Ruth i Lucille to siostry, którym
los nie szczędził ciężkich doświadczeń. Po samobójczej śmierci matki,
dziewczynki trafią do małego miasteczka – Fingerbone, gdzie opieką otacza je
babcia. Wkrótce i ona odchodzi, wówczas
pieczę nad osieroconym rodzeństwem przejmują podstarzałe ciotki. Ruth i Lucille
stają się jednak dla nich przykrym obowiązkiem, zatem kiedy nadarza się okazja,
by wychowaniem dziewczynek obarczyć kogoś innego starsze kobiety bez wahana to
robią. „Kozłem ofiarnym” staje się
Sylvie, która zgadza się wziąć pod swoje skrzydła małe siostrzenice.
Przedzierając się przez losy
rodziny i śledząc te wszystkie gorzkie chwile, z którymi jej członkowie musieli
się zmierzyć odnosi się wrażenie, że wisi nad nią fatum; że każde następne
pokolenie nieszczęście ma we krwi. A każdy kolejny dzień nieuchronnie zbliża
bohaterów do ich przeznaczenia. I jakie by ono nie było, zawsze będzie podszyte
tragedią.
Fingerbone to miasteczko z
jeziorem, które jest przeklęte, gdyż pochłonęło wiele ofiar (między innymi
dziadka oraz matkę głównych bohaterek). Jak na małomiasteczkową społeczność
przystało ma ona swoje „ramy”, których należy się trzymać, aby nie zostać
wykluczonym i oczernionym. W te ramy stara się wpasować Sylvie – kobieta
kochająca wolność, która do tej pory prowadziła wędrowny tryb życia. Z poczucia
obowiązku usiłuje stworzyć dziewczynkom choć namiastkę domu. I choć wkłada w to
sporo wysiłku nie zawsze dostrzec można efekty.
„Dom nad jeziorem smutku” to powieść mocno angażująca czytelnika.
Aby w pełni odkryć jej przesłanie należy każde zdanie, każde słowo rozłożyć na
czynniki pierwsze. Sama niejednokrotnie wracałam do przeczytanych już
fragmentów, by lepiej wniknąć w fabułę. Opowieść otoczona jest pewną aurą,
która budzi niepokój. Miasteczko zdaje się być za mgłą, iluzoryczne, skrywające
mroczne zdarzenia z przeszłości. Kolejnym, niewątpliwie pozytywnym aspektem
powieści jest język. Nie sposób odmówić autorce pisarskiego kunsztu. Każde
zdanie jest precyzyjnie skonstruowane z subtelnych, wyrafinowanych słów tworząc
harmonijną całość. Przyznam, że dawno nie czytałam prozy odznaczającej się tak
czarującym, dopracowanym językiem.
Delikatny język pasuje do
tematyki podjętej przez autorkę, a mianowicie ulotność. Ulotność chwili,
ulotność szczęścia, marzeń czy też życia. Bardzo często zapominamy o tym, że
nic nie jest dane nam raz na zawsze. Ta powieść właśnie o tym przypomina. „Dom nad jeziorem smutku” to również
historia o tym, że nie zawsze możemy żyć tak, jakbyśmy chcieli. Często wyboru
za nas dokonuje los. Sylvie kochała wolność, jednak w imię czegoś ważniejszego
decyduje się na wprowadzenie się do domu jej matki, choć wie, że będzie on dla
niej klatką. I wreszcie to opowieść o tym, jak bardzo ciężko jest wygrać ze
swoją naturą.
Powieść Marilynne Robinson jest
szczególnym doznaniem i wyzwaniem. Doceniam wspaniały język i istotne
przesłanie, muszę jednak przyznać, że momentami historia staje się nużąca.
Męczyły mnie także rozbudowane opisy. Rozumiem, że taki był zamysł autorki i w
tym tkwi siła powieści. Bo jak mam zatrzymać się nad tym, co kruche? Po tę
powieść z pewnością jeszcze sięgnę, kiedy poczuję, że to właściwy moment do
tego, by odkryć wartość jej przekazu.
Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa M
M. Robinson - Dom nad jeziorem smutku
stron: 212
Wyd. Wydawnictwo M 2014
Powieść nie dla wszystkich. Dość specyficzna proza, ale mnie przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuńJuż któryś raz z kolei w niedługim czasie czytam o tej książce i coraz bardziej mnie ona fascynuje. Zdaję sobie sprawę, że książka nie należy do najłatwiejszych, ale jestem gotowa po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuń