piątek, 30 października 2015

Moomins i Snusmumrikken czyli co można upolować w second-handzie ;)

Czasami nawet fan Muminków może znaleźć coś ciekawego w second-handzie ;) Żałuję tylko, że takie okazje pojawiają się niezwykle rzadko.





A Wam udało się kiedyś upolować jakieś ciekawe książki? ;)

poniedziałek, 26 października 2015

[rozrywka na planszy] Puzzlomatic - Puzzle z serii T



Otworzyłam pudełko, wyjęłam cztery drewniane klocki w nieregularnych kształtach rozłożyłam kartkę z możliwymi wariantami do ułożenia i stwierdziłam, że to pewnie taka dziecinna układanka; łamigłówka, którą rozwiąże się ot tak, na pstryknięcie palca. Pełna zapału zabrałam się za tworzenie pierwszej figury – literki „T”. Pierwsza próba, druga, trzecia, czwarta i… kapitulacja!
Łatwo się nie poddaję, więc dla większego opanowania zaparzyłam sobie melisę i zabrałam się za kolejne figury w nadziei, że któraś okaże się łatwiejsza do ułożenia. I znowu nic. Dodam, że spędziłam nad klockami trochę czasu, więc moje nerwy były już trochę nadszarpnięte ;) Po fazie zwątpienia i po wielkiej ochocie na wyrzucenie klocków przez okno, bądź zniesienie ich z powierzchni ziemi, ponownie zasiadłam do łamigłówki. Wróciłam do pierwszego kształtu i… udało się :) To oczywiście zmobilizowało mnie do dalszych prób. Spędziłam nad układanką trochę czasu, co wzbudziło zainteresowanie mojej rodzinki, która podśmiewała się z moich nieudolnych starań zbudowania jakiejkolwiek figury. Udało mi się namówić familię na wspólną zabawę. I co się okazało, że łamigłówka pochłonęła ich równie mocno. Wspólnymi siłami udało nam się ułożyć niektóre figury.

I gdzie tu relaks i odprężenie? Zapewniam, że kiedy pierwsze trudności miną i układanie poszczególnych figur pójdzie nam sprawniej pojawi się zadowolenie z efektów, a wysilanie szarych komórek świetne odpręży ;)
Wraz z siostrą wymyśliłam jeszcze jeden wariant układania, dzięki czemu możemy łamigłówkę traktować, jak grę. Zadaniem każdego z gracza jest ułożenie jak największej ilości figur. Każdy z uczestników zabawy podaje liczbę od 1 do 71, tym samym wybierając kształt, który musi stworzyć. Na ułożenie figury ma 10 minut. W przypadku wykonania zadania dostaje jeden punkt, jeśli jednak czas minie, a gracz nie wykona zadania, nie otrzymuje żadnego punktu. Następnie kolejny uczestnik dokonuje wyboru liczby i układa figurę. Wygrywa osoba z największą ilością punktów. U mnie ten wariant sprawdził się doskonale, choć muszę przyznać, że 15 minut na ułożenie kształtu to wcale nie tak dużo, jednak czas można oczywiście wydłużyć.

Puzzle z serii T to łamigłówka wykonana z drewna, przez co nie tylko jest trwała, ale także elegancka. Układanka po raz pierwszy została wydana w 1903 roku, w Nowym Jorku. Producent herbaty dodawał takie kartonowe klocki do swoich wyrobów. Dopiero w latach 70-tych łamigłówka doczekała się drewnianej wersji, stworzonej przez Noba Yoshigahara.

Sama jestem oczarowana możliwościami, jakie daje z pozoru banalna układanka. Puzzle z serii T to nie tylko dobra zabawa, ale także „motywator” do uruchomienia wyobraźni i kreatywnego myślenia. Dzięki tym puzzlom zarówno dzieci, jak i dorośli rozwiną wyobraźnię przestrzenną, potrenują swój umysł i swoją zdolność koncentracji. Polecam. Na koniec wspomnę o pomyśle mojej siostry. Otóż zaproponowała ona ozdobienie klocków rysunkami, bądź za pomocą techniki decupage. Sama preferuję drewno bez żadnych dekoracji,  jednak może ktoś zdecyduje się na takie rozwiązanie.

  



Łamigłówkę poznałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Puzzlomatic 



Puzzle z serii T

Ilość elementów: 4
Ilość figur do ułożenia: 71
Wymiary: 12 cm x 12 cm x 1,2 cm
 

niedziela, 25 października 2015

Jonathan Kellerman "Diabelski walc"



Zespół Münchhausena per procura to zaburzenie relacji między jednym z rodziców, a dzieckiem. Rodzic wywołuje u swojego dziecka choroby, bądź jej objawy w celu wymuszenia hospitalizacji. Niekiedy bardzo ciężko jest udowodnić winę rodzica, który cierpi na to zaburzenie. Przed takim wyzwaniem został postawiony dr Alex Delaware – psycholog dziecięcy, bohater książki Jonathana Kellerman’a „Diabelski walc”.
Delaware zostaje poproszony przez swoją przyjaciółkę Stephanie o konsultacje w sprawie półtorarocznej Cassie. Dziewczynka jest stałym gościem w szpitalu, a dolegliwości z którymi się boryka często nie mają ze sobą powiązania. Nie znajdując żadnych konkretnych rozwiązań pani doktor podejrzewa zespół Münchhausena per procura, jednak, aby móc kogoś oskarżać potrzebuje niezbitych dowodów. Zwłaszcza, że mała pacjentka jest wnuczką szefa rady nadzorczej szpitala. Sprawa zatem jest bardzo delikatna.
Dr Delaware korzystając ze swoich umiejętności musi dociec czy któryś z rodziców krzywdzi dziewczynkę. Zatem walca czas zacząć. Delaware początkowo dość niechętnie traktuje całe to śledztwo, jednak po jakimś czasie zatraca się w nim. Szukając rys na idealnym wizerunku rodziców dziewczynki – państwa Jonesów dokopuje się do wielu informacji dotyczących samego szpitala. Zagadki się mnożą, grono podejrzanych się powiększa, a dr Alex zaczyna wątpić nawet w szczere intencje swojej przyjaciółki Stephanie. Diabelski walc nabiera rozpędu, a główny bohater uczy się na błędach i już wie, jak stawiać kroki, żeby nikomu nie nadepnąć na odcisk i nie zwracać na siebie uwagi. Czy uda mu się dokończyć ten taniec?
Jonathan Kellerman stworzył powieść, w której zgrabnie połączył thriller psychologiczny, powieść obyczajową i kryminał. Akcja stopniowo nabiera tempa, dzięki czemu czytelnik zyskuje czas by przyswoić sobie wszystkie informacje wyśledzone przez głównego bohatera. Sama intryga nie okazała się tak przewidywalna, jak przypuszczałam, bo choć zagadkę tajemniczych zachorowań dziewczynki można rozwikłać wcześniej, pozostaje jeszcze wiele znaków zapytania odnośnie sytuacji ekonomicznej placówki oraz pewnych zabójstw. Dodam jeszcze, że „Diabelski walc” jest siódmym tomem cyklu o doktorze Alexie Delaware. Sama na jednym tomie na pewno nie poprzestanę.
Polecam miłośnikom zagadek i thrillerów psychologicznych Tych z cyklu lekkich i przystępnych. 

 

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harper Collins 









J. Kellerman - Diabelski walc 



stron:560


Wyd. Harper Collins 2015
 


sobota, 17 października 2015

Maroš Krajňak "Entropia"



Słowo „entropia” pochodzi od greckiego wyrazu entropḗ i oznacza „zwrócenie się”, bądź „obrót”. Posiłkując się encyklopedią i stosując uproszczenie dodam, że entropia w teorii informacji jest miarą chaotyczności i nieokreśloności elementów znajdujących się w pewnym zbiorze. „Entropia” to także tytuł powieści słowackiego pisarza, Maroša Krajňaka, której nie sposób odmówić właśnie niejednoznaczności. „Entropia” to drugi tom trylogii łemkowskiej.

W wykreowanym przez słowackiego pisarza świecie odnajdujemy kilku bohaterów, którzy gubią się i wracają pośród całej historii, w chaosie, w gąszczu informacji. Ci bohaterowie to Buko Forel, Pepo, Wychudły Schizofrenik, którzy stają się dla mnie przewodnikami oraz „elementami” scalającymi powieść.  

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o czym opowiada ta książka. „Entropia” to bardzo osobliwa lekcja historii, to obraz przemijania, próba ocalenia czegoś od zapomnienia, a także test na kreatywność.

Ważne jest tutaj jedno miejsce – Kurdybanywka.

Kurdybanywka jest prototypem wyludnionej osady, która miała być wzorem dla reszty Galicji, a później i całego świata. Ktoś musiał wywołać jej entropię, kontrolować ją i stymulować wzrost do najwyższych granic. Kurdybanywka nie żyje, są tam martwe domy, ruiny cerkwi i szkoły, od lat niepielone ogródki i zapuszczone sady.”*

Odnoszę wrażenie, że Kurdybanywka jest odzwierciedleniem łemkowskich terenów. To właśnie dzieje ludności zamieszkującej te okolice wyrastają na głównego bohatera powieści. Pozostając przy temacie ziem łemkowskich muszę ostrzec, że „Entropia” jest pod tym względem bardzo wymagająca. Sama przystąpiłam do lektury praktycznie nie wiedząc nic o Łemkowszczyźnie i to był błąd. Chcąc więcej zrozumieć i w pełni uczestniczyć w tej literackiej podróży trzeba poświęcić trochę czasu na poznanie historycznej przeszłości wspomnianych obszarów.

Całość przywodząca na myśl oniryczne teksty Bruno Schulza staje się jednocześnie czymś na wyciągnięcie ręki i czymś bardzo nierealnym. Krajňak zachwyca plastycznością opisów. Każde słowo nabiera barw i skłania do wizualizacji przedstawionych w książce zdarzeń. Ten świat, gdzie historia doprawiona jest surrealizmem oczarowuje, porywa czytelnika. W ten krajobraz wpisane zostały także postacie autentyczne tj. gen. Karol Świerczewski czy John von Neumann.

 „Entropia” to jedna z najbardziej wymagających oraz nietuzinkowych opowieści, jakie dotąd poznałam, dlatego mam nadzieję, że uda mi się poznać tę opowieść od początku, bo początkiem była „Carpathia”.

 

*str. 167-168


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Książkowe Klimaty 



M. Krajnak - Entropia
stron: 200
Wyd. Książkowe Klimaty 2015
 


 



piątek, 9 października 2015

Laura i Marie "Warkocze. Przewodnik krok po kroku"



Od zawsze byłam zwolenniczką długich włosów, jednak końskie ogony, w które je upinałam bardzo szybko mnie  nudziły. Wtedy do akcji wkraczała moja mama, która uwielbiała testować różne sploty i upięcia. Moje włosy są podatne, więc nie było większych problemów z ich upinaniem. Zatem, co rusz miałam na głowie coś nowego.
Sama, co prawda nie potrafię wyczarować na swojej głowie takich cudów, jak moja mama, ale chciałam nauczyć się chociaż najprostszych splotów. I powiedzmy, że prawie mi one wychodzą. Ostatnio na nowo zostałam zmotywowana do mozolnych prób. A to za sprawą mojej siostry i książki, którą mi podarowała „Warkocze. Przewodnik krok po kroku”. Autorkami przewodnika są dwie nastolatki – Laura i Marie, których porady dotyczące plecenia warkoczy śledzi na instagramie już ponad 130 tysięcy osób. Sama nie znałam ich poczynań, jednak przewodnik skusił mnie do zerknięcia na ich profil.
Publikacja oczywiście nie jest w stanie pomieścić wszystkich fryzur wykonywanych przez dziewczyny, jednak osoby rozpoczynające swoją przygodę z różnymi splotami będą miały w czym wybierać. Większość upięć tutaj przedstawionych bazuje na podstawowych splotach tj. francuz, holender czy kłos. Autorki postarały się oto, by w przewodniku znalazły się zarówno upięcia standardowe – doskonałe na wyjście do szkoły, jak i te bardziej stylowe – na specjalne okazje.
Przewodnik, oprócz zdjęć, które są nie tylko cieszą oko, ale znacznie ułatwiają pracę przy splataniu włosów zawiera także informację o stopniu trudności danego uczesania oraz spis przedmiotów potrzebnych do stworzenia konkretnego splotu.
Zatem jeśli lubicie eksperymentować z fryzurami, uwielbiacie sploty te szalone i te klasyczne poradnik „Warkocze. Przewodnik krok po kroku” z pewnością dostarczy wam inspiracji do własnych eksperymentów.



Laura i Marie - Warkocze. Przewodnik krok po kroku

stron: 110

Wyd. Między Słowami  2015