Sheldon Horowitz ma osiemdziesiąt
dwa lata i „na głowie” nie tylko demencję, ale także przeprowadzę z Nowego
Jorku do Oslo. Mimo ogromnej pomocy wnuczki w zaaklimatyzowaniu się w nieznanym
miejscu mężczyźnie oswajanie nowej rzeczywistości przychodzi z trudem. Sheldon
– były żołnierz Marines i weteran wojny w Korei wciąż żyje przeszłością, która
staje się dla niego ważniejsza, niż teraźniejszość.
Bezbarwna egzystencja Sheldona
diametralnie się zmienia kiedy do jego mieszkania wdziera się sąsiadka, która
wraz z synem ucieka przed byłym partnerem. Niebawem mieszkanie pustoszeje, a
staruszek zostaje sam z siedmioletnim chłopcem. Chłopczyk, który jest synem
zamordowanej kobiety sam staje się celem mordercy. Horowitz postanawia działać
na własną rękę i zamiast powiadomić odpowiednie władze rusza ze swoim nowym
kompanem w podróż po obcych mu terenach.
Jak na porządny kryminał
przystało mamy tutaj i morderstwo i pościg, dlatego sporym zaskoczeniem był dla
mnie fakt, że autor niemal natychmiast odkrywa przed czytelnikiem tożsamość
zabójcy. Zagadka kryminalna nie jest tutaj najistotniejsza. Stanowi jedynie
oprawę dla opowieści o Sheldonie Horowitzu. I choć warto poznać bliżej każdą z
postaci moje serce bezapelacyjnie skradł ekscentryczny, nieco uszczypliwy, a
przede wszystkim wrażliwy staruszek.
Intrygujące jest to w jaki sposób
autor skonstruował fabułę, bowiem aktualne wydarzenia plączą się z epizodami z
życia Horowitza mające miejsce wiele lat temu. Co więcej do tej kompozycji
autor dokłada szereg rozmów głównego bohatera ze zmarłymi krewnymi. Dzięki temu
poznajemy Sheldona na wskroś. Jego obawy, nadzieje i demony z przeszłości, z
którym nie potrafi się uporać. Właśnie przez pryzmat tych konwersacji
dowiadujemy się o doświadczeniach wojennych bohatera oraz o wielkim ich wpływie
na dalsze jego funkcjonowanie.
Autor porusza się po dość trudnym
i delikatnym terenie: holocaust, wojna w Wietnamie i Korei. Wydawać by się
mogło, że z takiego połączenia wyłoni się coś, przez co nie sposób będzie
przebrnąć. Nic z tych rzeczy. Derek Miller kreśli swoją opowieść w przystępny
sposób, nie zapominając o odrobinie humoru. Z wyczuciem wprowadza elementy
żartobliwe, by nie stworzyć z tych tragicznych wydarzeń pastiszu.
„Norweskie noce” to pozornie typowy skandynawski kryminał, jednak
wgłębiając się w historię dostrzeżemy, że tutaj kluczowy staje się świat
wewnętrzny bohatera. Jego emocje i więzi z najbliższymi, także tymi, którzy już
odeszli. Finał opowieści jest...mylący, gdyż podważa portret głównego bohatera,
który tak starannie składałam ze zdań podsuwanych mi przez autora. Zamiast oczywistego zakończenia dostałam kuksańca w bok, który każe przemyśleć
fabułę i zadecydować czy te wszystkie wydarzenia w życiu Horowitza miały miejsce
czy były tylko kadrami historii stworzonej przez jego zmęczony umysł.
Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa Feeria
D. Miller - Norweskie noce
Ilość stron:392
Wyd. Feeria 2014
Intrygująca recenzja
OdpowiedzUsuńWłaśnie wczoraj o niej napisałam ;)
OdpowiedzUsuńOkładka naprawdę zaciekawia, jednak nie należy oceniać książki po okładce. I też w tym przypadku coś czuję, że książka raczej nie dla mnie, jednak nigdy nie skreślam książki całkowicie - może akurat kiedyś dam się namówić? :)
OdpowiedzUsuń