czwartek, 16 sierpnia 2018

Marcin Brzostowski "Podpalę wasze serca!"

Karolowi Szramie właśnie stuknęła czterdziestka. Te okrągłe urodziny stają się dla mężczyzny okazją do poddania w wątpliwość swoje dotychczasowe życie. A jakie ono jest? Hmmm… nieciekawe- krótko mówiąc. Karol ma rodzinę, która go wykańcza. Małżonka jest wiecznie niezadowolona (w jego przekonaniu), a syn, Arek nie ma dla niego ani krzty szacunku. To jednak nie wszystko, bowiem do tej czary pełnej goryczy trzeba dodać jeszcze kredyt na mieszkanie, który – jak wszystko pójdzie dobrze- mężczyzna spłaci za dwadzieścia lat oraz pracę w wielkiej korporacji, której trybikiem jest on- Karol Szrama we własnej osobie.

Facet ma przechlapane, prawda?

Oczywiście stara się wytrzymać i jakoś funkcjonować, jednak kiedy przekracza ten magiczny wiek czterdziestu lat (bo podobno życie zaczyna się po czterdziestce) coś w nim pęka, coś się buntuje. Karol postanawia zmienić swoje życie i „rozpirzyć ten cały świat w drobny mak”. Szrama bardzo by chciał, ale nie wie od czego zacząć. I tu z pomocą przychodzi mu niejaki Rodrigo Valente – enigmatyczna postać, która kontaktuje się jedynie z Karolem. Być może dlatego, że istnieje jedynie w jego głowie? To próbuje ustalić doktor Zawijs – psychiatra do którego trafia nieszczęsny czterdziestolatek.

„Podpalę wasze serca!” autorstwa Marcina Brzostowskiego to książka nieprzewidywalna, groteskowa i szalona, a jednocześnie tak trafnie obrazująca rzeczywistość, której jesteśmy częścią. Bohater też zdaje się odchodzić od zmysłów, pozwalając szaleństwu całkowicie nim zawładnąć. A może to właśnie jest metoda na przetrwane w dzisiejszym świecie – obłęd?

Z ogromnym zainteresowaniem śledziłam kolejne zapiski głównego bohatera (tu muszę wspomnieć, że narratorem powieści jest Karol, a treść przybiera formę dziennika). Szrama opracuje w korporacji, gdzie podwładni poddawani są nieustannej kontroli i presji. Przy biurku każdego z nich instalowane są zegary kontrolne, by zwierzchnicy mogli śledzić wyrabianie normy. Wszyscy muszą wpasować się w ten „kostium” narzucony przez przedsiębiorstwo. Co tu dużo mówić. Nawet Mietek –zegar kontrolny Karola, z obawy przed usunięciem ze stanowiska pracy musiał „wpasować” się w pokładane w nim oczekiwania.

Pozostańmy chwilę przy Mietku. Mieciu, choć kontroluje Karola jest jego przyjacielem. Rozmawiają (dokładnie tak) ze sobą codziennie, doskonale się rozumieją, gdyż są więźniami  tych samych reguł i wspierają się nawzajem. Nie tylko ten zegar posiada umiejętność mówienia. Jest jeszcze karpio-pies, który, w odróżnieniu od rodziny Szramy, potrafi znaleźć z nim wspólny język. Tego wspólnego języka nie potrafi znaleźć ze swoim pacjentem doktor Zawijs. Zamiast pomóc Karolowi, sprawia, że ten czuje się jeszcze bardziej osaczony, zdezorientowany i niepewny, co do swojej poczytalności. Nieustanna kontrola ze strony rodziny, szefostwa, a w końcu lekarza, sprawia, że bohater utwierdza się w przekonaniu, że musi się ratować i poszukać alternatywnej rzeczywistości. Czytając o Mietku i karpio-psie pokusiłam się o refleksję, że te relacje głównego bohatera z przedmiotami i zwierzętami ukazują, jak  często nie potrafimy okazać empatii innym ludziom. Więcej życzliwości i współczucia dla głównego bohatera mają te stworzenia, aniżeli jego najbliżsi czy współpracownicy.

Historia Karola Szramy jest absurdalna, zaskakująca i zabawna. Napisana – można by rzec – z przymrużeniem oka. Jednak kiedy przyjrzymy się bardzo dokładnie bohaterowi i wydarzeniom, których stał się uczestnikiem, dostrzeżemy odłamki dobrze znanej nam rzeczywistości. Praca 24 godziny na dobę, wieloletni kredyt na mieszkanie, wyścig szczurów, rywalizacja o względy szefa i znikome więzi z rodziną. Brzmi znajomo? Sama wczytując się w tę powieść miałam szereg skojarzeń z bohaterami stworzonymi przez Kafkę czy Orwella, a korporacja, w której pracuje główny bohater stała się dla mnie metaforą totalitarnego państwa.

Jak wspomniałam książka jest groteskowa i szalona, nie każdemu czytelnikowi to się spodoba. Ponadto główny bohater w swojej opowieści bywa wulgarny, co nie każdemu może przypaść do gustu. Pozostając przy języku, muszę stwierdzić, że mnie przekleństwa tutaj nie przeszkadzały, jednak zwróciłam uwagę na inną kwestię, mianowicie taką, że język którego używał Szrama chwilami w ogóle mi do niego nie pasował. Był jakby nie adekwatny do jego wieku czy charakteru, który wyłaniał się z fabuły. Momentami właśnie to mi zgrzytało.
„Podpalę wasze serca!” obrazuje jak łatwo możemy stracić kontrolę nad swoim życiem, czy to przez nasze wybory, czy przez czynniki całkowicie od nas niezależne. Ta książka to także obraz relacji człowieka z człowiekiem, które niestety stają się bardzo wątłe. A wszystko to zamknięte z zwięzłej formie pełnej absurdu i ironii, w towarzystwie sugestywnego języka.
 

 



M. Brzostowski – Podpalę wasze serca!


stron: 142

wyd. e-bookowo 2016


8 komentarzy:

  1. Intrygująca recenzja i książka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kafkę czytałam Brzostowskiego nie. Myślę, że jak pochłonę mój stosik, przeczytam chętnie książkę tego autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Brzmi naprawdę zachęcająco. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Dość krótka pozycja i lekka, wiec na lato wydaje się naprawdę idealna. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Być może sięgnę, ale ze stosem bibliotecznym muszę się uporać, pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajna recenzja - intrygujesz!
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Już sam tytuł jest niecodzienny :)

    OdpowiedzUsuń