wtorek, 29 września 2015

Anna McPartlin "Ostatnie dni Królika"



Codzienność niemal każdego z nas oznacza się szybkim rytmem życia i permanentnym brakiem czasu. Niestety taka aktywność sprawia, że tracimy umiejętność dostrzegania wyjątkowości każdej chwili, zapominamy o tym, by cieszyć się najmniejszym drobiazgiem, jakim obdarowuje nas los. To wszystko diametralnie się zmienia, kiedy w naszym życiu ma miejsce przełomowe zdarzenie. Dla czterdziestoletniej Mii Hayes – bohaterki książki „Ostatnie dni Królika” takim kluczowym momentem staje się nawrót choroby nowotworowej.
Zaczęło się od guza piersi. Operacja, chemioterapia, długie tygodnie spędzane w szpitalach – to wszystko było jak zły sen, jednak Mia nazywana przez wszystkich Królikiem dzielnie walczyła dla siebie i swoich najbliższych. Zwyciężyła, jednak ta wygrana okazała się krótkotrwała. Rak wrócił po czterech latach spokoju, jednak tym razem żadnego pojedynku nie będzie, Mia już na starcie zostaje skazana na porażkę, ze względu na liczne przerzuty. Zostaje przewieziona do hospicjum, które staje się krótkim, dziewięciodniowym przystankiem dzielącym ją od śmierci. Te dziewięć dni staje się okazją do wspomnień, szczerych wyznań oraz spotkań z tymi, o których prawie się zapomniało.
Muszę przyznać, że do opowieści podeszłam z dużą rezerwą. Przede wszystkim dlatego, że temat przewodni książki – choroba nowotworowa – wielokrotnie stawała się osią fabuły, niestety, w moim przypadku szybko okazywało się, że owe historie są zbyt łzawe. Zatem byłam niemal pewna, że autorka - Anna McPartlin nada stworzonej przez siebie historii zbyt dramatyczny i ckliwy ton, jednak zostałam pozytywnie zaskoczona. Pisarka  te bardziej emocjonalne momenty zgrabnie równoważyła humorem chwilami graniczącym z absurdem. Atutem jest także nieskomplikowany, momentami kolokwialny język, który dodaje opowieści lekkości.
Choroba głównej bohaterki nie jest dominującym wątkiem. Stanowi jedynie punkt wyjściowy do ukazania relacji rodzinnych. Powinnam dodać, że wyjątkowej relacji, bowiem rodzina Hayes’ów to ludzie od których „bije” ciepło. To ludzie ceniący łączące je więzi; ludzie z ogromnym poczuciem humoru, pasją oraz siłą. Autorka pozwala poznać nam tych ludzi nie tylko przez pryzmat obecnych wydarzeń, ale także tych mających miejsce dziesięć czy piętnaście lat wcześniej.
Każda osoba należąca do tej nieco zakręconej rodziny zasługuje na kilka słów. Ja jednak zatrzymam się przy Juliet – dwunastoletniej córce Królika oraz Molly – matce umierającej kobiety. Dziewczynka niemal natychmiast przykuła moją uwagę swoją dorosłością. Juliet to nastolatka, która swoim rozsądkiem i zaradnością przebija niejedną dorosłą osobę. Bez słowa skargi przyjmuje na siebie obowiązki matki, ponadto staje się najlepszą przyjaciółką i opiekunką Królika. Jeśli zaś chodzi o  Molly to matka – żywioł, która staje na głowie by ratować swoje dziecko. Jeśli będzie trzeba odwiedzi dziesiątki uzdrowicieli, ba, nawet nabluzga samemu Bogu, jeśli to ma uratować jej córkę. Pozostałych członków familii musicie poznać sami ;)
 Ostatnie dni Królika” to powieść obyczajowa, która funduje czytelnikowi huśtawkę emocjonalną. Raz śmiech, raz łzy, a innym razem śmiech przez łzy. Opowieść, choć smutna, daje nadzieję. Choć o sprawach ostatecznych nie przytłacza, wręcz przeciwnie pozwala złapać oddech i zastanowić się nad tym, jak wykorzystamy ten czas, który nam został. Polecam.





Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harper Collins 




A. McPartlin - Ostatnie dni Królika

stron: 400

Wyd. Harper Collins 2015
 




wtorek, 22 września 2015

[rozrywka na planszy] Quiz wiem wszystko - Granna



Koniec wakacji to trudny czas nie tylko dla dzieci, ale także dla rodziców, którzy muszą zmobilizować swoje pociechy do systematycznej nauki. Jak osłodzić najmłodszym te chwile i przy okazji coś im wpoić? Sposobów jest wiele, jednak nie od dziś wiadomo, że połączenie nauki i zabawy przynosi zadowalające efekty. W takim wypadku warto sięgnąć po gry planszowe z serii „IQ Granna”. Do wyboru mamy pięć wariantów tematycznych: „Quiz wiem wszystko!”, „Quiz ortograficzny”, „2x2”, „Karta rowerowa” oraz „Rodzinki”.
Dziś kilka słów o grze „Quiz wiem wszystko”. Planszówka przeznaczona jest zarówno dla przedszkolaków, jak i dla uczniów szkoły podstawowej. Na pudełku co prawda widnieje przedział wiekowy od 6 do 10 lat, jednak sama „wypróbowałam” grę na nieco starszych dzieciakach, które doskonale się bawiły ;) A ja razem z nimi.

Zawartość pudełka przedstawia się następująco: plansza do gry, 6 pionków, 45 kart z pytaniami i odpowiedziami oraz 45 kart ilustrujących znane przysłowia. Rozkładamy planszę, następnie układamy dwa stosiki kart – na jednym te z pytaniami, na drugim te z ilustracjami. Kiedy gracze ustawią swoje pionki możemy rozpocząć zabawę. Każdy z zawodników wypiera jedno z trzech pytań na karcie na które musi udzielić odpowiedzi. Pytania różnią się stopniem trudności. Kiedy uczestnik udzieli poprawnej odpowiedzi przesuwa pionek o jedno pole do przodu. Kiedy gracz przesunie pionek na pole w innym kolorze, niż reszta musi udzielić odpowiedzi na pytanie z karty ze stosiku obrazkowego. Wygrywa ten, kto jako pierwszy ukończy trasę.

Sam quiz, w moim odczuciu jest bardzo interesujący. Zawiera kilkaset pytań zróżnicowanych tematycznie. Znajdziemy tutaj zagadki matematyczne, geograficzne, przyrodnicze czy historyczne. Niektóre z nich są banalne, nad innymi zaś trzeba pogłówkować. W instrukcji zaznaczono, że w grę można grać także samodzielnie, ja jednak polecam wariant wieloosobowy. Samej udało mi się zebrać pięcioosobową grupę, która zagwarantowała świetną atmosferę. Niektóre pytania zaskakiwały, a odpowiedzi zawodników wzbudzały salwy śmiechu. Kiedy rozgrywa dobiegła końca postanowiliśmy wykorzystać karty obrazkowe do gry w kalambury, jak sugerował producent. I muszę przyznać, że ten wariant także jest atrakcyjny, bowiem uczy kreatywnego myślenia oraz uruchamia dziecięcą wyobraźnię, która przecież nie zna granic.
Żeby nie było tak słodko wspomnę także o małym minusie. Otóż po wielokrotnych rozgrywkach dzieciaki znają pytania na pamięć. Poniekąd to dobrze, bo przecież o to chodziło, żeby nauczyć się poprzez grę czegoś wartościowego, niemniej zmagania nie są już takie emocjonujące.


Quiz wiem wszystko” to nie tylko połączenie przyjemnego z pożytecznym czyli zabawy z edukacją, ale także doskonała okazja do spędzenia ze sobą czasu. Zachęcam do zabawy :)

poniedziałek, 21 września 2015

Alexis Panselinos "Tajemnicze inskrypcje"



O7A sEFO
Tajemniczy ciąg znaków umieszczony gdzieś na ścianie przez jednego z grafficiarzy. Może nieść jakieś przesłanie, może być symbolem czegoś ważnego, jednak równie dobrze może być zbieraniną przypadkowych liter i cyfr. Jedno jest pewne ten zagadkowy napis staje się małą obsesją Janisa – głównego bohatera powieści „Tajemnicze inskrypcje” autorstwa Alexisa Panselinosa.
Janis – mężczyzna w średnim wieku, z duszą artysty, niedawno owdowiały próbuje odnaleźć coś, co na nowo nada jego życiu sens. Zatem ta tajemnicza inskrypcja „spadła” mu z nieba. Sprawiła, że budząc się rano, miał jakiś cel. Przyjaciele mężczyzny ukradkiem podśmiewali się z jego nowej słabości, niemniej starali mu się pomóc w rozszyfrowaniu enigmatycznego napisu.
Tajemnicza inskrypcja wbrew pozorom nie jest kluczowa dla fabuły. Owszem, staje się ona obiektem ciekawości czytelnika, jednak wgłębiając się w opowieść bardzo szybko pochłania nas coś znacznie bardziej zawiłego, a mianowicie przeszłość głównego bohatera i jego relacje ze znajomymi, przyjaciółmi czy rodziną. Muszę przyznać, że autor zadbał o to, by te więzi odsłaniane były za pomocą wielu perspektyw, co uwidacznia się w kompozycji opowieści. Panselinos zgrabnie manewruje konstrukcją tekstu podsuwając odbiorcy fragmenty pamiętnika głównego bohatera, monologi wewnętrzne postaci, czy refleksje zmarłej żony Janisa. Dodam jeszcze, że w tym misz-maszu nie zabraknie także bezpośrednich zwrotów do czytelnika. Trochę tego dużo, jednak, w moim odczuciu nie za dużo, autorowi udało się uniknąć  przesytu i sprawić, by połączenie tych form urozmaiciło historię.
Warto także wspomnieć o wyjątkowym klimacie powieści. Nostalgiczny, z wyczuwalną tęsknotą za czymś nieuchwytnym. Momentami mglisty, zacierający granicę między snem, a jawą, jednocześnie wymowny i prawdziwy. Idealnie wpisuje się w istotę fabuły, bowiem traktuje ona przede wszystkim o ulotności chwili, o kruchości życia, o ludzkich słabościach i tęsknotach. Poza tym to także książka o czasie i jego bezwzględności. Choćbyśmy go zaklinali nigdy nie uda nam się go cofnąć, nie uda się wrócić do minionej chwili, by móc coś naprawić czy zmienić. Główny bohater zbudował sobie kokon ze wspomnień i żył przeszłością, jednak nawet to nie jest w stanie zatrzymać czasu.
Melancholijna, wielowątkowa i poruszająca opowieść o ludziach, którzy tak bardzo przypominają każdego z nas. Polecam.




Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Książkowe Klimaty 




A. Panselinos -Tajemnicze inskrypcje
stron: 374
Wyd. Książkowe Klimaty 2015
 





piątek, 18 września 2015

Czy jest ktoś, kto cię kocha? - wyniki konkursu

Moi drodzy,

zwyciężczynią konkursu jest:


                                          Sylwka S.
gratuluję i proszę o przesłanie danych na adres: martawa.25@gmail.com

poniedziałek, 14 września 2015

Stosik urodzinowy + przypomnienie

Dawno nie prezentowałam tutaj stosiku, zatem nadrabiam zaległości.
Stosik urodzinowy ;)




Chciałam przypomnieć także o trwającym do jutra konkursie


piątek, 4 września 2015

Graeme Cameron "Zwykły człowiek"



Mężczyzna.
 Samotny.
Bezimienny.
Może być twoim sąsiadem, sprzedawcą w pobliskim sklepie, nieznajomym, którego mijasz idąc ulicą. Przeciętny i bezbarwny z łatwością zyskuje sympatię otoczenia. Nigdy nie przyszłoby wam do głowy, że ten zwyczajny człowiek jest… brutalnym mordercą.
Z uwagi na to, że bohater jest anonimowy na własne potrzeby nazwałam go „panem zwyczajnym”.
Zatem pan zwyczajny jest tutaj narratorem – przewodnikiem oprowadzającym czytelnika po swoim domu, miejscach zbrodni, a także swoim chorym umyśle. Od czasu do czasu mężczyzna pozwoli zajrzeć czytelnikowi za kurtynę przeszłości, by poznać dzieciństwo pana zwyczajnego oraz zerknąć na jego relacje z rodziną czy rówieśnikami.
Pana zwyczajnego poznajemy w momencie planowania przez niego zabójstwa młodej dziewczyny. Kolejne etapy tej zbrodni bohater przedstawia nam w detalach łącznie z tym, co wyczynia ze zwłokami. Niebawem odkryjemy jedno z przyzwyczajeń głównego bohatera, a mianowicie przetrzymywanie swoich przyszłych ofiar w klatce. Tym razem w tym osobliwym więzieniu przebywa Erica Shaw – buntownicza, pewna siebie dziewczyna, która będzie walczyć z oprawcą dopóki starczy jej sił.
Sami przyznacie, że zapowiadała się mrożąca krew w żyłach opowieść. Właśnie… zapowiadała się. W moim odczuciu jednak czegoś zabrakło. A szkoda, bo w historii upatrywałam się sporego potencjału. Zaczęło się z przytupem: morderstwo, klatki, dosadne opisy i pierwszoosobowa narracja, która wzmagała uczucie grozy. Im dalej w las tym, niestety gorzej. Akcja wyhamowała, a fabuła, mam wrażenie oscylowała głównie wokół zakupów oraz przyrządzania jedzenia dla więzionych kobiet. Główna postać, zamiast hipnotyzować zwyczajnie nudzi.
Pozostając przy postaciach muszę wspomnieć kilku tych „drugoplanowych”. Erica – bardzo charakterystyczna i silna wypada intrygują na tle pozostałych kreacji. Momentami odnosiłam wrażenie, że dziewczyna niebezpiecznie zbliża się do swojego oprawcy (syndrom sztokholmski?). Żałuję, że autor nie rozbudował tej relacji. Interesujący wydał mi się także duet: Diaz i Green – stróżów prawa, którzy próbują znaleźć „haczyk” na pana zwyczajnego. Żałuję, że i ten wątek został przedstawiony dość oszczędnie.
Książka, pomimo tych niedociągnięć ma także swoje zalety. Po pierwsze sama idea, by narratorem stał się seryjny morderca. Zamysł świetny, jednak trochę zaprzepaszczony kulejącą fabułą. Całość czyta się płynnie i sprawnie, co sprawia, że książka jest dobrym rozwiązaniem dla tych, którzy szukają lekkiej, niezobowiązującej lektury. 



Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harper Collins 









G. Cameron - Zwykły człowiek

stron: 288

Wyd. Harper Collins 2015