poniedziałek, 26 listopada 2018

Rhiannon Navin "Kolor samotności"

„A jaki jest kolor samotności?
(…) samotność musi być przezroczysta, czyli w ogóle bez żadnego koloru, bo kiedy jest się samotnym, to jakby się było niewidzialnym dla innych ludzi. Nie w dobry, jak superbohater, tylko w smutny sposób.”*
Zach Taylor od dłuższego czasu czuje się przezroczysty. Ta niewidzialność pojawiła się w TYM DNIU, kiedy do szkoły, gdzie uczył się Zach , wpadł uzbrojony nastolatek. Napastnik zabił dziewiętnaście osób, a jedną z jego ofiar był Andy, starszy brat Zacha. Odtąd już nic nie było takie, jak kiedyś. Najbliżsi chłopca pogrążeni we własnym bólu zdają się nie zauważać swojego drugiego dziecka. Zach, choć sam nie radzi sobie z tragedią jaka spotkała jego rodzinę, zrobi wszystko by ich życie znów było normalne.
Losy rodziny Taylorów poznajemy z perspektywy głównego bohatera- sześcioletniego Zacha. I muszę przyznać, że zaintrygował mnie ten portret rodzinny sklejony z dziecięcych obserwacji, lęków i nadziei. Dzięki chłopcu możemy dostrzec drobiazgi, które często nam, dorosłym umykają albo po prostu my uważamy je za coś nieistotnego.
Dorastając bardzo często tracimy zdolność spoglądania na świat oczami dziecka, dlatego uważam, że tworzenie historii, gdzie narratorem jest kilkuletni chłopiec to spore wyzwanie. Autorka, w moim odczuciu, sprostała temu wyzwaniu tworząc szczerą i przejmującą historię. Opowieść Zacha, mimo ważkiego tematu, jest lekka i nie przytłacza czytelnika. Dodam, że Zach rozczulał mnie swoją dziecięcą naiwnością, a jednocześnie zaskakiwał dojrzałością, którą niejednokrotnie wykazywał się w trudnych sytuacjach. I tutaj może ta dojrzałość momentami nie była dla mnie zbyt wiarygodna, ale to detal, który, w mojej ocenie, nie odbiera historii autentyczności.
„Kolor samotności” to opowieść o stracie bliskiej osoby i próbie poradzenia sobie z tym traumatycznym doświadczeniem. W rodzinie Taylorów każdy próbuje na swój sposób oswoić cierpienie, nie zwracając uwagi na to jaką krzywdę swoim zachowaniem wyrządza innym. Dla ojca Zacha azylem staje się praca, matka głównego bohatera pragnie znaleźć kogoś, kogo mogłaby obarczyć winą za to, co stało się w szkole, z kolei Zach, znajduje ukojenie czytając ulubione książki w pokoju zmarłego brata. Mnie mama chłopca bardzo irytowała swoim zachowaniem, z drugiej zaś strony, mając na uwadze wstrząsające wydarzenia w jakich uczestniczyła, jestem w stanie nieco usprawiedliwić jej postępowanie.
Rhiannon Navin nie pisze tylko o stracie. Pisze także o trudnościach z jakimi spotykają się dzieci z zaburzeniami opozycyjno-buntowniczymi oraz osoby z ich otoczenia. Na to zaburzenie cierpi Andy, starszy brat głównego bohatera, któremu napady agresji utrudniają codzienne funkcjonowanie. Autorka pisze także o dostępie do broni. Ten temat nieustannie wraca w kontekście strzelanin w szkołach i generuje szereg dyskusji, jednak autorka ogranicza się tylko do zasygnalizowania negatywnych następstw dostępu do broni, skupiając się na rodzinie Taylorów i ich osobistej tragedii.
„Kolor samotności” to poruszająca książka o odejściu bliskiej osobie i cierpieniu, na który każdy musi odnaleźć swoje własne antidotum.
 
 
 
R. Navin – Kolor samotności
Stron: 336
Wyd. Harper Collins 2018
 
 
*R. Navin, „Kolor samotności”, wyd. Harper Collins 2018,str. 108

9 komentarzy:

  1. Świetna recenzja, jak to mawiam, będę mieć książkę na uwadze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chcę bardzo przeczytać tę książkę. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. To moja chciejka po tak cudownej recenzji :)

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że przeczytam! Brzmi na książkę, która wywoła we mnie dużo emocji.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurcze...ciężka z emocjonalnego punktu książka...
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Emocjonalna petarda! Musi być w mojej bibliteczce :) Najwyżej odchoruję ją później, ale czuję, że warto!

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiem ważny temat, ale nie wiem, czy bym udźwignęła. Jeszcze przemyślę...

    OdpowiedzUsuń
  8. Na pewno ciężka książka. Chyba póki co nie potrzebuję dodatkowego "dołowania" się :)

    OdpowiedzUsuń