niedziela, 27 maja 2018

Michelle Paver "Przepaść"

 
Himalaje, 1906 rok
Kilkoro Anglików, pod dowództwem generała Edmunda Lyell’a udaje się do Dardżyling, by stamtąd wyruszyć na Kanczendzongę- trzeci, co do wielkości szczyt Ziemi. Finał ekspedycji jest tragiczny- pięć osób ginie, a ci, którzy przetrwali muszą stawić czoła nowej rzeczywistości, w której się znaleźli. Jeden z ocalałych – Edmund Lyell, wydaje książkę „Skrwawieni, lecz niezłomni: atak na Kanczendzongę” i staje się swego rodzaju bohaterem. Inaczej potoczyły się losy Charles’a Tennant’a, kolejnego ocalałego uczestnika wyprawy. Mężczyzna nieustannie wraca myślami do tamtych traumatycznych wydarzeń i próbuje uporać się z ogromnym poczuciem winy, jakie będzie mu towarzyszyło do ostatnich chwil jego życia.
Mija dwadzieścia dziewięć lat od tej tragedii. Do Dardżyling przybywa pięciu śmiałków by stamtąd – śladami Lyell’a - wyruszyć na podbój Kanczendzongi. Ten szczyt, uznawany za jeden z najbardziej niebezpiecznych na świecie, będzie dla bohaterów ogromnym wyzwaniem, nie tylko ze względu na klimat, lawiny czy rozrzedzane powietrze, które wywołuje różne zaburzenia. Ta góra skrywa coś jeszcze; coś co wyczuwalne jest tylko dla niektórych uczestników ekspedycji; coś, co kiełkować zaczęło niemal trzydzieści lat temu; coś, co okaże się brzemienne w skutkach.
Muszę przyznać, że początek mojej znajomości z twórczością Michelle Paver nie był łatwy. Nie potrafiłam wgryźć się w klimat „Przepaści”. Udało mi się to dopiero w momencie, kiedy główni bohaterowie docierali do któregoś z kolei obozu. Cieszę się, bo później klimat gęstnieje, a i moja ciekawość rosła w miarę rozwoju zdarzeń. Rozszyfrowanie czym było to „coś”, co miało znaczący wpływa na wyprawę nie zajęło mi dużo czasu, jednak mimo to śledziłam kolejne etapy wędrówki głównych bohaterów, bo przyciągały mnie postaci, ich relacje, to, jak warunki, w których się znaleźli wpływały na ich zachowanie i ich morale.
Narratorem powieści jest lekarz, Stephen Pearce, który jest bratem Kitsa - organizatora wyprawy. Kits od dziecka zafascynowany był Edmundem Lyell’em, a książka „Skrwawieni, lecz niezłomni: atak na Kanczendzongę” była dla niego niczym święta księga. Stephen nie podzielał entuzjazmu brata względem sławnego generała. W ogóle bracia znacznie się od siebie różnili. Kits, zawsze ten najlepszy, traktował młodszego brata nieco z góry. Ich rywalizacja, zapoczątkowana w okresie dzieciństwa widoczna była także w tych górskich, ekstremalnych warunkach.
Ponadto interesujące było to, jak bezwzględne warunki wpływają na ludzkie zachowanie. W górach wszystko zdaje się mieć inny wymiar, niż tam w dole, gdzie jest bezpiecznie. Człowiek dręczony chorobami, wyczerpany atmosferycznymi uwarunkowaniami – zmienia się, popada w stan bliski szaleństwu, nie wie, co jawą, a co snem. I tutaj można zadać sobie pytanie: czy trudne okoliczności usprawiedliwiają każde zachowanie? Czy próba ocalenia siebie tłumaczy egoizm i porzucenie towarzyszy w potrzebie? Czy warto realizować swoje pasje, nawet wtedy, gdy ceną jest życie?
Michelle Pever stworzyła powieść, gdzie nie wszystko jest fikcją. Alexis A. Pache, Paul Bauer czy Frank Smythe to ludzie, którzy podjęli próbę zdobycia góry. Niektórzy nigdy nie wrócili. Takie połączenie sprawia, że historia staje się bardziej wiarygodna. Muszę dodać, że autorka rozpoczynając pracę nad książką, sama wybrała się do Dardżyling, następnie przemierzała wzgórza wokół Kanczendzongi, co na pewno miało wpływ na finalny kształt opowieści. Czuć to chociażby w języku, który jest bardzo sugestywny i plastyczny.
„Przepaść” to powieść o pasji, która zdaje się być igraniem ze śmiercią i o relacjach międzyludzkich ukazanych na tle niecodziennych okoliczności. Ja, mimo początkowych trudności, poczułam się tak, jakbym była w centrum wydarzeń.
 
Michelle Paver – Przepaść
Stron: 272
Wyd. Czwarta Strona 2018
 

wtorek, 22 maja 2018

"What's up ?" czyli angielski kieszonkowiec


Nie od dziś wiadomo, że nauka przez zabawę może zdziałać cuda i zaskoczyć efektami. I nie od dziś wiadomo, że języki obce są niezbędne, a znajomość języka angielskiego jest wręcz niezbędna, jednak jego nauka nie zawsze jest prosta i przyjemna. Wkuwanie tony słówek „na blachę” to nie najlepsza metoda, już nie mówiąc o tym, że niezbyt zachęcająca. Ci,  którzy szukają sposobu na angielski innej metody, niż wkuwanie mogą wypróbować angielskie kieszonkowce.
Kieszonkowce – co to takiego?
Kieszonkowce to karciane quizy, które wspomagają naukę angielskiego na różnych etapach zaawansowania. Dziś kilka słów o kieszonkowcu „What’s up?”, który przeznaczony jest dla osób, które język angielski opanowany mają na poziomie średniozaawansowanym (B2) oraz zaawansowanym (C1).
Co w pudełku piszczy?
W pudełku znajdziemy 55 kart, a na nich aż 600 zwrotów konwersacyjnych. Dodam, że opakowanie jest niewielkie, zatem swojego ulubionego kieszonkowca możemy zabrać ze sobą niemal wszędzie.
O co chodzi z tym quizem?
Właściwie konkretnych reguł, co do samej rozgrywki nie ma. Na każdej karcie znajdują się trzy pytania, a do każdego z nich trzy warianty odpowiedzi. Ja wypróbowałam następujący wariant gry. Tryb dwuosobowy: rozdzielamy karty po równo między sobą, następnie naprzemiennie zadajemy pytania, a przeciwnik musi wybrać poprawną odpowiedź spośród trzech możliwych wariantów. Grałam z młodzieżą w wieku gimnazjalnym i licealnym. Ci drudzy poradzili sobie znacznie lepiej. Natomiast dla młodszych bardzo pomocny okazał się słowniczek znajdujący się na odwrocie każdej karty. Poprawne odpowiedzi znajdują się na dole każdej karty, zapisane są małym druczkiem i do góry nogami, zatem nie ma możliwości, aby przeciwnik podejrzał odpowiedź ;) U mnie rozgrywka w większym gronie okazała się lepszą zabawą, co nie znaczy, że skuteczniejszą ;) Natomiast wersja dwuosobowa pozwala bardziej skupić się na zwrotach i możliwościach edukacyjnych tego kieszonkowca.
Dla kogo?
Dla tych, którzy lubią quizy i zagadki i dla tych którzy chcą poszerzyć swoje angielskie słownictwo. Zgadujcie, bawcie się, a słówka…. tak przy okazji zostaną w głowie ;)

 


What’s up? – quiz karciany

55 kart

Wyd. Edgard 2017

piątek, 18 maja 2018

Małgorzata Rogala "Kopia doskonała"

Ciężko jest utrzymać się ze sztuki, zwłaszcza tym, którzy w tym świecie artystycznym stawiają pierwsze kroki. Dominika - świeżo upieczona absolwentka ASP – przekonała się o tym na własnej skórze. Zatem, kiedy otrzymuje propozycję wyjazdu do Francji i namalowania kopii Targu na jarzyny na Placu Żelaznej Bramy w Warszawie, jednego z obrazów Józefa Pankiewicza, nie waha się ani chwili i wierzy, że właśnie los się do niej uśmiechnął. Replika miała trafić do rąk prywatnego kolekcjonera, jednak zamiast zdobić ścianę domu pasjonata sztuki, trafia do małej galerii sztuki w Lyonie, gdzie ma zastąpić miejsce oryginału. Kradzież odbija się szerokim echem we Francji, a niczego nieświadoma Dominika zostaje główną podejrzaną. Wkrótce orientuje się kto za tym wszystkim stoi i kto próbuje ją wrobić. Zdesperowana próbuje kontaktować się z babcią Józefiną , by ta pomogła jej wrócić do domu. Staruszka udaje się do Celiny Stefańskiej, początkującej pani detektyw, która dotąd specjalizowała się głównie w śledzeniu niewiernych mężów (tudzież żon). Zatem można by rzec, że to zlecenie trafia się Celinie, jak ślepej kurze ziarno. Kobieta – choć bardzo się waha – przyjmuje tę sprawę. Wraz z Mileną, przyjaciółką Dominiki, wyrusza do Francji, by ją odnaleźć.
 Kopia doskonała” autorstwa Małgorzata Rogali otwiera cykl o pani detektyw, Celinie Stefańskiej. To nie pierwsza seria stworzona przez autorkę. Myślę, że wielu z was zna serię z komisarzem Sławomirem Tomczykiem i aspirantką Agatą Górską w roli głównej. Sama, choć często sięgam po kryminały, z twórczością pani Małgorzaty stykam się po raz pierwszy.
Tyle słowem wstępu, teraz posłuchajcie o wrażeniach ;)
Przyjrzyjmy się głównej bohaterce. Celina Stefańska to młoda kobieta, która w wyniku pewnych zdarzeń musi zacząć wszystko od nowa. Myślę tutaj o życiu zawodowym, gdyż prywatne od dawna kuleje. Kobieta, pod wpływem impulsu i naciskiem swojej przyjaciółki Szyszki (pisarki specjalizującej się w powieściach kryminalnych, dokładnie tak ;)), postanawia założyć jednoosobową agencję detektywistyczną. Jak wiadomo, początki bywają trudne, jednak Stefcia się nie poddaje. Czy wypłynie na szerokie wody? Zobaczymy. Muszę przyznać, że główna bohaterka wzbudziła we mnie sympatię. Celina jest taka, jak jej imię – niedzisiejsza. Nie ma konta na żadnym portalu, używa tradycyjnych notesów, nie laptopa, a GPS to dla niej wielka zagadka. Ja właśnie za to ją lubię. Jednak to nie jedyna cecha, która ją wyróżnia. Celina oprócz tego, że jest niedzisiejsza, jest także nieogarnięta, jak stwierdziła jedna z bohaterek książki. Momentami bywa roztrzepana i popełnia błędy, ponadto ma swoje lęki i bariery, które usiłuje pokonać. Te cechy sprawiają, że Celina staje się postacią realną. Ta jej zwyczajność bardziej do mnie przemawia, niż jakaś superwoman, które zdarza się spotkać w takich powieściach.
Jeśli chodzi o postaci, to zwrócę jeszcze uwagę na babcię Józefinę, która wymyka się schematowi, który tworzymy w swoich głowach słysząc słowo babcia. Józefina to nie staruszka to kobieta po sześćdziesiątce, która ćwiczy jogę, zdrowo się odżywia i uczęszcza  na wykłady Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Świetna kobieta, prawda? ;)
A co z fabułą? Przyznam, że dla mnie „Kopia doskonała” nie jest takim rasowym kryminałem. Co nie znaczy, że jest źle, ale jestem nieco rozczarowana. Sama zagadka nie jest trudna do rozwiązania, nie ma wielu zwrotów akcji czy fałszywych tropów, które prowadziły mnie w ślepe uliczki. Cecylia radzi sobie nad wyraz dobrze, biorąc pod uwagę fakt jej brak doświadczenia. Wszystko właściwie szło jak po maśle. I to, w moim odczuciu jest wadą opowieści. Dodam jeszcze, że finał – odnalezienie sprawcy, niestety był dla mnie przewidywalny.
Zapytacie, co z plusami? Są.
 Znalazłam elementy, które, w moim przekonaniu, pozytywnie wpłynęły na tę historię. Klimat, to mocny element tej książki. Autorka zabrała mnie do Francji, a konkretnie do Lyonu, Annecy i Arbois. Starannie odwzorowała topografię tych miejsc, zadbała o odpowiednie kolory, muzykę, a nawet zapachy. Dzięki temu, choć na chwilę można się przenieść chociażby do Annecy i wdychając zapach lawendy posłuchać francuskich piosenek, które będąc tam, na miejscu brzmią jakby inaczej. Ten klimat potęgują także teksty piosenek (francuskich oczywiście), których fragmenty wplatane są w fabułę. Z językiem francuskim też się tutaj zetkniemy, od czasu do czasu pojawiają się zdania czy pojedyncze słówka.
Muszę dodać, że książkę czyta się w błyskawicznym tempie, a to za sprawą lekkiego pióra autorki. Historia choć lekka i okraszona humorem, traktuje także tematach które wesołe nie są. Pani Małgorzata zwraca uwagę na social media. Ten sposób kontaktowania się ze znajomymi wybiera coraz więcej osób, często nie zdając sobie sprawy z tego, że taka forma komunikacji nie zawsze ma tylko pozytywne aspekty. Jest też słowo o pokonywaniu własnych leków i ograniczeń ( które tworzymy głównie w swojej głowie) oraz o tym, że warto dać sobie drugą szansę.
Reasumując, „Kopia doskonała” to lekki kryminał z zagadką w tle. Dlaczego w tle? Bo dla mnie odnalezienie sprawcy nie było najistotniejsze. Ważne stały się postaci, ich wzajemne relacje oraz… zapach lawendy.
 
 
 
 
Małgorzata Rogala – Kopia doskonała
stron: 352
wyd. Czwarta Strona 2018




piątek, 11 maja 2018

Jessica Fellowes "Morderstwo w pociągu"

Anglia, 1920 rok.

Florence Nightingale Shore to emerytowana pielęgniarka, która poznała smak wojny, opiekując się rannymi żołnierzami. Teraz jedyne czego pragnie, to znaleźć własny kąt gdzieś na obrzeżach miasta i tam dożyć spokojnej starości. Niestety nie będzie jej to dane. Podczas podróży pociągiem do swojej przyjaciółki, zostaje zaatakowana. A wskutek odniesionych obrażeń umiera w szpitalu kilka dni później. Policja z braku dowodów bardzo szybko umarza śledztwo, jednak jeden z funkcjonariuszy- Guy Sullivan nie daje za wygraną i postanawia na własną rękę odnaleźć sprawcę.

Nie tylko on prowadzi dochodzenie. Jest ktoś jeszcze. Szesnastoletnia Nancy Mitford, która czuje się wstrząśnięta śmiercią powszechnie szanowanej osoby. Postanawia poszukać świadków, dokumentów, śladów, czegokolwiek, co mogłoby stać się wskazówką, która doprowadzi ją do podejrzanego. W swoje działania wciąga Luisę Cannon, która pracuje w domu Mitfordów jako opiekuna do dzieci. Wkrótce udaje im się trafić na właściwy trop, jednak dotarcie do prawdy okaże się trudniejsze niż myślały, gdyż odpowiedzialna za zbrodnię osoba zrobi wszystko, by jej tajemnica nigdy nie wyszła na jaw.

„Morderstwo w pociągu” to pierwsza powieść kryminalna Jessiki Fellowes, która stworzyła serię„Downton Abbey” bazującą na fabule popularnego serialu. Za inspirację do stworzenia kryminału posłużyło autorce rzeczywiste zabójstwo wspomnianej Florence Nightingale Shore. Zresztą kobieta to nie jedyna autentyczna postać, są nimi także członkowie arystokratycznej rodziny Mitfordów.

Lubię kryminały i lubię powieści, gdzie dobrze zarysowana jest warstwa społeczno - historyczna, zatem byłam przekonana, że w tej powieści znajdę coś dla siebie. I przyznam, że chociaż fabularnie nie wszystko okazało się strzałem w dziesiątkę, to warstwa obyczajowa okazała się interesująca. Autorka sugestywnie nakreśla obraz powojennej Anglii i spustoszenia jakie ta wojna pozostawiła przede wszystkim w psychice żołnierzy w niej uczestniczących. Ponadto Jessica Fellowes zwraca uwagę na pozycję kobiet w latach 20-tych minionego wieku. Jej powieść to także obraz społeczeństwa podzielonego na klasy oraz relacji rodzinnych, które właściwie podporządkowane są obowiązującym normom (widoczne jest to przede wszystkim w relacji rodziny Mitfordów).

Słabszym elementem okazał się wątek kryminalny. Już sam fakt, że dochodzenie prowadziła szesnastolatka był dla mnie nieco kuriozalny. Owszem pomagał jej Sullivan, jednak mimo wszystko taki obrót sprawy mnie nie przekonywał. Przyznam, że momentami ślady zapędzały mnie (i bohaterów) w ślepą uliczkę, jednak sam finał śledztwa okazał się dla mnie rozczarowujący. Wspomnę tylko, że pomyślne zamknięcie sprawy jest fikcją literacką, gdyż w rzeczywistości sprawcy nigdy nie odnaleziono.

Podsumowując, „Morderstwo w pociągu” dla mnie jest powieścią przede wszystkim obyczajową, gdzie wątek kryminalny jest tylko jedną z jej warstw. Autorka zgrabnie połączyła fakty z fikcją literacką, jednak mnie zabrakło tego czegoś, co sprawia, że historia pochłania mnie bez reszty.
 
 
 

Jessica Fellowes – Morderstwo w pociągu

 

stron: 416

wyd. Harper Collins 2018


wtorek, 8 maja 2018

Artur Cieślar "Kobieta metamuzyczna"

Kim jest kobieta metamuzyczna? Według Artura Cieślara, to kobieta „która przekracza ramy muzyki. Podąża za nią, uprawia ją, śpiewa muzykuje, opisuje ją, analizuje, dostrzega dźwięk i jego moc, ale jednak rzadko przedkłada muzykę nad samo życie – jego smak, niepowtarzalność, wyjątkowość” (str. 9). Określenie to zostało stworzone przez reportera na potrzeby jego książki, która jest zapisem rozmów autora z dwunastoma kobietami, których życie związane jest z muzyką.
Bohaterkami tych rozmów były: Grażyna Auguścik, Ania Dąbrowska, Urszula Dudziak, Katarzyna Groniec, Krystyna Janda, Grażyna Łobaszewska, Kasia Nosowska, Sława Przybylska, Jadwiga Rappé, Maria Szabłowska, Magda Umer i Elżbieta Zapendowska. Znam twórczość tych pań, w większym lub mniejszym stopniu. Niemniej, po książkę sięgnęłam przede wszystkim dlatego, że uwielbiam Kasię Nosowską, której muzyka towarzyszy mi właściwie od dziecka. Ponadto cenię twórczość Magdy Umer, która wspaniale interpretuje teksty Agnieszki Osieckiej.
Każda z kobiet ma charyzmatyczną osobowość, niezwykłą wrażliwość, spory bagaż doświadczeń i muzyczną pasję, która dorzuca do ich życia kilka barw. I wszystko to emanuje z tych konwersacji. Domyślam się, że muzyka miała być tutaj sztandarowym tematem, jednak kwestie tutaj poruszane wymykają się z ustalonych, muzycznych ram. Artystki wrócą wspomnieniami do lat dzieciństwa, do wydarzeń które je ukształtowały, zdradzając tym samym, jakimi zasadami kierują się w życiu i czego od niego oczekują. Będzie też słowo o przemijaniu, buddyzmie i wierze.
Przyznam że ważkie kwestie w nich poruszane nie do końca do mnie przemawiały. Nie dlatego, że unikam takich tematów, po prostu dla mnie za dużo tu buddyzmu i metafizycznych odniesień. Ponadto były momenty, kiedy odnosiłam wrażenie, że autor zbyt wiele mówi o sobie, zapominając o tym, że na pierwszym planie powinny znaleźć się jego rozmówczynie.
Muszę także wspomnieć o wydaniu, gdyż jest on dopracowane w każdym detalu. Szczególnie ujęła mnie kolorystyka. Połączenie złota i niebieskiego nadają całości szczególnego charakteru. Takie barwy mają również szkice ilustrujące to wydanie. Ich autorką jest Laura La Wasilewska. Każdy obraz to portret jednej z dwunastu kobiet, z którymi rozmawiał Artur Cieślar.  
Pomimo tych drobnych uwag, których pisałam, całość odbieram pozytywnie. Silne i wrażliwe kobiety zaintrygowały mnie swoim spojrzeniem na świat i na sztukę.
 
 
 
 
Artur Cieślar – Kobieta metamuzyczna
stron: 226
wyd. Barbelo 2014

niedziela, 6 maja 2018

Przemysław Borkowski "Niedobry pasterz"


Przemysława Borkowskiego znam głównie z jego działalności w Kabarecie Moralnego Niepokoju. Wiadomość, że poświęca się także pisaniu kryminałów – zaskoczyła mnie. Zaintrygowana, postanowiłam sprawdzić czy ten pan, który dotąd mnie rozśmieszał, zaskoczy mnie złożoną intrygą. 
„Niedobry pasterz” to drugi tom cyklu z psychologiem, Zygmuntem Rozłuckim w roli głównej. Znów zaczynam nie po kolei, co na pewno nie pozostaje bez wpływu na odbiór powieści, ale o tym za chwilę.
Psycholog Zygmunt Rozłucki postanawia diametralnie zmienić swoje życie. Porzuca stolicę i  dobrze płatną posadę, by zamieszkać w podolsztyńskiej wsi, w domu, gdzie kilka miesięcy temu był uczestnikiem dramatycznych wydarzeń. I w tym momencie przydałaby się znajomość pierwszego tomu, gdyż do tych chwil niejednokrotnie wraca pamięcią nie tylko Rozłucki. Obiecałam sobie, że ów braki nadrobię i dalej wgłębiałam się w fabułę.
Poeta pisał „Wsi spokojna, wsi wesoła!”. Ta, w której zamieszkał pan psycholog nie jest ani spokojna, ani wesoła. Już pierwszego dnia Rozłuckiego odwiedza komisarz Sądecki i prosi o pomoc w odnalezieniu sprawcy brutalnego morderstwa. Zwłoki piętnastoletniej Ewy Krupińskiej zostały znalezione w pobliskim lesie. Sądząc po śladach na ciele, ofiara przed śmiercią została zgwałcona.  
Sądecki i Rozłucki rozpoczynają śledztwo. Z Warszawy ściągają zaprzyjaźnioną dziennikarkę, Karolinę Janczewską, której zadaniem będzie rzetelne opisanie dochodzenia. Z biegiem czasu rośnie presja wywierana na prowadzących tę sprawę. Kiedy Sądecki traci nadzieję, na szybkie odnalezienie sprawcy, na komendę zgłasza się ksiądz i przyznaje do winy. Komisarz może odetchnąć z ulgą, jednak nie na długo. Zeznania duchownego nie brzmią wiarygodnie, a Zygmunt i Karolina do kręgu podejrzanych dodają kolejne osoby.
Muszę przyznać, że kryminał Przemysława Borkowskiego okazał się dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. Intryga, z którą stykamy się w powieści jest przemyślana i dobrze skonstruowana. Wiele tropów, kilu podejrzanych i zwroty akcji, które sprawiają, że snute przeze mnie domysły i typowanie winnego spaliły na panewce.
Postaci także okazały się intrygujące. Zwłaszcza Rozłucki, który prowadzi swoistą, alkoholową autoterapię. To, że wie, jak rozpracować ludzkie zachowanie nie pomaga mu w dogadaniu się ze sobą i z Karoliną, którą darzy uczuciem. Tych dwoje kiedyś coś łączyło (i tutaj znów przydałaby się znajomość pierwszego tomu), jednak pewne okoliczności sprawiły, że kobieta nie myśli o związaniu się z psychologiem.
Autor wiarygodnie odzwierciedlił klimat życia na wsi, gdzie mieszkańcy wiedzą o sobie wszystko, gdzie ciężko o anonimowość, a plotki roznoszą się lotem błyskawicy.
Co może tutaj zgrzytać? Myślę, że tempo akcji, które do najszybszych nie należy. Ma ona swój stały rytm, do którego przywykłam. W moim odczuciu, dobrze wpasował się w rytm wiejskiego życia. Jednak dla tych którzy gustują w wartkiej akcji może on okazać się zbyt powolny.
„Niedobry pasterz” to dobrze skonstruowany kryminał, gdzie ścieżki prowadzące do rozwiązania intrygi wyprowadzą w pole niejednego czytelnika. A intrygujące postaci sprawią, że czytelnik będzie chciał zostać dłużej w podolsztyńskiej wsi, by przekonać się, jak potoczyły się ich dalsze losy.



Przemysław Borkowski – Niedobry pasterz

 

stron:488

wyd. Czwarta Strona 2018

środa, 2 maja 2018

[film] Among the black waves - reż. Anna Budanova


obrazy zaczerpnięte z sieci
Od dawna interesują mnie skandynawskie mity i legendy. Poznaję je nie tylko za sprawą literatury, ale także dzięki filmom. Z ludową legendą o selkie spotkałam się w animacji Tomma Moore’a- „Sekrety morza”. Kim są selkie? Selkie to ludzie - foki. Podanie głosi, że każda osoba która zaginęła na morzu zamienia się właśnie w tę istotę. Tym samym, za dnia może żyć na lądzie, wieczorem zaś jej domem staje się morska toń. Ta legenda to opowieść o żałobie, o próbie pogodzenia się z utratą najbliższej osoby.

W „Sekretach morza” opowieść o selkie, choć smutna, pełna jest barw. Ben i Sirsza – główni bohaterowie, stają się uczestnikami zaskakującej i pełnej magii podróży. Takie spojrzenie na irlandzki mit miał Tomm Moore. Inny punkt widzenia prezentuje rosyjska ®eżyserka i scenarzystka, Anna Budanova. W swojej jedenastominutowej animacji „Among the black waves”, legendzie o selkie nadała ciemniejsze kolory.
Bohaterką filmu jest dziewczyna-foka, która zostaje siłą wyciągnięta z wody i zmuszona do życia na lądzie. Odpowiedzialny za to mężczyzna, zabiera jej „skórę”, która umożliwiała jej przemianę w fokę. Kobieta zostaje żoną tego, który ją uwięził. Zakładają rodzinę i staraają się żyć, jak pozostali, jednak ona nigdy nie przestała marzyć o powrocie do morza.
Irlandzka legenda o selkie ma tutaj bardziej tragiczny wydźwięk, niż miało to miejsce w animacji Tomma Moore’a. Spora w tym zasługa wizualnej oprawie filmu, która jest wręcz ascetyczna. Czarno – biała kolorystka i oszczędne szkice, czy to postaci, czy tła potęgują to wrażenie. Nie usłyszymy tu dialogów, lecz muzykę, która lepiej niż jakiekolwiek słowa oddają to, co czuje główna  bohaterka. Dla mnie to jedenaście minut – bo tyle trwa animacja- było poruszającą podróżą, w której poznałam kolejną odsłonę legendy o selkie.
 


 
 
Anna Budanova - Among the black waves
czas: 11 min.
pierwszy pokaz: 2016 rok