wtorek, 21 sierpnia 2018

Ann Cleeves "Czerń kruka"


„Kruki tańczyły na niebie”*

Fran Hunter wracała do domu, do swojej córki. Wędrówkę utrudniał jej siarczysty mróz, śnieżny pancerz pokrywający drogę i… wirujące kruki. O właśnie one poprowadziły ją do miejsca, gdzie znalazła zwłoki szesnastoletniej Catherine Ross. Ta zbrodnia szokuje mieszkańców Ravenswick. Nagle z ufnych i gościnnych ludzi zamieniają się w podejrzliwe osoby, którym nieustannie towarzyszy lęk. W końcu każdy z sąsiadów może okazać się mordercą. Dochodzeniem ma zająć się inspektor Jimmy Perez, który z zaskoczeniem obserwuje to, jak łatwo przychodzi społeczeństwu wydawanie wyroków, bowiem ludzie już znaleźli winnego. Jest nim Magnus Tait – niepełnosprawny umysłowo starzec, mieszkający samotnie na Hillhead. Jednak Perez nie do końca jest przekonany o  słuszności tych oskarżeń, choć coraz więcej dowodów przemawia na niekorzyść chorego mężczyzny. Tymczasem Fran, znajduje kolejne zwłoki, tym razem to ciało Catriony Bruce – dziewczynki, która zaginęła osiem lat temu. Czy te dwa morderstwa są ze sobą powiązane? Tego niezwłocznie musi dowiedzieć się Jimmy Perez.

„Czerń kruka” autorstwa Ann Cleeves otwiera kwartet szetlandzki – kryminalną serię, której akcja umiejscowiona jest na Szetlandach, a ogniwem łączącym tomy jest postać inspektora, Jimmy’ego Pereza. Ta seria zaintrygowała mnie nie tylko ze względu na moją słabość do kryminałów i thrillerów, ale również przez wzgląd na miejsce akcji – Szetlandy, archipelag wysp położony na Oceanie Atlantyckim. Miałam nadzieję, że te tereny zagwarantują historii wyjątkowy klimat- i tak się stało. Zaś jeśli chodzi o samą fabułę, dostrzegam w niej zarówno te obiecujące detale, jak i te nieco słabsze elementy.  Ale po kolei.

Przyjrzyjmy się chwilkę miejscu akcji i aurze jakie ono generuje. Szetlandy to archipelag ponad stu wysp, jednak zamieszkiwanych jest tylko piętnaście z  nich. Rozległe, często opuszczone tereny, strome klify, plaże, pagórki i torfowiska stanowią charakterystyczne elementy tamtejszego krajobrazu. A wszystko to przybrane zimowymi akcentami, gdyż opowieść rozpoczyna się wraz z nadejściem Nowego Roku. Zatem przenikliwy chłód, gruba warstwa śniegu i przeszywający do szpiku kości wiatr to stałe elementy szetlandzkiego pejzażu. I te kruki zwiastujące coś strasznego... Mnie wciągnęła ta surowa atmosfera tego miejsca. Ponadto na klimat wpływa także niespieszne tempo akcji, dzięki czemu autorka stopniowo dozuje czytelnikowi swoją opowieść. Czytelnicy lubiący wartką akcję mogą poczuć się znużeni.

Autorka na miejsce akcji wybrała spokojne i można powiedzieć hermetyczne Ravenswick, gdzie mieszkańcy znają się jak łyse konie, a każdy dzień jest bardzo przewidywalny. Obraz sielskiego życia skontrastowany z morderstwem jest schematem często stosowanym w literaturze. Tutaj – muszę przyznać- dobrze to zadziałało. Dodam, że Ravenswick jest miasteczkiem fikcyjnym ( ten obszar w rzeczywistości nosi nazwę Sandwick).

Ann Cleeves wyraźnie szkicuje portrety głównych postaci, ukazując relacje między nimi, a gdy to konieczne wracając do wydarzeń sprzed lat, by czytelnik miał jak najpełniejszy obraz bohaterów. Mnie w szczególności zaintrygowały te osoby, które są w pewnym sensie odrzucone i mają poczucie wyobcowania. Pierwszą z nich jest wspomniany wcześniej Magnus Tait. Ekscentryczny, chory mężczyzna, który po śmierci matki został sam. Spragniony czyjegoś towarzystwa, z okna obserwuje sąsiadów, w nadziei, na niespodziewaną wizytę któregoś z nich. Trochę dziki, przestraszony, mający trudności z komunikacją, budzi przede wszystkim strach. Kolejną osobą ignorowaną przez otoczenie jest Sally - przeciętna, trochę nieśmiała nastolatka, borykająca się z lekką nadwagą. Dziewczyna nie ma w szkole łatwego życia, ze względu na fakt, iż jest córką nauczycielki. Wiecznie samotna, próbująca zwrócić na siebie uwagę rówieśników w końcu doczeka się swoich pięciu minut. Warto jednak przyjrzeć się każdemu z bohaterów, gdyż oni wszyscy kryją w sobie pewne tajemnice.

Moją uwagę przykuły także zwyczaje mieszkańców wysp, a w szczególności Up- Helly- Aa – festiwal ognia, który odbywa się w Lerwick w ostatni wtorek stycznia. Rozpoczyna się pochodem mężczyzn ubranych w nordyckie stroje. Po zmroku mieszkańcy wyruszają z pochodniami, które rzucają na wcześniej przygotowany okręt wikingów.

Czas przejść do zagadki kryminalnej. Wcześniej pisałam o słabszych elementach i ta intryga – w moim odczuciu- właśnie nim jest. Przyznam, że autorka podsuwa wiele tropów, które skutecznie potrafią zmylić czytelnika, jednak to, co mnie nie przekonuje to fakt, że nie znajdujemy żadnych poszlak, które przemawiają za tym, że to TA osoba jest sprawcą. Nie wiadomo, jak śledczy wpadli na ten właściwy ślad. Dochodzenie się toczy, zyskujemy coraz więcej informacji, tworzymy domysły i… przeskok, bez wcześniejszych poszlak - trach mamy tego, o kogo nam chodziło. I choć sama wyprzedziłam inspektora Pereza w wytypowaniu sprawcy, taka konstrukcja finału mnie rozczarowała.

Ann Cleeves stworzyła klimatyczny kryminał, którego siłą są bohaterowie, którzy poddając się emocjom i namiętnościom zdolni są do rzeczy o które się nie podejrzewali. Czy jest to namiętność, która pali, jak ogień, czy nienawiść, która jest jak lód – nieważne, bowiem każde z nich niszczy. Polecam.

Jedni mówią, że świat niszczy ogień.

Inni, że lód.

Iż poznałem pożądanie srogie,

Jestem z tymi, którzy mówią: ogień.

Gdyby świat zaś dwakroć ginąć mógł,

Myślę, że wiem o nienawiści

Dość, by rzec: równie dobry lód

Jest, by niszczyć,

I jest go w bród**


*Zdanie pochodzi z książki Ann Cleeves „Czerń kruka”, wyd. Czwarta Strona 2018

** Wiersz Roberta Frosta „Fire and Ice” w tłumaczeniu Ludmiły Mariańskiej, do którego odwołuje się jedna z bohaterek powieści.


A. Cleeves - Czerń kruka

stron: 416

wyd. Czwarta Strona, 22.08.2018

11 komentarzy:

  1. Hmmmm i dałaś mi zagwozdkę, bo z jednej strony lubie takie powieści, ale pod warunkiem, że są fajnie skonstruowane....
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę się jeszcze zastanowić nad tą pozycją. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak nietypowe miejsca zawsze wodzą na pokuszenie. Świetna recenzja, myślę, że szetlandzkie kryminały, z ich chłodem i surowością mogą mi się spodobać. Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozejrzę się w bibliotece, mają pełno nowości.

    OdpowiedzUsuń
  5. Sama nie wiem, co mam teraz zrobić. 😊

    OdpowiedzUsuń
  6. Wczoraj skończyłam i jestem oczarowana jej klimatem i stylem. Bardzo przypadła mi do gustu, pomimo tego, że akcja nie brnie wybitnie szybko:)
    Pozdrawiam, Justyna z http://livingbooksx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja mimo wszytsko mam nanią ochotę, klimatem przypomina mi powieści Lackberg :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurczę, o książce nie słyszałam, ale Skandynawskie klimaty mają w sobie "to coś".

    OdpowiedzUsuń
  9. To trzecie recenzja tej książki, którą dziś przeczytałam i na razie jest na plus ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadzam się z Tobą w 100 %. Klimat fantastyczny, postaci wykreowane w sposób prawie mistrzowski tylko ten finał taki jakiś nie taki.
    Pozdrawiam
    KSIĘGOZBIÓR

    OdpowiedzUsuń