wtorek, 21 lipca 2020

Eoin McLaughlin Polly Dunbar "Czy mogę się przytulić?"



Pewien bardzo smutny jeż potrzebował kogoś bliskiego, kogoś kto mógłby go przytulić. Niestety każde napotkane zwierzątko, w obawie przed ostrymi kolcami odmawiało jeżykowi uścisku wymyślając różne wymówki. Lis rozprawiał się z koszem, wiewiórka liczyła orzechy, a sroka była zbyt zajęta śpiewaniem. Tego dnia smutny był także żółw i potrzebował kogoś bliskiego, kogoś kto mógłby go przytulić. Niestety każde napotkane zwierzątko, w obawie przed twardą skorupą odmawiało żółwikowi uścisku wymyślając różne wymówki. Borsuk miał brudne łapki, królik kopał dziurę, a żabka była zajęta skakaniem. Jeż i żółw pozbawieni nadziei na znalezienie kogoś bliskiego zapragnęli się schować. Żółwik skulił się w swojej skorupie, a jeżyk otoczył kolcami. Co się stanie, kiedy nieoczekiwanie się spotkają?

Choć książeczka „Czy mogę się przytulić?” dedykowana jest dzieciom w wieku od trzech do sześciu lat, uważam, że uniwersalizm tej historii trafi do każdego czytelnika, niezależnie od wieku. Eoin McLaughlin  stworzyła opowieść oszczędną w treści, jednak o bogatym przekazie. Sami bywamy takimi żółwiami czy jeżami pragnącymi bliskości i chowającymi się w swojej skorupie, czekając na kogoś kto po prostu nas przytuli, prawda? Tę opowieść doskonale dopełniają ilustracje autorstwa Polly Dunbar, które urzekają swoją prostotą stonowaną paletą barw.

Dwie okładki sprawiają, że książkę możemy czytać zaczynając od historii jeża, bądź żółwia. Niezależnie od tego, który wariant wybierzemy, zakończenie pozostaje bez zmian. Taka możliwość z pewnością będzie dodatkową atrakcją dla najmłodszych.

Książka o pragnieniu czułości i bliskości, która drzemie w każdym z nas. Polecam małym i dużym czytelnikom.




E. McLaughlin  P. Dunbar – Czy mogę się przytulić?

stron: 56
wyd. Mamania 2019

wtorek, 14 lipca 2020

Jacek Łukawski "Odmęt"



Dziennikarz Damian Wolczuk od dłuższego czasu próbuje przebić się przez przysłowiowe kłody, które los rzuca mu pod nogi. Zaczęło się od procesu o zniesławienie, utraty pracy i zdrady przez ukochaną. Chcąc zacząć wszystko od nowa, Damian decyduje się na przeprowadzkę z Warszawy do Krakowa. Jednak nie będzie dane mu tam dotrzeć. Na jednym z odcinków trasy dochodzi do wypadku, sprawca ucieka z miejsca zdarzenia, a Wolczuk zmuszony jest skorzystać z pomocy Alicji - świadka zdarzenia, która oferuje mu nocleg w ośrodku terapii uzależnień w pobliskich Chęcinach. Wkrótce dowiaduje się o czającym się w miasteczku zabójcy i o legendzie, mówiącej o opętanym złem mnichu, który stał się seryjnym mordercą. Kiedy ginie pacjentka ośrodka uzależnień, Damian rozpoczyna własne śledztwo, nie tylko po to, by pomóc policji, ale by móc napisać intrygujący artykuł. Wolczuk nie ma pojęcia, na jakie niebezpieczeństwo się naraża.

„Odmęt” to kryminalny debiut Jacka Łukawskiego, który dotychczas skoncentrowany był na tworzeniu powieści fantasy. Dla mnie „Odmęt” jest początkiem literackiej znajomości z pisarzem, która- mam nadzieję- okaże się zaskakująca. A wiele na to wskazuje, gdyż wspomniany kryminał otwiera cykl powieści o prokuratorze Arkadiuszu Painerze.

W związku z tym, że nie znałam dorobku autora, powieść była dla mnie dużą niewiadomą, co tylko podsycało moją ciekawość. Ponadto nurtowało mnie pytanie, czy umiejscowienie akcji w małym miasteczku (co zdaje się być już pewnym schematem w powieściach kryminalnych) okaże się trafionym pomysłem. W moim przekonaniu, to duszne miejsce wpłynęło na klimat powieści. W połączeniu z miejscową legendą o obłąkanym zakonniku szukającego zemsty tworzy tajemniczą aurę, które chwilami nie potrafimy dostrzec granicy pomiędzy tym, co jest rzeczywiste, a tym, co jest tylko złudzeniem. Postaci także zasieją w nas spore wątpliwości, które utrudnią nam oszacowanie kto jest tym dobrym, a kto tym złym. Sama próbując odkryć tożsamość sprawcy, wskazywałam wiele z nich, bowiem niemal każda ma coś na sumieniu, coś co za wszelką cenę chce przed światem. Przyznam, że te wielowymiarowe charakterów, bez podziału na tych dobrych i złych, intrygują, ale i dezorientują, ponieważ moje ambiwalentne uczucia względem bohaterów komplikowały ustalenie moich sympatii i antypatii. Dezorientujące okazały się również tropy, na które w trakcie śledztwa natrafiała policja. Sprawca wodził za nos nie tylko tych, którzy go ścigali, ale również czytelnika. I choć kończąc tę opowieść coraz więcej elementów udało mi się ułożyć w odpowiedniej kolejności, muszę przyznać, że finał okazał się dla mnie niespodzianką.

To, co nieznacznie utrudniało mi moją wędrówkę przez miasteczko to nieregularna akcja. Początkowo jej tempo nie należało do najszybszych, co w połączeniu z licznymi opisami okazało się małym wyzwaniem. Warto jednak je podjąć, gdyż historia nabiera rumieńców i trzyma w napięciu do ostatniej strony.



J.  Łukawski – Odmęt


stron: 496
wyd. Czwarta Strona 2020

środa, 1 lipca 2020

Jeffrey A. Lieberman " „Czarna owca medycyny. Nieopowiedziana historia psychiatrii”



Ponoć w każdej rodzinie doszukać się można czarnej owcy, która staje się skazą na pozytywnym wizerunku wszystkich jej członków. Rodzinka nauk medycznych także ma swoją czarną owcę - psychiatrię, o której do niedawna nie mówiło się wcale. Ignorowana, zepchnięta gdzieś na bok, nawet dziś nie ma łatwo, a pacjenci wymagający leczenia psychiatrycznego także narażeni są na odrzucenie czy nierozumienie. Dlaczego psychiatria wciąż wzbudza takie emocje? To jedno z pytań, na które próbuje odpowiedzieć Jeffrey A. Lieberman, który w swojej książce „Czarna owca medycyny. Nieopowiedziana historia psychiatrii”.

Jeffrey A. Lieberman - psychiatra z ponad trzydziestoletnim stażem i były szef Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, opowiada o tym, jak na przestrzeni lat kształtowała się ta dziedzina, a także o tym, jak postrzegani byli  ludzie nią zainteresowani. Ponadto, opisuje drogę, jaką ta czarna owca musiała przebyć, by zyskać należne jej miejsce wśród dziedzin medycyny.

Autor z zaangażowaniem wprowadza czytelnika w świat psychiatrii, starając się nie tylko przybliżyć nam jej historię czy omówić wybrane choroby na przykładach swoich pacjentów, ale także wyjaśnić podstawowe zagadnienia medyczne związane z jego profesją. Sama z zainteresowaniem śledziłam przeszłość psychiatrii i to, jak radziła sobie w zmieniających się społeczno-obyczajowych warunkach. I muszę przyznać, że przeszła daleką drogę: od przytułków, gdzie zamykano osoby chore psychicznie, po leczenie gorączką, lobotomią i śpiączką, aż do psychoterapii niejednokrotnie połączonej z leczeniem farmakologicznym. Ten historyczny rys pozwolił mi także na przyjrzeniu się społeczeństwu i ich reakcji na coś nowego, nieznanego i budzącego strach. Zresztą do dziś mózg zdaje się być niczym łamigłówka, w której wciąż pozostają niedopasowane elementy, i „konstrukcją”, która budzi spore zainteresowanie.

„Czarna owca medycyny. Nieopowiedziana historia psychiatrii” to kolejna propozycja popularnonaukowa należąca do serii ZROZUM, którą miałam okazję poznać. Dodam, że  w przeciwieństwie do „Co nas nie zabije. Największe plagi w historii ludzkości” autorstwa Jennifer Wright nie ma w sobie tak dużo humoru, choć- moim odczuciu- autor z wyczuciem połączył treść merytoryczną z dowcipem, sprawiając, że  publikacja nie jest przytłaczająca. Jednak dla czytelników, którzy pragną skupić się przede wszystkim na ciekawostkach ze świata psychiatrii, a nie na jej rozwoju i terminologii może okazać się nieco monotonna. Przyznam, że to właśnie ta książka bardziej przypadła mi do gustu.

Zatem jeśli pragniecie dowiedzieć się co nieco o psychiatrii, która od zawsze jest czarną owcą w rodzinie nauk oraz przekonać się, co łączy Ala Capone z kompozytorem Robertem Schumannem sięgnijcie po ten tytuł.




J. A. Lieberman - Czarna owca medycyny. Nieopowiedziana historia psychiatrii

stron: 345
wyd. Wydawnictwo Poznańskie 2020