wtorek, 30 września 2014

Marilynne Robinson "Dom nad jeziorem smutku"




Ruth i Lucille to siostry, którym los nie szczędził ciężkich doświadczeń. Po samobójczej śmierci matki, dziewczynki trafią do małego miasteczka – Fingerbone, gdzie opieką otacza je babcia.  Wkrótce i ona odchodzi, wówczas pieczę nad osieroconym rodzeństwem przejmują podstarzałe ciotki. Ruth i Lucille stają się jednak dla nich przykrym obowiązkiem, zatem kiedy nadarza się okazja, by wychowaniem dziewczynek obarczyć kogoś innego starsze kobiety bez wahana to robią.  „Kozłem ofiarnym” staje się Sylvie, która zgadza się wziąć pod swoje skrzydła małe siostrzenice.
Przedzierając się przez losy rodziny i śledząc te wszystkie gorzkie chwile, z którymi jej członkowie musieli się zmierzyć odnosi się wrażenie, że wisi nad nią fatum; że każde następne pokolenie nieszczęście ma we krwi. A każdy kolejny dzień nieuchronnie zbliża bohaterów do ich przeznaczenia. I jakie by ono nie było, zawsze będzie podszyte tragedią.
Fingerbone to miasteczko z jeziorem, które jest przeklęte, gdyż pochłonęło wiele ofiar (między innymi dziadka oraz matkę głównych bohaterek). Jak na małomiasteczkową społeczność przystało ma ona swoje „ramy”, których należy się trzymać, aby nie zostać wykluczonym i oczernionym. W te ramy stara się wpasować Sylvie – kobieta kochająca wolność, która do tej pory prowadziła wędrowny tryb życia. Z poczucia obowiązku usiłuje stworzyć dziewczynkom choć namiastkę domu. I choć wkłada w to sporo wysiłku nie zawsze dostrzec można efekty.
„Dom nad jeziorem smutku” to powieść mocno angażująca czytelnika. Aby w pełni odkryć jej przesłanie należy każde zdanie, każde słowo rozłożyć na czynniki pierwsze. Sama niejednokrotnie wracałam do przeczytanych już fragmentów, by lepiej wniknąć w fabułę. Opowieść otoczona jest pewną aurą, która budzi niepokój. Miasteczko zdaje się być za mgłą, iluzoryczne, skrywające mroczne zdarzenia z przeszłości. Kolejnym, niewątpliwie pozytywnym aspektem powieści jest język. Nie sposób odmówić autorce pisarskiego kunsztu. Każde zdanie jest precyzyjnie skonstruowane z subtelnych, wyrafinowanych słów tworząc harmonijną całość. Przyznam, że dawno nie czytałam prozy odznaczającej się tak czarującym, dopracowanym językiem.
Delikatny język pasuje do tematyki podjętej przez autorkę, a mianowicie ulotność. Ulotność chwili, ulotność szczęścia, marzeń czy też życia. Bardzo często zapominamy o tym, że nic nie jest dane nam raz na zawsze. Ta powieść właśnie o tym przypomina. „Dom nad jeziorem smutku” to również historia o tym, że nie zawsze możemy żyć tak, jakbyśmy chcieli. Często wyboru za nas dokonuje los. Sylvie kochała wolność, jednak w imię czegoś ważniejszego decyduje się na wprowadzenie się do domu jej matki, choć wie, że będzie on dla niej klatką. I wreszcie to opowieść o tym, jak bardzo ciężko jest wygrać ze swoją naturą.
Powieść Marilynne Robinson jest szczególnym doznaniem i wyzwaniem. Doceniam wspaniały język i istotne przesłanie, muszę jednak przyznać, że momentami historia staje się nużąca. Męczyły mnie także rozbudowane opisy. Rozumiem, że taki był zamysł autorki i w tym tkwi siła powieści. Bo jak mam zatrzymać się nad tym, co kruche? Po tę powieść z pewnością jeszcze sięgnę, kiedy poczuję, że to właściwy moment do tego, by odkryć wartość jej przekazu.  



Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa M
 


M. Robinson - Dom nad jeziorem smutku

stron: 212
Wyd. Wydawnictwo M 2014


3 komentarze:

  1. Powieść nie dla wszystkich. Dość specyficzna proza, ale mnie przypadła do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już któryś raz z kolei w niedługim czasie czytam o tej książce i coraz bardziej mnie ona fascynuje. Zdaję sobie sprawę, że książka nie należy do najłatwiejszych, ale jestem gotowa po nią sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
  3. To już kolejna dziś recenzja tej książki:) co każe się przy niej zatrzymać:)

    OdpowiedzUsuń