Z niecierpliwością
czekałam na kolejne spotkanie z komisarzem Bernardem Grossem. Ten glina po
przejściach (jak to zwykle ze stróżami prawa bywa) zaintrygował mnie nie tylko
swoją osobowością, ale także przeszłością. Odniosłam wrażenie, że wydarzenia
sprzed wielu lat wciąż kładą się cieniem na życiu jego rodziny, a on sam nie
potrafi uporać się z przepełniającym go żalem. To, co miało miejsce przed
wieloma laty dotąd owiane było tajemnicą, zatem miałam nadzieję, że drugi tom
rzuci na te wydarzenia nieco więcej światła. Jednak autor nie zdradził zbyt
wiele, więc moje pytania, póki co pozostają bez odpowiedzi. Życie prywatne komisarza
toczy się zatem bez większych zmian, w przeciwieństwie do zawodowego. Na
polanie niedaleko jeziora Chełmżyńskiego policja odkrywa namiot, w którym pełno
jest śladów krwi. Żadnych ofiar, żadnych narzędzi zbrodni i wskazówek, które
ułatwiłyby pracę Grossowi. Droga do poznania prawdy nie będzie łatwa, tym
bardziej, że wszyscy ci, którzy mogą
cokolwiek wiedzieć nabiorą wody w usta.
Robert
Małecki ponownie łączy wątek kryminalny z elementami obyczajowymi, które tutaj
są bardzo rozbudowane. W moim odczuciu ten kolaż sprawdził się bardzo dobrze.
Szybko przyłączyłam się do Grossa analizując wszelakie poszlaki i tworząc różne
teorie dotyczące motywu, sprawcy i ofiary. I choć finał śledztwa okazał się dla
mnie zaskakujący, muszę przyznać, że to nie na nim najmocniej się
skoncentrowałam. Skupiłam się na ludziach, ich słabościach, błędach, problemach
i tęsknotach, które mogą stać się destrukcyjne. Tak, „Wada” to dla mnie przede wszystkim opowieść o człowieku i
konsekwencjach jego wyborów.
Sama intryga
skonstruowana jest bardzo skrupulatnie. Autor zadbał o każdy detal, dzięki temu
nie odniosłam wrażenia, że sprawca pojawił się znikąd. Tutaj każdy nowy trop,
każdy szczegół przybliża nas do tej poszukiwanej osoby. Jeśli chodzi o tempo
akcji to nie jest ono zawrotne. Mnie to odpowiadało, dawało mi pewność, że nie
przeoczę niczego istotnego, jednak niektórym czytelnikom może brakować
dynamizmu.
„Wada”
to
kolejna powieść kryminalna Roberta Małeckiego, która porwała mnie niemal od
pierwszej strony. Dobrze skonstruowana i przemyślana w każdym detalu intryga
sprawiała, że rozwiązywanie tej zagadki całkowicie mnie pochłonęło. Ponadto to
kolejna opowieść o człowieku, który nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
R.
Małecki – Wada
stron: 536
wyd. Czwarta Strona
2019
Lubię kiedy wątki kryminalne mieszają się z dobrze rozbudowaną warstwą obyczajowa. Chętnie przeczytam te książki :)
OdpowiedzUsuńOj , nie bardzo moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńNiesamowite jest to, że prócz świetnej intrygi udało się w kryminale stworzyć tak wyraziste i ciekawe postaci, co jest w sumie rzadkością. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńCiekawe, twórczość tego autora jeszcze przede mną. Czas chyba to zmienić!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)