czwartek, 23 czerwca 2016

Jonas Karlsson "Rachunek"



Podobno wszystko ma swoją cenę i za wszystko prędzej czy później trzeba będzie zapłacić.  Przekonuje się o tym bohater powieści Jonasa Karlssona „Rachunek”, któremu za każdą chwilę szczęścia, za każdą pozytywną emocję zostanie wystawiony paragon.
Bezimienny, trzydziestoparoletni mężczyzna prowadzi dość jałowy żywot. Pracuje na pół etatu w wypożyczalni filmów. Codziennie wraca do pustego, skromnie urządzonego mieszkania. Regularnie spotyka się ze swoim przyjacielem. Nie ma żony, dzieci, ani perspektyw na to, by w najbliższej przyszłości coś w tej kwestii się zmieniło. Wtłoczony w ramy swoich nawyków, nie oczekuje od życia niczego więcej.
Pewnego  dnia otrzymuje rachunek na ponad pięć milionów koron. Ten nietypowy kwit bierze za żart i szybko o nim zapomina. Wkrótce z mężczyzną kontaktują się pracownicy korporacji upominając się o uiszczenie opłaty.
Jonas Karlsson każdą chwilę ludzkiego życia potraktował jak towar. Towar za który należy zapłacić. A egzekutorem należności stają się władze państwa. W związku z tym urzędnicy muszą wiedzieć o mieszkańcach wszystko. Stają się takim wielkim bratem, przed którym nie sposób uciec.
Anonimowość bohatera, absurd, niejasność funkcjonowania państwowej machiny naliczającej opłaty za każdą przychylność losu i wreszcie natężenie inwigilacji każdego obywatela przywodzi mi na myśl „Proces” Kafki. Oczywiście są to luźne konotacje, gdyż „Rachunek” nie jest tak duszny i surrealistyczny, jak w „Procesie”. Niemniej w obu powieściach jednostka zostaje stłamszona przez system.
Jonas Karlsson stworzył powieść łączącą niedorzeczność towarzyszącą głównemu bohaterowi z gorzką warstwą codzienności. Taka fuzja uwypukla kuriozalność sytuacji, w jakiej znajduje się bohater i intryguje czytelnika. Niemniej wspomnę także o detalu, który w moim odczuciu jest słabym punktem książki. Otóż autor nie do końca potrafi utrzymać uwagę czytelnika. To początkowe skupienie, zaintrygowanie z każdą przeczytaną stroną nieco słabło. Mimo tego zgrzytu, muszę przyznać, że „Rachunek” wymusza na czytelniku próbę stworzenia własnej definicji szczęścia, a także refleksję nad wartością chwili obecnej i docenieniem tego, co mamy. 


J. Karlsson - Rachunek

stron: 192
wyd. Znak 2016

niedziela, 19 czerwca 2016

Marie Heaney „Za dziewiątą falą. Księga legend irlandzkich”



Z mitologią irlandzką zetknęłam się jakiś czas temu za sprawą  animacji Tomma’a Moore’a, które uwielbiam. To właśnie one stały się siłą napędową dalszego odkrywania celtyckich podań. I tak, w moje ręce wpadła książka „Za dziewiątą falą. Księga legend irlandzkich” autorstwa Marie Heaney.
Publikacja jest zbiorem irlandzkich mitów i legend. Najstarsze z nich pochodzą z jedenasto- i dwunastowiecznych rękopisów. Literatura podejmująca tę tematykę dzieli się na cztery cykle: mitologiczny, ulsterski, feniański oraz historyczny. We wspomnianej książce autorka przybliża czytelnikom okres mitologiczny, ulsterski oraz feniański, natomiast ostatni cykl zastępuje opowieścią o trzech patronach Irlandii.
Marie Heaney zaznajamia nas z barwnymi losami plemienia półbogów o nazwie Tuatha De Danaan. Snuje opowieść o rycerzach Czerwonej Gałęzi i dzielnym wojowniku Cuchulainnie. Nakreśla także dzieje Finn’a i jego towarzyszy zwanych Fianna. Ponadto, w ostatniej części publikacji eksponuje sylwetki trojga świętych: Patryka, Brygidy i Columcille’a.
Celtyckie legendy są niezwykle barwne przede wszystkim ze względu na ogrom postaci pojawiających się w nich. Nie zabraknie dzielnych rycerzy, druidów, czarodziejek, pięknych niewiast i zbuntowanych wojowników.  Podobnie, jak w mitologii greckiej czy rzymskiej piękno fizyczne postaci harmonizuje z atrakcyjnym wnętrzem
Każda z przedstawionych tu historii staje się paletą pełną emocji. To właśnie one generują takie, a nie inne zachowania bohaterów, które z kolei stają się przyczyną wojen, zdrad, oszustw czy morderstw. Oczywiście, delikatność także tutaj odnajdziemy. Przejawia się ona w miłości czy przyjaźni.
Choć ” Za dziewiątą falą. Księga legend irlandzkich” to zbiór podań sprzed setek lat ich treść zdaje się być ponadczasowa. Postaci, tutaj przybliżone stają się poniekąd lustrem ludzkiej natury. Emocje towarzyszące bohaterom są stałym elementem współczesnego świata. Intrygi, starcia, zdrady, miłość czy nienawiść od zawsze towarzyszą ludziom niezależnie od tego w jakim tysiącleciu żyją.


M. Heaney -  Za dziewiątą falą. Księga legend irlandzkich

stron: 304
wyd. Znak 2014



czwartek, 16 czerwca 2016

Oscar Wilde "Bajki"



„Bajki” autorstwa Oscara Wilde’a to jedna z tych małych niepozornych książeczek, której zawartość zdaje się być idealna dla kogoś, kto chce odetchnąć po ciężkim dniu. To jednak tylko złudzenie, bowiem, choć kompozycyjnie te opowieści istotnie są delikatne ich treść ma w sobie sporą dawkę refleksji na temat człowieka i jego natury.
Oscar Wilde słowem stwarza obrazy subtelne i czułe, które są zarazem bardzo sugestywne. Jak to w bajkach bywa kluczową postacią jest nie tylko człowiek (książę, król czy biedak), ale także zwierzę, któremu przypisane zostają ludzkie atrybuty. To właśnie poprzez te stworzenia obnażane są nasze przywary.  
W niektórych bajkach autor odchodzi od pewnej schematyczności charakteryzującej sporą część tego typu opowieści, a mianowicie od tzw. szczęśliwego zakończenia. Przyznam, że takie rozwiązanie nadaje historiom nieco pesymistycznego wydźwięku. Ponadto, dzięki tym, nie zawsze pozytywnym finałom, każde z opowiadań zyskuje pewną dozę autentyczności.
Muszę wspomnieć także o języku, gdyż niewątpliwie jest on siłą tego zbioru. Oscar Wilde urzeka każdym słowem. Choć opowiadania ubrane są oszczędną formę, mają w sobie szyk i elegancję. Kolejną zaletą bajek jest ich uniwersalność. Samotność, miłość, rozczarowanie czy niezrozumienie od zawsze towarzyszy człowiekowi. I od zawsze stają się generatorem naszych działań. Pozwoliłam sobie tutaj na zwięzłość, gdyż tematyka podejmowana w bajkach jest znacznie szersza.
Wzruszające, wnikliwe i niekoniecznie tylko dla dzieci. Polecam.



O. Wilde - Bajki

stron:138
wyd. Wydawnictwo Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek 1988


poniedziałek, 13 czerwca 2016

Sylwia Chutnik "W krainie czarów"



„W krainie czarów”  to zbiór jedenastu opowiadań autorstwa Sylwii Chutnik.
Tytuł zdaje się być nawiązaniem do krainy stworzonej przez Lewis’a Caroll’a w książce „Alicja w Krainie Czarów”. Jednak w odniesieniu do tematyki opowiadań to określenie staje się bardzo przewrotne. Na próżno szukać tu sielskiej krainy pełnej magii zamieszkałej przez kolorowych bohaterów. Kraina w której egzystują bohaterowie książki jest raczej krainą udręki, gdzie każdy próbuje wyrwać się z objęć fatum.
Delikatne nawiązania do powieści Caroll’a odnajdziemy w tytułowym opowiadaniu, gdzie główna bohaterka utożsamia się z Alicją. Te porównania są jednak tutaj pewną dekoracją, próbą zneutralizowania nieznośnej rzeczywistości.
Pozostając przy korelacji „Alicji w krainie czarów” z książki Sylwii Chutnik uderzający staje się tutaj kontrast między tymi dwoma przestrzeniami. Świat, w którym znalazła się Alicja oszałamia barwami, zaskakuje postaciami i ma w sobie magię, tak nieodzowną w dziecięcych bajkach. Natomiast otoczenie bohaterów poszczególnych opowiadań jest szare i nijakie. Zresztą same postaci, choć w jakiś sposób intrygujący bez problemu wtapiają się w tłum. Czy to dojrzała kobieta, która coraz bardziej rozczarowana jest swoim małżeństwem, podstarzała prostytutka nieustanne czekająca na córkę, czy mężczyzna, który minął się z (kapłańskim) powołaniem – każde z nich ma świadomość tego, ile czasu stracili na budowanie życia, które teraz im ciąży.
Autorka te wykreowane przez siebie osoby traktuje wyjątkowo czule. Nie wytyka błędów, nie krytykuje, nie ocenia, nie poucza. Po prostu precyzyjnie przybliża czytelnikowi ich losy. Bez zbędnych eufemizmów, bez owijania w bawełnę obrazuje tę naszą współczesność, to „tu i teraz”, byśmy mogli się w niej przejrzeć. Cierpkość i dosadność opowieści chwilami neutralizowana jest ironią, bądź humorem. A opowiadanie „Muranooo” ma w sobie nawet  nieco groteski.
Niewątpliwie siłą tych opowiadań jest ich uniwersalizm. Postaci stają się fragmentem każdego z nas. Sama – wgłębiając się w ich losy – odnosiłam wrażenie, że jest mi po drodze z ich rozterkami, marzeniami, błędnymi decyzjami czy rozczarowaniem sobą i  chwilą obecną.  




S. Chutnik - W krainie czarów

stron: 264
wyd. Znak 2014

niedziela, 5 czerwca 2016

Yiyun Li "Tysiąc lat dobrych modlitw"



„Tysiąc lat dobrych modlitw” to zbiór dziesięciu opowiadań autorstwa Yiyun Li – chińskiej pisarki, która w wieku dwudziestu paru wyemigrowała lat do Stanów Zjednoczonych.
Choć fabuła opowieści osadzona jest w różnych miejscach geograficznych (Chiny, Stany Zjednoczone, Mongolia) utwory tworzą harmonijną całość. A czynnikiem je spajającym stają się przemiany gospodarczo-kulturalne w komunistycznych Chinach.
Autorka za pomocą palety nietuzinkowych postaci wyraźnie zarysowuje ówczesną mentalność chińskiego społeczeństwa. Akcentuje wpływ historii, kultury, a także legend na kształtowanie się osobowości człowieka oraz jego przyszłości. Zmiany polityczne i kulturowe z którymi mierzyli się mieszkańcy Chin stawały się powodem pewnego zagubienia. Zdaje się, że niemal każdy marzył o wyjeździe do Ameryki, a młodsze pokolenia z entuzjazmem przyswajało zwyczaje modne na Zachodzie. Jednak tym pragnieniom towarzyszył lęk przed nieznanym i przywiązanie do tradycji. Przeszłość głęboko zakorzeniona w ich umysłach stawała się hamulcem dla wszelkich planów.
Li wtapia w swoje historie odrobinę baśniowości i absurdu równoważąc to oszczędnym, dosadnym językiem. Wydarzenia zamknięte w kontekście historycznym Chin czy silnie umocowane w ich tradycji zmuszają czytelnika do bliższego zapoznania się z przeszłością kraju. Kultura azjatycka wciąż pozostaje mało klarowna dla kogoś, kto zestawia ją z europejską obyczajowością. Obraz Chin wyłaniający się z opowiadań zaskakuje, przeraża, ale także intryguje.
Pomimo głębokiej integracji fabuły z azjatyckimi zwyczajami opowiadania odznaczają się uniwersalnością. Gdyby zatrzeć to polityczno-kulturowe tło i skupić się na postaciach można by odkryć to, co wspólne dla każdego z nas. Bo „Tysiąc lat dobrych modlitw” to portret ludzi chwilami samotnych, momentami niepewnych, szukających swojego miejsca i lepszego jutra.
Sama sceptycznie podchodzę do zbiorów opowiadań jednak historie snute przez Yiyun Li przykuwają uwagę nie tylko ze względu na charakterystyczny, rzeczowy styl pisarki, ale przede wszystkim na wielowymiarowość każdej z opowieści. 



Y. Li - Tysiąc lat dobrych modlitw

stron: 224
Wyd. Czarne 2011