W Olsztynie trwa
Festiwal Teatralny. Na ulicach pojawiają się aktorzy zabawiając publiczność widowiskowymi
pokazami. W trakcie tej parady ginie jeden z miejskich urzędników. Sprawca
postarał się o spektakularną oprawę morderstwa. Wykorzystał nawet rekwizyty
będące własnością olsztyńskiego teatru. Sprawa trafia w ręce komisarza
Sądeckiego, który ponownie zwraca się o pomoc do psychologa Zygmunta
Rozłuckiego. Ten na potrzeby śledztwa udaje się do teatru, by tam wtopić się w
codzienność aktorów i poznać mechanizmy rządzące ich zawodowym światem. Mężczyzna nie ma pojęcia,
że ten, którego szuka właśnie przygotowuje kolejny akt swojej sztuki.
Czekałam na ponowne
spotkanie z psychologiem Zygmuntem Rozłuckim. Interesowało mnie to, jak
poradził sobie z ostatnimi, traumatycznymi
wydarzeniami. No cóż, może nie do końca uporał się ze swoimi lękami i
poczuciem winy, ale zrezygnował z alkoholowej autoterapii. Nowe zadanie zdaje
się być odskocznią od bolesnych wspomnień i … zaczynem do pielęgnowania w sobie
nowej obsesji. Tak, tak. Najwidoczniej Rozłucki nie potrafi żyć bez emocji,
które nie tylko napędzają go do działania, ale i trawią. Takie zdają się być
uczucia, którymi obdarzył Agnieszkę Wilczyńską- jedną z aktorek olsztyńskiego
teatru. Pod ich wpływem Rozłucki zachowuje się niczym zakochany po uszy młodziak,
co niestety mnie denerwowało. Odnosiłam wrażenie, że ta miłość przeszkadza mu w
śledztwie, odciąga jego uwagę od istotnych poszlak i odbiera jego osobie wyrazistość.
Sama Wilczyńska wzbudza we mnie mieszane uczucia. Momentami potrafiła mnie
zaintrygować swoim zachowaniem i sprowokować do analizy jej postępowania. Nie
zmienia to jednak faktu, że oprócz ciekawości wzbudzała we mnie irytację. Nie
potrafię jednak konkretnie sprecyzować źródła tej irytacji.
Wróćmy teraz do miejsca
akcji. Teatr – miejsce, gdzie rutyna codzienności choć przez chwilę przesłonięta
jest kurtyną sztuki. Przemysław Borkowski sprawił mi tym wyborem sporą
niespodziankę. Pozwolił spojrzeć na niego
„od środka”. A środku jest i trochę ładnie i trochę brzydko, jak w życiu.
Przechodząc teraz do
wątku kryminalnego muszę zaznaczyć, że autor zaskoczył mnie tutaj
pomysłowością. Dla mordercy zbrodnia staje się spektaklem do którego starannie
się przygotowuje. Niestety jego tożsamość nie pozostawała dla mnie zbyt długo
tajemnicą. Słabszym elementem „Widowiska”
jest również powolny rytm powieści, który sprawiał, że ten dreszczyk emocji gdzieś
zanikał, a fabuła zamiast angażować czytelnika- nużyła.
„Widowisko”
to lekka, kryminalna opowieść, idealna na leniwy wieczór. I choć nie pozbawiona
rys zapewne przypadnie do gustu niejednemu czytelnikowi.
P.Borkowski
- Widowisko
stron: 496
wyd. Czwarta Strona 2019
W takie upały jedyne na co mam ochotę to właśnie takie lekkie książki- nawet ich potencjalne rysy mnie tak nie irytują...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)