące okazały się również tropy, na które w trakcie śledztwa natrafiała policja. Sprawca wodził za nos nie tylko tych, którzy go ścigali, ale również czytelnika. I choć kończąc tę opowieść coraz więcej elementów udało mi się ułożyć w odpowiedniej kolejności, muszę przyznać, że finał okazał się dla mnie niespodzianką.

To, co nieznacznie utrudniało mi moją wędrówkę przez miasteczko to nieregularna akcja. Początkowo jej tempo nie należało do najszybszych, co w połączeniu z licznymi opisami okazało się małym wyzwaniem. Warto jednak je podjąć, gdyż historia nabiera rumieńców i trzyma w napięciu do ostatniej strony.



J.  Łukawski – Odmęt


stron: 496
wyd. Czwarta Strona 2020

6 komentarzy:

  1. Przeczytałem. To cieszy, że nasi - rodzimi Autorzy - tworzą też i dobre kryminały. Dotąd zaczytywałem się w skandynawskich kryminałach. Pozdrawiam znad kubka kawy już bezkofeinowej. A tytuł zapisuję i będzie na coraz dłuższe noce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja także zaczytywałam się w kryminałach skandynawskich, niemniej coraz częściej wypatruję opowieści naszych rodzimych twórców. Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Na pewno będę czytała tę książkę. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Intrygująca recenzja. Chyba się skuszę!
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję :) Również pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń