Podczas obławy na
seryjnego mordercę detektyw Ali Green zostaje poważnie ranna. Po dwóch
miesiącach rekonwalescencji wraca do policyjnej służby. Powrót nie jest łatwy,
gdyż kobieta nadal boryka się z problemami zdrowotnymi, które utrudniają jej
pracę. Ponadto w wyniku odniesionych obrażeń Ali miewa kłopoty z pamięcią.
Bywają dni, kiedy ma trudności z zapamiętaniem swojego imienia i nazwiska. Co
więcej, wracając wspomnieniami do tragicznych zdarzeń sprzed kilkudziesięciu
dni, nie wie, co wydarzyło się naprawdę, a co jest jedynie wytworem jej
wyobraźni. Kobieta jest jednak nieugięta i za wszelką cenę pragnie odnaleźć
swojego oprawcę. Tamten mężczyzna, jak
nazywa go Ali skrzywdził nie tylko ją. Ten seryjny morderca od dawana
przetrzymywał kobiety w klatkach, a następnie pozbawiał ich życia. Jest jednak
ktoś, kto zdołał uciec tamtemu mężczyźnie.
To Erica. Jednak czy na pewno jest ona ofiarą, czy może wspólniczką kata?
Tego musi dowiedzieć się Alisha Green.
„Martwe
dziewczyny” to kontynuacja „Zwykłego człowieka” autorstwa Graeme Cameron. Przyznam szczerze,
że pierwszy tom mocno mnie rozczarował. Zamiast mrożącej krew w żyłach
opowieści, dostałam historię, która zamiast przybierać na sile, coraz bardziej
nużyła. A szkoda bo potencjał na intrygującą fabułę był. I właśnie ze względu
na te możliwości postanowiłam dać tej serii jeszcze jedną szansę. Druga część
cyklu nie spełniła wszystkich moich oczekiwań, ale momentami bywała
intrygująca. Dlaczego momentami? Dlatego, że akcja powieści jest nierówna. Raz
przyspiesza i angażuje czytelnika, by następnie gwałtownie wyhamować. Sama
kilkakrotnie chciałam odłożyć książkę, jednak wtedy fabuła nabierała rumieńców
i kiedy z niecierpliwością czekałam na rozwój wypadków historia zaczynała być
nużąca.
Przejdźmy teraz do
postaci. W „Zwykłym człowieku” najbardziej
intrygujące wydały mi się Erica i Ali, dlatego miałam nadzieję na to, że w tym
tomie dowiem się o tych paniach nieco więcej. I wydawać by się mogło, że tak
będzie, gdyż stykamy się tutaj z dwutorową narracją: pierwszo- i trzecioosbową.
Sama skupiłam się na relacji detektyw Green. Obraz wyłaniający się z jej
wspomnień czy też z jej wyobrażeń jest chaotyczny i biorąc pod uwagę jej stan
zdrowia jest t zupełnie zrozumiałe. Sama odnajdywałam się w tym jej bałaganie.
Niestety moje zainteresowanie detektyw Green zamieniło się w irytację.
Natomiast Erica i jej rodzina (bo o niej też mowa w tym tomie) rozbudziła moją
ciekawość. I tutaj czuję niedosyt, gdyż nie znalazłam odpowiedzi na wszystkie
moje pytania odnośnie życia Eriki.
„Martwe
dziewczyny” podobnie jak „Zwykły człowiek” pozostawiają mnie z uczuciem rozczarowania tym,
że autor nie wykorzystał tkwiącego w tej historii potencjału.
G.
Cameron – Martwe dziewczyny
Stron: 304
Wyd. Harper Collins 2019
Oj, Ja szukam teraz czegoś lżejszego :)
OdpowiedzUsuńWszystkie recenzję tej książki, na które trafian są negatywne, a to utwierdza mnie w przekonaniu, by po nią nie sięgać. 😊
OdpowiedzUsuńAhhh, skoro Cię rozczarowała, to chyba sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńSkoro pierwsza część Cię rozczarowała i druga także to ja jednak sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Ostatnio coraz częściej czytam tego typu książki, ale spotkałam się już z wieloma negatywnymi opiniami, więc raczej sobie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńNatalia
https://zaciszeksiazek.blogspot.com/
Czekam na tą pozycję aż ukaże się w mojej bibliotece.
OdpowiedzUsuńNie ma nic gorszego niż niewykorzystany potencjał opowieści... a szkoda, bo fabuła w ogólnym zarysie wydaj się ciekawa....
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Już wiem, ze nie warto zastanawiać się nad tymi książkami. Dziękuję za ostrzeżenie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!