Matematyka z pewnością
wiedzie prym, jeśli chodzi o najbardziej nielubiane przedmioty w szkole. Jednak
po piętach depcze jej chemia, która wraz z tablicą Mendelejewa doprowadza
uczniów do rozpaczy. Niedawno, czytając książkę „Pi razy drzwi” autorstwa Mickaëla
Launaya przekonałam się, że liczby mogą być intrygujące. Czy
pierwiastki również mają w sobie to „coś”, co mogłoby skutecznie przykuć uwagę
czytelnika? Oczywiście, że tak! Potrzebny jest jednak ktoś, kto ubierze te
pierwiastki i ich historię w odpowiednie słowa. Zdecydował się na to Sam Kean,
autor książki „Znikająca łyżeczka. Dziwne
opowieści chemicznej treści”. Choć z wykształcenia jest anglistą,
bibliotekoznawcą i fizykiem, wybrał pisarstwo. Obecnie tworzy głównie
literaturę popularnonaukową, nie tylko z zakresu chemii.
„Znikająca
łyżeczka” to oczywiście opowieść o pierwiastkach i o tym,
jak zmieniały one życie społeczeństwa. Dla mnie jednak to przede wszystkim opowieść o ludziach pełnych pasji, którzy
gotowi byli poświęcić całe swoje życie nauce. Dla niektórych ta dziedzina stała
się motorem napędowym ich sukcesów, dla innych ta miłość do chemii okazała się
tragiczna w skutkach. Dymitr Mendelejew, Maria Skłodowska-Curie, John Newlands,
Julius Lother Meyer to tylko niektórzy uczeni, którzy swoje życie związali z
chemią. Poznając ich losy, niejednokrotnie byłam pod ogromnym wrażeniem tego, z
jakim oddaniem i wytrwałością odkrywali kolejne elementy tej wymagającej materii.
Książka Sama Keana to nie tylko chemia, to nie tylko
ludzkie losy, ale także swego rodzaju lekcja historii. Przeszłość staje się
tutaj tłem dla pokazania, jak ogromny wpływ na najważniejsze wydarzenia
historyczne miała ta nauka. Zresztą po lekturze przekonacie się, że właściwie
chemia jest… wszędzie.
Wspomniałam, że ta
publikacja to lekcja chemii, historii oraz podróż przez życiorysy wielu osób.
Muszę dodać, że „Znikająca łyżeczka” traktuje
również o emocjach. Pasja granicząca z obsesją, oszustwa, rywalizacja czy też
zabójstwo są nieodzownym elementem tej opowieści.
Autor unika
skomplikowanej terminologii, wyjaśniają najważniejsze chemiczne kwestie w
bardzo przystępny sposób. Sama czytając „Znikającą
łyżeczkę” nie miałam poczucia, że temat chemii jest tutaj mocno
eksploatowany. Przeciwnie, Kean pozwolił czytelnikowi skupić się na ludziach i
ich życiowych ścieżkach. I to właśnie dzięki nim „chemiczna” teoria czy
informacja staje się dużo bardziej interesująca.
I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od
zbierania rtęci z rozbitych termometrów. Tak, tak. Autor jako dziecko z
fascynacją powiększał swoje zbiory. Zresztą do dziś rtęć pozostaje jednym z
jego ulubionych pierwiastków. A czytelnicy dzięki temu zamiłowaniu mogą wziąć
do ręki książkę, która pozwoli im spojrzeć na chemię.
S.
Kean – Znikająca łyżeczka. Dziwne opowieści chemicznej treści.
Stron: 448
Wyd. Feeria 2017
Tym razem nie dla mnie.:)
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie. Bardzo! Zapisuję na chciejlistę (dla mnie lub dla córki).
OdpowiedzUsuńChociaż ta książka jest ciekawa i trochę przybliża chemię, to jakoś nie czuje się na siłach, aby ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńUważam tak samo :)
UsuńBrzmi bardzo ciekawie, jednak mam wrażenie, że potrzebowałabym trochę więcej czasu, żeby móc się oddać książce, a z tym obecnie jest niestety krucho. Kiedyś więc może i na ten tytuł się skuszę, obecnie jednak muszę podziękować.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
To musi być naprawdę bardzo interesująca książka! A ja akurat i matematykę i chemie lubiłam:)
OdpowiedzUsuń