czwartek, 31 października 2013

David McKee "Elmer i Róża"


          
         Elmer, niezwykły słoń w kolorową kratkę umila dzieciństwo najmłodszym czytelnikom już od ponad dwudziestu lat. Pierwsza publikacja z przygodami tego sympatycznego słonia ukazała się w 1989 roku. Już wtedy podbił serca maluchów oraz ich rodziców, a o jego twórcy Davidzie McKee zrobiło się głośno. Mimo upływu lat Elmer nadal cieszy się ogromnym zainteresowaniem wśród dzieci, a książeczki z jego perypetiami przetłumaczone zostały na trzydzieści języków. 

            Główny bohater, jak już wspomniałam jest słoniem w kolorową kratkę, jednak nie tylko Elmer jest pod tym względem wyjątkowy, bowiem cała jego rodzinka jest bardzo charakterystyczna. Dziadek, Eldo pochwalić się może pomarańczowym ubarwieniem skóry, natomiast kuzyn, Wilbur to słoń w czarno-białą kratkę. Sami przyznacie, że już sam wygląd postaci intryguje; nie mniej interesujące są również ich perypetie. 

            W najnowszej książeczce „Elmer i Róźa” kolorowy słonik spotka pewną bardzo nieśmiałą damę, która notorycznie „oblewa się rumieńcem od stóp do głów, albo czasami od samej głowy, aż po stopy, ale nigdy od końca ogona po koniuszek trąby. Jak nietrudno się domyślić ową damą jest słonica, Róża, która oddaliła się od stada i nie może odnaleźć drogi powrotnej. Zadaniem Elmera i Wilbura staje się zatem odszukanie stada Róży. Czy im się uda? Przekonajcie się sami.

            „Elmer i Róża” to opowieść skierowana do kilkuletnich czytelników. Przyznam, że pomimo pewnej naiwności jest ona, ze względu na przesłanie lekturą wartą uwagi. Dzieci przedzierając się wraz z Elmerem przez dżunglę poznają nie tylko jej piękno, ale nauczą się co nieco o tolerancji, przyjaźni i wzajemnej pomocy. Jednak najważniejszym, w moim przekonaniu przesłaniem jest to, że każda istota jest niepowtarzalna i wyjątkowa, mimo, iż u niektórych może budzić zdziwienie należy to uszanować.

            Zdaje sobie sprawę z tego, iż literatura skierowana do najmłodszych powinna być bezproblemowa w odbiorze oraz nieść jasne przesłanie, w związku z tym warstwa tekstowa nie będzie zbyt bogata. Przyznam, jednak, że tutaj jej wykonanie mnie trochę zawodzi. David McKee posługuje się tutaj językiem łatwo przyswajalnym dla młodych czytelników, jednak zabrakło mi tutaj większej staranności w formułowaniu zdań. Natknęłam się na powtórzenia niektórych wyrazów; bardziej rozbudowane zdania także byłyby dodatkowym walorem opowieści. Takim kołem ratunkowym dla odrobinę niedopracowanego tekstu staje się warstwa graficzna. David McKee stworzył do swojej opowieści ilustracje pełne zabawnych bohaterów, którzy nie tylko rozweselą małego czytelnika, ale pobudzą wyobraźnię. Autor zdecydował się na nasycone, ale nie krzykliwe kolory, dzięki czemu nie sposób oderwać wzroku od rysunków. Ilustracje, podobnie jak tekst nie są specjalnie wymyślne. McKee nie dąży do tego, by sylwetki słoni czy pozostałych zwierząt tutaj występujących były jak najwierniejszym odzwierciedleniem rzeczywistych stworzeń. Przeciwnie, owe ilustracje przypominają nieco obrazki namalowane przez dzieci, dzięki temu idealnie współgrają z prostym tekstem. A kto wie, może dla któregoś dziecka staną się inspiracją do stworzenia własnych rysunków.

            „Elmer i Róża” autorstwa brytyjskiego pisarza, Davida McKee to książeczka posiadająca pewne niedociągnięcia, które mogą przeszkadzać nie tyle dzieciom, co ich rodzicom, jednak ze względu na wartości w niej poruszane uważam, że warto po nią sięgnąć. Najmłodsi czytelnicy z pewnością pokochają uroczego słonika w kratkę i z ochotą zechcą towarzyszyć mu w nowych przygodach. 
 
 
 Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Papilon za co bardzo dziękuję.
 
 
 
 


D. McKee – Elmer i Róża

Stron 32 
Wyd. Papilon 2011

piątek, 25 października 2013

Joanna Papuzińska "Opowieść"


            Kiedy ujrzały światło dzienne, w 1984 wywołały wydawniczy skandal oraz zapoczątkowały falę protestów dorosłych czytelników. Oburzeni rodzice zarzucali tym publikacjom dla dzieci negatywny wpływ na najmłodszych czytelników, a także doszukiwali się ukrytych aluzji politycznych, a nawet seksualnych. O jakich publikacjach mowa? Otóż o  wierszowanych utworach autorstwa Joanny Papuzińskiej zawartych w książeczce „Opowieść”.

            W książeczce poza tytułową Opowieścią odnajdziemy jeszcze utwory Ja oraz Czarna jama. Każdy z nich wprowadza czytelnika w świat widziany oczami dziecka. Bohater wspomnianych wierszy jest na etapie poznawania otaczającej go rzeczywistości. Spogląda na świat z niemałym zaciekawieniem, natrafiając od czasu do czasu na jego zaskakujące elementy. Na swój własny sposób próbuje oswajać rzeczy dla niego niezrozumiałe; usiłuje wytłumaczyć sobie swoje emocje i myśli, ukoić  lęki i przełamać strach przed tym co nieznane. Zatem dziecko z poezji Papuzińskiej staje się postacią uniwersalną, bliską niemal każdemu małemu czytelnikowi i jego rodzicom. Większość maluchów oswaja świat i nowe rzeczy, próbuje się wpasować w rzeczywistość. Rozszyfrowuje siebie i przygląda się otoczeniu z wielkimi ze zdumienia oczyma.

Jednak książeczka „Opowieść” to nie tylko enigmatyczne teksty, lecz także zjawiskowe ilustracje, których autorem jest litewski grafik Stasys Eidrigevičius. Artysta zinterpretował słowa Joanny Papuzińskiej za pomocą szkiców i barw tworząc subtelne, ale wywierające ogromne wrażenie na czytelniku ilustracje. Z jednej strony pastelowe, delikatne kolory, z drugiej zaś bardzo wyrazista mimika bohaterów tworzy specyficzny klimat oscylujący między światem rzeczywistym, a światem fantazji. Z ilustracji spoglądają na czytelnika postaci zamyślone, nieco zatrwożone, które budzą ciekawość odbiorcy wprowadzając jednocześnie uczucie niepokoju. Świat namalowany przez Stasys’a Eidrigevičius’a kryje w sobie pewną tajemnice, które chowając się za dnia czekając na zapadniecie zmroku, by zakraść się do czytelnika, by poznał swoje największe lęki. 

„Opowieść” to nie kolejna bajka dla dzieci przyjaźni czy miłości, okraszona wesołymi ilustracjami. To książka wymagająca, ukazująca tę nieco smutniejsze odcienie naszej egzystencji. Dzieci już od najmłodszych lat stykają się z lękami, niepokojami czy emocjami, których musi się nauczyć.

            Publikacja Joanny Papuzińskiej oraz Stasys’a Eidrigevičius’a staje się niezapomnianą podróżą nie tylko dla najmłodszych czytelników, ale także dla dorosłych. W moim odczuciu ilustracje nieco zdominowały tekst, jednak to właśnie dzięki nim poezja autorki ma głębszy wydźwięk. I choć niektórzy rodzice mogą mieć pewne obawy czy warto zaznajomić dziecko z tą książeczką warto spróbować. Myślę, że ci rodzice, którzy znają wrażliwość swojego dziecka wyczują odpowiedni moment na wspólne oswajanie dziecięcych lęków przy pomocy „Opowieści”.

 

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Mila za co bardzo dziękuję.

 

 
 

J. Papuzińska – Opowieść

Stron 48

Wyd. Mila


 



           



           

czwartek, 17 października 2013

Daniel Lifschitz "Śmiech po żydowsku od a do z”


„Śmiech po żydowsku od a do z” to kolejna książka autorstwa Daniela Lifschitz’a należąca do serii „Krople rosy” z którą miałam okazję się zapoznać. Tak, jak w poprzedniej publikacji zatytułowanej „O rabinach, oszustach i żebrakach” tak i tutaj zetkniemy się ze specyficznym poczuciem humoru Żydów. „Śmiech po żydowsku od a do z” to zbiór około trzystu szmoncesów wyselekcjonowanych przez autora z licznych źródeł.

            Jak dowiadujemy się ze wstępu impulsem  dla autora do stworzenia tej antologii był poważny wypadek samochodowy jego syna, Dawida. Dla chłopaka przykutego do szpitalnego łóżka zabawne anegdoty i dowcipy opowiadane przez ojca stanowiły jedyną rozrywkę oraz stawały się pewnego rodzaju „oknem na świat”. Po śmierci dziecka Daniel Lifschitz zdecydował się na publikację tychże żartów.

            Treść przytoczonych tutaj dowcipów nakreśla czytelnikowi środowisko Żydów, ich zwyczaje, tradycje. Z tekstów możemy także dowiedzieć się nieco o dręczących ich problemach i rozterkach. Ramy czasowe nie są tutaj jasno sprecyzowane, zresztą, jak i w poprzedniej publikacji, jednak z poszczególnych anegdot możemy wysnuć o jakim okresie czasowym jest mowa. Dowcipy są tutaj posegregowane alfabetycznie, co bardzo ułatwia wyszukanie interesującego nas szmoncesu. Podjęłam próbę przeczytania całości od razu, jednak po pewnym czasie, idąc za radą autora, który twierdzi, że „nie można zanudzać się dowcipami! U jednych stan taki powoduje smutek, inni mogą dostać mdłości. Warto więc czytać najwyżej trzy lub cztery dowcipy dziennie” postanowiłam dawkować sobie zawartość tej antologii. Jak to zwykle w antologiach bywa znalazły się tutaj teksty lepsze i gorsze; jedne zostają w pamięci, o innych pewno wielu z czytelników szybko zapomni. 

            Śmiech po żydowsku od a do z” to źródło rozrywki dla starszych i nieco młodszych czytelników. Humor jest tutaj wyważony, nie razi wulgarnością, staje się także pewną formą zdobycia wiedzy z zakresu kultury żydowskiej. Trudniejsze pojęcia wyjaśnione są w przypisach, dzięki czemu nie umyka nam sens poszczególnych opowiastek. Jako, że mam za sobą lekturę poprzedniej publikacji Daniela Lifschitz’a zauważyłam, że niektóre teksty zawarte w obu tych publikacjach są do siebie podobne, co oczywiście nie przeszkadza w odbiorze. Jakiego czytelnika zainteresuje antologia? Cytując autora:

„Jeżeli lubisz prawić morały, szukaj pod hasłem etyka, jeżeli jesteś arogancki szukaj pod hasłem hucpa, jeżeli lubisz żebraków – szukaj pod sznorer, jeżeli chcesz się ożenić – patrz pod hasłem szadchen; jeżeli masz dość żony – patrz pod mąż i żona, podobnie patrz tam, jeżeli nie znosisz męża; jeżeli interesuje cię historia, mam dla ciebie hasła: komunizm, nazizm i inne. Jeżeli jesteś antysemitą przeczytaj całą książkę, a pokochasz Żydów za to kim są, a być może również nauczysz się śmiać sam z siebie.”*

            Antologia nie wszystkim czytelnikom, przypadnie do gustu, bowiem poczucie humoru każdy z nas ma inne. Jak już wspomniałam odbieram tę publikację w dość zróżnicowany sposób, czasami mnie bawiła, momentami zaskakiwała, a innym razem nieco nużyła. Zdecydowanie lepiej jest rozłożyć sobie lekturę na kilka części, jak już wspomniałam, gdyż próba przeczytania całości okazała się nie lada wyzwaniem. Po pewnym czasie po prostu dowcipy zaczynają stawać się męczące. Niemniej dla kogoś kto interesuje się kulturą żydowską zapoznanie się z nią z perspektywy żartów może okazać się ciekawym rozwiązaniem.




Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Promic za co bardzo dziękuję.


 *s. 11


Daniel Lifschitz - Śmiech po żydowsku od a do z

stron 178
wyd. Promic


poniedziałek, 14 października 2013

Elizabeth Massie, Michael Hirst "Dynastia Tudorów. Królowa traci głowę”


          Wielu władców zapisało się w historii głównie za sprawą swoich kontrowersyjnych poczynań i radykalnych środków stosowanych wobec podwładnych. Bez wątpienia, jednym z nich był król Anglii, Henryk VIII, który wywodził się z dynastii Tudorów. Zresztą niemal wszyscy jej członkowie do dziś budzą niemałe zainteresowanie, a ich losy stają się inspiracją dla wielu twórców. Wspomnę chociażby o serialu „The Tudors”, który zdobył rzesze fanów w wielu krajach oraz zdobył mnóstwo nagród. Na kanwie scenariusza wspomnianego hitu telewizyjnego powstała książka „Dynastia Tudorów. Królowa traci głowę” autorstwa Elizabeth Massie.

            XVI wiek. Rozpoczyna się bardzo trudny czas dla mieszkańców Anglii. Król Henryk XVIII pragnie wielkich zmian nie tylko dla swojego kraju, ale także dla siebie. Każdy z podwładnych zostaje zmuszony do złożenia przysięgi lojalności wobec Henryka. Na płaszczyźnie prywatnej jego priorytetem staje się jak najszybsze unieważnienie małżeństwa z Katarzyną Aragońską, by poślubić Annę Boleyn. Dążenia te stają się jedną z przyczyn konfliktu między władcą, a zwierzchnikiem Kościoła Katolickiego. Kolejnym punktem zapalnym w tych relacjach jest chęć wyzwolenia się Henryka VIII spod wpływów Kościoła. Wkrótce władcy Anglii udaje się dopiąć swego i poślubia swoją oblubienicę Annę, a także odcina się od Kościoła. Teraz z utęsknieniem czeka na swojego następcę. Królowa jednak wciąż nie potrafi spełnić marzenia małżonka narażając się tym samym na jego gniew, być może nawet na utratę życia.

             Książka Elizabeth Massie jest specyficzna właśnie ze względu na to, iż została oparta na scenariuszu „The Tudors”. Wydarzenia w niej przedstawione są ukazane niczym serialowe sceny. Poszczególne wątki nie przechodzą płynnie tylko, w moim odczuciu „przeskakują” nie tworząc całości. Trochę czasu zajęło mi przywyknięcie do takiej formy przedstawienia fabuły. Niemniej niektórych może to irytować. Powieść ta jest specyficzna, także ze względu na oszczędność w kreowaniu postaci. Dostajemy tylko niewielki zarys osobowości poszczególnych bohaterów. Ich rozterki, uczucia i pragnienia często pozostają w sferze domysłów czytelnika.  Trochę żałuję, gdyż uwielbiam dobrze nakreślone portrety psychologiczne postaci. Należy jednak pamiętać, że powieść jest odwzorowaniem scenariusza, który skupia się w stopniu marginalnym na wspomnianym aspekcie. Właściwie to jedyne dla mnie mankamenty historii o Tudorach. Pozostając przy temacie postaci, nie trudno zauważyć, że na pierwszy plan wybija się oczywiście Henryk VIII oraz Lady Boleyn. Dla mnie jednak taką trzecią kluczową postacią została Katarzyna Aragońska, której siła i wytrzymałość w obliczu wielu nieszczęść zadziwia i budzi szacunek. Spodziewałam się intrygującej powieści z elementami historycznymi, które nieco przybliżą mi tę dynastię i to otrzymałam. Liczne intrygi, tajemnice i zbrodnie przykuły moją uwagę. Warto zwrócić także uwagę na bardzo dobre odwzorowanie ówczesnych realiów dworskiego życia. Kolorowe stroje, wielkie bale i bankiety, polowania pozwalają poczuć atmosferę XVI-wiecznej Anglii.
     
            Powieść Elizabeth Massie  Dynastia Tudorów. Królowa traci głowę” polecam przede wszystkim miłośnikom serialu, dla których książka będzie dobrym uzupełnieniem. Zwolennicy wszelkich intryg i zagadek także znajdą coś dla siebie. Natomiast ci, którzy zaczytują się w powieściach historycznych mogą czuć się nieco zawiedzeni, gdyż wspomniana pozycja nie do końca nią jest.

 
          Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mira\ Harlequin







Tekst umieszczony także w serwisie nakanapie.pl

 merlin.pl

sztukater.pl
 

E. Massie, M. Hirst -  "Dynastia Tudorów. Królowa traci głowę” 
stron 336
Wyd. Mira/ Harlequin 2013

Anna Karwińska "Opowieść o niezwykłym psie"


            Większość rodziców prędzej czy później usłyszy od swojego dziecka pytanie czy może przygarnąć zwierzątko: psa, kota czy chomika. Oczywiście dzieciom zazwyczaj nie przychodzi na myśl, że posiadanie zwierzaka to nie tylko przyjemność, ale także obowiązki. Rodzicom bardzo trudno jest przekonać swoją pociechę, że nie jest jeszcze gotowe na taką odpowiedzialność, a wytłumaczenie mu, z czym ona się wiąże wcale nie jest takim łatwym zadaniem. Wtedy pomocna może okazać się książeczka autorstwa Anny Karwińskiej „Opowieść o niezwykłym psie”, która w sposób przystępny pozwala uświadomić dziecku czym jest odpowiedzialność.  Anna Karwińska z wykształcenia jest socjologiem, wykłada na Uniwersytecie Krakowskim, jednak socjologia to nie jej jedyna pasja, kolejną jest bowiem tworzenie bajek dla najmłodszych czytelników.

            Czwórka rodzeństwa: Majka, Martynka, Dominik i Bartek pragnie mieć słodkiego szczeniaka, którego mogliby kochać i bawić się z nim. Niestety rodzicie nie zgadzają się na nowego domownika tłumacząc, że dzieci nie są wystarczająco odpowiedzialne. Dzieciaki wielokrotnie udowodniły, że nie potrafią stać się obowiązkowe; zapominały o podlewaniu roślin oraz regularnym wyprowadzaniu psa cioci Krystyny. Przygnębione i rozżalone spędzają czas w ogrodzie, gdzie nieoczekiwanie dostrzegają...psa! Nie jest on jednak zwyczajnym psem, lecz Psem ze Wspomnień. Jak się okazuje potrafi mówić ludzkim głosem, jest niemal przezroczysty i na imię ma Romek.                       

„Przybyłem... z jakby tu powiedzieć? To miejsce nazywa się Krainą Wspomnień. I ma wiele drzwi do waszego świata. Przez jedne z nich przeszedłem..." *

Pies z Krainy Wspomnień zjawił się w ogródku rodzeństwa, aby wyjaśnić im z czym wiąże się odpowiedzialność. Dzięki wzruszającej opowieści Romka o jego „ludzkiej” rodzinie oraz przygodach, jakie przeżył dzieci uświadamiają sobie, że posiadanie psa, bądź innego zwierzęcia to nie tylko radość ze wspólnie spędzonego czasu, ale także ciężka praca, by zapewnić mu opiekę. 

            Anna Karwińska stworzyła ciepłą historię o relacjach ludzi ze zwierzętami. Psy (i nie tylko) mają ogromy wpływ na rozwój emocjonalny dzieci. Posiadając psa zyskują wiernego i oddanego przyjaciela, uczą się szacunku do stworzeń, a przede wszystkim poznają czym jest obowiązkowość i opiekuńczość. Pies ze Wspomnień jest postacią, którą najmłodsi czytelnicy pokochają; mądry, troskliwy, wyrozumiały i uroczy staje się dla nich idealnym nauczycielem. Opowieść napisana jest nieskomplikowanym językiem, co ułatwia zrozumienie tekstu małym czytelnikom. Dużych rozmiarów czcionka jest idealnym rozwiązaniem dla dzieci, które próbują samodzielnie czytać. Kolejnym atutem książeczki są niewątpliwie ilustracje autorstwa Artura Janickiego. A tych tutaj nie brakuje, niemal na co drugiej stronie natkniemy się na rysunek przedstawiający dzieci, zabawnego zwierzaka czy wreszcie tytułowego „niezwykłego psa”. Dzięki tym ilustracjom dzieci nie tylko chętniej sięgną po wspomnianą opowieść, ale także zyskują możliwość rozwijania swojej wyobraźni.

            Opowieść o niezwykłym psie” to bajka idealna dla młodszych czytelników. Nie jest ona kolejną historią pozbawioną jakiegokolwiek morału. Posiada istotne przesłanie odnoszące się do przyjaźni, wzajemnych relacji i troski. Tematy te nie należą do najłatwiejszych, jednak autorka uchwyciła je w sposób prosty i zrozumiały, poza tym uważam, że dzieci od najmłodszych lat powinny uczyć się odpowiedzialności i szacunku dla zwierząt. Polecam nie tylko dzieciom, ale także rodzicom; ostrzegam jednak, że dzieci po zapoznaniu się z historią  niezwykłego Psa ze Wspomnień mogą zapragnąć mieć własnego szczeniaka




Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Wam za co bardzo dziękuję.


 * str. 13


A. Karwińska – opowieść o niezwykłym psie
 
Stron 32

Wyd. Wam

sobota, 12 października 2013

Mariusz Niemycki "Na morzu"


„Na morzu” autorstwa Mariusza Niemyckiego to kolejna książeczka z serii „Skrzacik ciekawski”, z którą miałam okazję się zapoznać. Niemycki pisze dla młodzieży oraz tych najmłodszych czytelników i to właśnie do nich skierowane są książeczki wspomnianej serii. W jej skład wchodzi kilkanaście tytułów m.in. „Kolej”, „Pogotowie” „Policja”, „Straż pożarna”, „Na wsi”, „Na budowie”, „Autobusem czy tramwajem” czy właśnie „Na morzu”.

            Wszyscy miłośnicy książek wiedzą, że moją one w sobie ogromną siłę. Potrafią przenieść do świata fantazji i zaabsorbować tak, że zapomina się o całym świecie. Poza tym słowo pisane dostarcza wielu emocji i wrażeń. Opowieść „Na morzu” traktuje właśnie o sporym oddziaływaniu książek na młodego czytelnika i uświadamia, że czytanie to drzwi do wielu przygód, a książka to lepsza rozrywka niż gra komputerowa czy program telewizyjny. A trzeba przyznać, że dziś dzieci niestety wolą spędzać długie godziny z bohaterami gier i seriali, niż z postaciami z kart powieści.

            Wielu chłopców mając po kilka i kilkanaście lat marzy o przygodach, podróżach oraz o zostaniu super bohaterem z nadludzkimi zdolnościami czy też groźnym piratem. Takie marzenia kotłują się w głowie Pawła – głównego bohatera książeczki „Na morzu”. Chłopiec uwielbia spędzać czas z książką w ręku. Czytając o szalonych i niebezpiecznych wyprawach ma wrażenie, jakby sam w nich uczestniczył. Tym razem wraz z bohaterami książki przenosi się na piracki statek, gdzie staje się dowódcą całej załogi. Paweł przekona się, że bycie kapitanem nie jest łatwym zajęciem, gdyż dowodzenie ludźmi to ciężka praca, a morze kryje w sobie mnóstwo niebezpieczeństw. Czy chłopiec sprawdzi się w roli kapitana? Zachęcam do lektury.

Mariusz Niemycki po raz kolejny zabiera dzieci w szaloną wyprawę. Tym razem czytelnik zostanie „rzucony” na morze, by wraz z załogą pirackiego statku sprawdzić się w sytuacjach ekstremalnych. Opowieść tak, jak pozostałe historie serii „Skrzacika ciekawskiego” jest szybko wpadającą w ucho rymowanką. Ilustracje do tekstu stworzyła, jak w przypadku poprzednich części Agnieszka Semaniszyn- Konat. Licznie obrazki z pewnością zachęcą wielu najmłodszych czytelników do sięgnięcia po książeczkę. Dla kogo ta książeczka będzie idealna? Dla wszystkich tych, którzy chcą swoim dziecku zaszczepić miłość do książek już we wczesnym dzieciństwie. Nieskomplikowana, zabawna historia nie powinna sprawić dziecku większych problemów w jej zrozumieniu. Przeciwnie, może stać się pewnego rodzaju inspiracją do nowych zabaw oraz pomoże w rozwijaniu dziecięcej wyobraźni. Książeczki Mariusza Niemyckiego są idealne także dla tych dzieci, które stawiają pierwsze kroki w samodzielnym czytaniu.

Reasumując opowieść Mariusza Niemyckiego „Na morzu” przypadnie do gustu kilkuletnim czytelnikom. Książeczka pisana wierszem dostarczy dzieciom radości, wywoła uśmiech, a przy okazji zapozna z podstawowymi informacjami tym razem ze świata dzielnych marynarzy. Polecam i zachęcam do zapoznania się z pozostałymi książeczkami z serii „Skrzacik ciekawski”.

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Skrzat za co bardzo dziękuję.
 

Na morzu – Mariusz Niemycki

Stron 6
Wyd Skrzat
Kraków 2009

środa, 9 października 2013

Daniel Lifschitz "O rabinach, oszustach i żebrakach”.


„ Rosa... Niegdyś w Chinach uważano, iż jej krople pochodzące wprost z Księżyca śmiertelnikom użyczają nieśmiertelności. Pojawiała się nocą, bezszelestnie spadając na Ziemię, a w porannym słońcu mieniła się niczym perły albo diamenty rozsypane hojną ręką. Nic dziwnego, że traktowano ją jako wyraz błogosławieństwa Boga, brano za symbol zbawienia, ale też odnowy życia. Chrześcijanie, uznając rosę za dar nieba, uczynili znakiem chrztu, czystości i mądrości.

Dlatego oddając się lekturze, warto zawsze pamiętać – co zauważył dawno temu Alphonse de Lamartine – że małe krople rosy odbijają niebo tak wielkie i czyste jak ocean

„Krople rosy” to seria ukazująca się nakładem wydawnictwa Promic. Niepozorne i niewielkie objętościowe książeczki kryją w sobie historie zaskakujące, których akcja przenosi nas wiele lat wstecz,  jednak ze względu na poruszane tematy są one nadal aktualne. Są one właśnie, jak krople rosy – z pozoru błahe i małe, jednak kiedy dobrze się przyjrzymy dostrzeżemy w nich ważną treść.

 Jedną z publikacji należących do tej serii jest książka autorstwa Daniela Lifschitz’a „O rabinach, oszustach i żebrakach”. Daniel Lifschitz jest pisarzem, publicystą, autorem komentarzy do ksiąg biblijnych, a także znawcą chasydyzmu - żydowskiego ruchu religijno-społecznego, który wprowadzał nowe elementy do judaizmu ortodoksyjnego. „O rabinach, oszustach i żebrakach” traktuje właśnie o kulturze żydowskiej, jednak z przymrużeniem oka, gdyż zebrane tutaj zostały anegdoty, opowiastki i dowcipy odnoszące się do wspomnianej społeczności. Autor podjął się tego „byśmy choć przez chwilę mogli uczestniczyć w dawnym życiu prostych Żydów i oddychać atmosferą tamtego świata unicestwionego przez barbarzyństwo nazizmu i komunizmu”.

Tradycja żydowska potępia wszelkie żarty czy kpiny, co nie znaczy, że oswajając się z kulturą żydowską nie odnajdziemy żadnych elementów zabawy czy humoru. Jest ona bowiem otwarta na „prostą radość”, dlatego nawet w Talmudzie Babilońskim odnaleźć można zabawne anegdoty. W zbiorze odnajdziemy najbardziej znane dowcipy i opowiastki związane ze środowiskiem żydów. Autor nie trzyma się konkretnych ram czasowych. Akcja poszczególnych anegdot rozkrywa się w XVIII i XIX wieku, innym razem przenosi czytelnika w czasy Cesarstwa Austro - Węgierskiego czy też do ZSRR. Lifschitz poprzez zabawne historie bardzo dobrze nakreślił obraz obyczajowości Żydów, ich codziennego życia, wzajemnych relacji czy religijności. Autor nie skupia się na konkretnej grupie w społeczności żydowskiej; odnajdziemy tutaj żartobliwe opowieści o tych najbogatszych, o żebrakach, rabinach, wojskowych czy też politykach. Nie zabraknie także opowieści, których akcja toczy się w Polsce, dzięki czemu możemy wyłuskać pewne informacje o tym, jak tutaj wyglądało życie Żydów. Całość napisana jest językiem bardzo przystępnym, trudniejsze pojęcia odnoszące się do tradycji żydowskich tłumaczone są w przypisach, więc czytelnik nie ma problemu ze zrozumieniem sensu poszczególnych historii. Żarty są wyważone, subtelne, smaczne, pozbawione wulgarności, dlatego po te anegdoty bez obaw sięgnąć mogą nieco młodsi czytelnicy.

 „O rabinach, oszustach i żebrakach” to nie tylko świetne źródło rozrywki, ale także źródło wiedzy o kulturze żydowskiej. Książka nie dostarcza, co prawda rozległych informacji, jednak dla laika będzie ona dobrym wstępem w poznawaniu tej tematyki. Zebrane tutaj opowieści bawią i relaksują, jednak skłaniają one również do pewnych refleksji nie tyle nad życiem społeczności tutaj opisanej, co nad naszym podejściem do samych siebie i otoczenia. Czasami warto się zdystansować i spojrzeć na siebie z przymrużeniem oka.


Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Promic za co bardzo dziękuję.


D. Lifschitz - O rabinach, oszustach i żebrakach


Stron 89
Wyd. Promic











poniedziałek, 7 października 2013

Beata Herzog "Był tu Amadeusz"


     Od zawsze ludzie pragnęli zwiększyć wygodę swojego życia. Samochody, sprzęty elektroniczne czy chociażby opakowania różnych produktów, w które zaopatrujemy się codziennie oczywiście ułatwiają egzystencję. Niestety często zapominamy, że te wszystkie udogodnienia mają swoje konsekwencje w postaci wyniszczania środowiska naturalnego. Od jakiegoś czasu coraz częściej w mediach możemy natknąć się na tematy związane z ekologią. Z większą częstotliwością promowany jest ekologiczny tryb życia. Wspomniane kwestie porusza również Beata Herzog w swojej książce dla dzieci zatytułowanej „Był tu Amadeusz”.

            W olbrzymiej Sali Obrad, gdzieś w przestworzach ma miejsce zebranie wszystkich Wielkich ludzi, którzy opuścili już Ziemię. Zaniepokojeni o losy ludzi oraz środowisko naturalne postanawiają do każdego zakątka świata wysłać duszę, by rozpoczęła misję ratowania planety. Do Polski przybywa Wolfgang Amadeusz Mozart, którego dusza znalazła schronienie w ciele trzynastoletniego Janka, największego łobuza w szkole. Zapytacie, co zatem stało się z duszą chłopaka? Otóż Wielcy zadecydowali, że dusze ciał tymczasowo przez nich „przejętych” wysłane zostaną na „kurację mentalną”. Jak nietrudno się domyślić diametralna zmiana zachowania rozwydrzonego nastolatka budzi zdumienie nauczycieli, rówieśników, a nawet jego rodziców. Amadeusz stopniowo rozpoczyna swoją misję uświadamiania mieszkańców, jak istotna dla środowiska naturalnego jest chociażby segregacja śmieci. Mozart początkowo zdany jest tylko na siebie, jednak wkrótce postanawia w całą akcję wtajemniczyć Kaśkę, koleżankę Janka. Niebawem w dość dziwnych okolicznościach do tej dwójki dołącza Wiolin – pies posiadający niezwykłe zdolności, dodam jeszcze, że ów pies potrafi mówić. Czy tej wyjątkowej trójce uda się przekonać miasteczko do swoich racji? Przekonajcie się sami.

            Bez wątpienia postacią, która najbardziej przykuwa uwagę czytelnika jest tytułowy Amadeusz. Próby dostosowania się muzyka „wyjętego” wprost z epoki oświecenia do współczesnych realiów doprowadzają do wielu komicznych nieporozumień. Janek w wydaniu à la Mozart urzeka mieszkańców, którzy z chęcią słuchają tego, co ma do powiedzenia na temat ekologii. Chłopak potrafi zmotywować ich do wspólnego działania oraz do poświęcenia większej uwagi otoczeniu, w którym żyją. Co jednak się stanie kiedy dusza Janka wróci do swojego ciała?

            Beata Herzog swoją powieścią pragnęła zwrócić uwagę młodego czytelnika na istotną kwestię, jaką jest dbanie o środowisko naturalne. W książeczce autorka porusza problem segregacji śmieci i katastrof ekologicznych. Przesłanie ważne i piękne uważam, że warto zaznajamiać młodych czytelników z tak istotnymi kwestiami. Oczywiście trudno oczekiwać, że po lekturze najmłodsi od razu zapragną „zmieniać świat”, jak główny bohater, istotne jest jednak to, że zda on sobie sprawę z istnienia takiego problemu, jakim jest zanieczyszczanie środowiska. To jednak nie wszystko, za sprawą głównego bohatera, który jest nastolatkiem uczula czytelnika także na prawa dzieci i młodzieży oraz na miejsce jakie powinny zajmować w społeczeństwie. Oczywiście kwestia praw najmłodszych to problem na który szczególną uwagę zwrócić powinni dorośli. Niestety wielu nie tylko rodziców, ale także pracowników placówek oświaty czy innych instytucji krzywdzi dzieci uważając, że nie poniosą konsekwencji.

            „Był tu Amadeusz” to opowieść pełna zaskakujących wydarzeń. Czytelnik będzie świadkiem nieprawdopodobnych sytuacji, często bardzo humorystycznych. Nie zabraknie także dreszczyku emocji, momentów wzruszenia, a także zagadki do rozwikłania. Powieść napisana jest w bardzo przystępny dla najmłodszych odbiorców sposób, niemniej i ci nieco starsi spędzą miło czas w towarzystwie Janka – Mozarta i jego towarzyszy.


Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki portalowi Sztukater oraz Warszawskiej Firmie Wydawniczej za co bardzo dziękuję.


B. Herzog – Był tu Amadeusz

Stron 84
Wyd. WFW

niedziela, 6 października 2013

Krzysztof Rudowski "Nowele dwukrotne"


Krzysztof Rudowski to pisarz eksperymentujący na niejednym gatunku literackim. Debiutował powieścią „Stopy Pana Boga – metafizyczny przewodnik po Tatrach”, następnie przyszła kolej na dramat internetowy zatytułowany „Cz@t”, a także na poemat pt. „Otwórzcie moją teczkę”; w jego dorobku odnaleźć możemy również utwory poetyckie. Kolejną formą literacką, którą autor postanowił zmodyfikować na swoje potrzeby jest nowela charakteryzująca się bardzo wyrazistą akcją, jednowątkową fabułą oraz pewnym punktem kulminacyjnym. Efektem tego „eksperymentu” są „Nowele dwukrotne”, które ukazały się w 2o11 roku nakładem Warszawskiej Firmy Wydawniczej.

            „Nowele dwukrotne” to zbiór kilkudziesięciu nowel, których akcja rozgrywa się na przestrzeni kilkudziesięciu lat; poczynając od lat sześćdziesiątych XX wieku, a kończąc na roku 2o11. Pierwszym naszym przystankiem w tej czytelniczej podróży jest Wrocław, gdzie wraz z głównym bohaterem, Szymonem odkryjemy piękno tego miasta nocą. Poczujemy lekką, nierealną atmosferę, gdzie zaciera się granica między jawą, a snem. Ta atmosfera wyczuwalna jest także w kolejnej nowelce, której akcja toczy się w 1967 roku na dworcu kolejowym. Z bohaterem kolejnej historii, której akcja ma miejsce w latach siedemdziesiątych wybierzemy się do kina na legendarnego już „Winnetou”. Koniec lat siedemdziesiątych to czasy „niewidzialnej ręki” – popularnej wtedy akcji, mającej na celu niesienie pomocy, a także czasy, gdzie wśród najmłodszych królowała gra „Państwa – miasta” oraz „Dyrektorzy”. Lata osiemdziesiąte to oczywiście stan wojenny, godzina policyjna i walka o zmiany w państwie. Bohaterom towarzyszymy aż  do czasów współczesności, obserwując ich dojrzewanie, przemiany, życiowe wybory, sukcesy oraz porażki.

            „Nowele dwukrotne” to moje pierwsze spotkanie z twórczością pana Krzysztofa Rudowskiego. Przyznam, że do sięgnięcia po ten zbiór zachęcił mnie między innymi tytuł. Zastanawiało mnie, co kryje się za słowem „dwukrotne”. Otóż każdemu bohaterowi pojawiającemu się w tym zbiorze poświęcone są dwie nowele; jedna traktuje zazwyczaj o jego dzieciństwie, bądź czasach szkolnych, druga natomiast o dorosłości; często bolesnej, tak bardzo różniącej się od tej z dziecięcych wyobrażeń.

            Nowela, w moim odczuciu jest gatunkiem bardzo wymagającym, gdyż jej krótka oraz oszczędna forma wymaga od pisarza sporych umiejętności. Nie jest łatwo opierając fabułę zazwyczaj tylko na jednej postaci i jednym wydarzeniu skonstruować wciągającą historię z zaskakującą pointą. Nowele pana Rudowskiego mają to „coś”, co przykuło moją uwagę.

            „Nowele dwukrotne” to zbiór opowieści o zwyczajnych ludziach, którzy usiłują się „dopasować” do czasów, w których przyszło im żyć. To obraz, który nakreśla zachodzące w Polsce zmiany społeczne i polityczne na przestrzeni lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Z pewnością niejeden czytelnik w trakcie lektury przypomni sobie wydarzenia ze swojego dzieciństwa, choćby grę państwa- miasta, którą sama uwielbiałam. Postaci są autentyczne, co sprawia, że odbiorca bez problemu będzie mógł identyfikować się z bohaterem wybranej noweli. Autor nie koloryzuje rzeczywistości, nie ulepsza jej, bardzo wiernie oddając ówczesne realia. Mimo to łatwo zauważyć, że każda z nowel ma w sobie coś zaskakującego oraz nierealnego, co kojarzy się bardziej z sennymi wizjami, niż rzeczywistością. Oszczędna forma oraz przystępny język sprawia, że czytelnik skupia się na sednie każdej historii nie lawirując między pobocznymi wydarzeniami. Zbiór ten polecam nie tylko zwolennikom twórczości pana Krzysztofa Rudowskiego, ale wszystkim tym, którzy pragną na chwilę znaleźć się na ulicach Polski sprzed czterdziestu lat.

 

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki portalowi Sztukater oraz Warszawskiej Firmie Wydawniczej za co bardzo dziękuję.



K. Rudowski - Nowele dwukrotne

Stron 126
Warszawska Firma Wydawnicza

piątek, 4 października 2013

Iwona Wilmowska "Pogromcy nudy"


Zapraszam was do Milandii, małego miasteczka leżącego „na skraju baśni”, gdzie życie mieszkańców pełne jest spokoju. Niestety, jak to w bajkach i baśniach bywa sielanka kończy się za sprawą knowań „czarnego charakteru”. Tak jest i tutaj. Zaczyna się od kota pani Pulpetowej, który popada w dziwne odrętwienie. Wkrótce to samo dzieje się ze sławną czarodziejką, Mimi Tut. Kiedy do miasteczka docierają informacje o kolejnych takich przypadkach, lokalny detektyw Fidrygał postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i wyrusza w podróż, aby wyjaśnić zaistniałą sytuację. Wkrótce dołączają do niego nowi kompani: Leszek bez Szpady oraz krasnal Teodor. Ta dość niebanalna ekipa postanawia udać się do Budyniowego Zamku w nadziei na odnalezienie jakiegoś tropu pozwalającego na rozwikłanie zagadki tajemniczej choroby.

„Pogromcy nudy” autorstwa Iwony Wilmowskiej to powieść skierowana przede wszystkim do młodych czytelników, jednak i ja świetnie spędziłam z nią czas, mimo, iż do wspomnianej grupy już nie należę. Niewątpliwie uwagę czytelnika przykuwają barwne i zabawne postaci. Fidrygał to detektyw, który pragnie być sławny i podziwiany, choć jak dotąd nie udało mu się rozwikłać żadnej sprawy. Początkowo nie wzbudził mojej sympatii, jednak pod wpływem pewnych zdarzeń zmienia się, dzięki czemu zyskuje w oczach czytelnika. Kolejnym wartym uwagi bohaterem jest Leszek bez Szpady; dzielny, odważny, a zarazem bardzo skromny rycerz, którego największym marzeniem było...domyślacie się? Oczywiście zdobycie szpady. Teodor kolejny uczestnik eskapady to krasnal szukający swojego miejsca w świecie; skryty, nieśmiały, posiada pewną mroczną tajemnicę. Wspomniana trójka to nie jedyni bohaterowie warci uwagi, gdyż w książce odnajdziemy sporo intrygujących charakterów. Wymienię tutaj chociażby Apateję, Letargię i Rutyneę. Brzmi interesująco, prawda?

        Iwona Wilmowska stworzyła ciepłą opowieść dla czytelników w każdym wieku. To bajka z nietuzinkowymi bohaterami, dużą dawką poczucia humoru oraz oryginalną zagadką. W gąszczu wydarzeń odnajdziemy także treści z przesłaniem, gdyż autorka porusza tutaj tematy trudne; będzie zatem co nieco o przyjaźni, która potrafi bardzo zmienić człowieka; będzie o odwadze, lojalności oraz dokonywaniu niełatwych wyborów. Czytelnik będzie także świadkiem buntu pewnej bohaterki, która tym sposobem próbuje sobie poradzić ze stratą bliskiej osoby. Temat niełatwy i delikatny, zwłaszcza dla młodych czytelników, jednak tutaj ujęty w sposób przystępny. Autorka w swojej książce przyjrzała się relacjom rodzice – dzieci. Wnioski nie są najlepsze; dziś coraz częściej dzieci pozostawione są samym sobie. Dorośli poświęcając mnóstwo czasu obowiązkom zawodowym zapominają, że o wspólne relacje należy dbać, a drogie przedmioty nie zrekompensują dzieciom nieobecności mamy i taty. I wreszcie autorka podejmuje temat...nudy, którą z pewnością każdy zna. Nuda została tutaj przedstawiona w sposób oryginalny i zaskakujący, ale więcej nie zdradzę. Całość napisana jest prostym językiem, co z pewnością jest atutem dla małych czytelników. Warto również zwrócić uwagę na ilustracje, których autorem jest Jacek Siudak. Obrazki nie są kolorowe, jak w większości książeczek dla dzieci, lecz czarno-białe. Mnie kojarzą się z komiksem. Szkice przedstawiające chociażby krasnala Teo czy Leszka bez Szpady są zabawne i intrygujące. Czytelnik ma możliwość skonfrontowania swoich wyobrażeń o głównych bohaterach z „wizją” ilustratora.

          „Pogromcy nudy” autorstwa Iwony Wilmowskiej to opowieść wciągająca, mądra, z istotnym przesłaniem głównie dla najmłodszych czytelników, jednak jestem pewna, że starsi odbiorcy znajdą w niej coś dla siebie. Ja z pewnością sięgnę po kolejne książki pani Wilmowskiej. 



 Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu WAM za co bardzo dziękuję.


Iwona Wilmowska – Pogromcy nudy

Stron 292
Wyd. WAM 2012