1983 rok. Dwunastoletni
Eli Bell dorasta w jednej z dzielnic Brisbane, gdzie roi się od polskich i
wietnamskich emigrantów. Mieszkając z matką narkomanką, starszym bratem
Augustem, który nie mówi i ojczymem handlującym heroiną, często znajduje
oparcie jedynie w swoim przyjacielu Arthurze „Slimie” Hallidayu - byłym
osadzonym, który ze względu na liczne ucieczki z więzienia nazywany jest
Houdinim z Boggo Road.
Nim Eli wkroczy w
dorosłość będzie musiał przekonać się czy jest dobrym człowiekiem, uratować
mamę, zmierzyć się z szefem narkotykowego gangu i rozwikłać zagadkę czerwonego
telefonu.
Trent Dalton w swoim
literackim debiucie „Chłopiec pochłania
wszechświat” przeniósł mnie do lat 80-tych i przybliża losy rodziny Bell. Można spróbować oprawić tę historię w
ramkę z napisem „powieść obyczajowa”,
jednak nie będzie ona idealnie do niej pasowała, bowiem autor tworzy opowieść z
pogranicza jawy i snu, z mnóstwem kolorów i detali, z księżycowym stawem i
chłopcem, który zamiast mówić, woli pisać słowa w powietrzu. Momentami trudno
było mi ustalić, co przeżywają bohaterowie, a co jest tylko wyobrażeniem
Augusta i jego brata. Tę dezorientację potęgowało niespieszne tempo akcji.
Odnosiłam również wrażenie, że liryzm płynąc z tej opowieści w pewnym stopniu
łagodzi jej brutalność, bo takową w niej odnajdziemy.
Muszę przyznać, że ja
dałam się porwać tej opowieści ze względu na tę jej senność, na połączenie
świata realnego z dziecięcymi iluzjami. Jednak nie mogłam oprzeć się wrażeniu,
że gdyby pozbawić tę historię tych melancholijnych warstw momentami byłaby po
prostu nużąca. Ponadto o ile dziecięca naiwność głównego bohatera ma w sobie
pewien urok kiedy ma trzynaście lat, o tyle jest ona nieco drażniąca kiedy staje
się młodym mężczyzną.
Dla mnie ta powieść
jest niczym puzzle, które starannie dopasowywałam, ale nie jestem do końca
pewna czy obraz, który wyłonił się z tej układanki odpowiada mi w stu
procentach. Jednak nie sposób odmówić jej tego, że intryguje, bawi, wzrusza i
dotyka rzeczy ważnych, które są obecne w życiu wielu z nas: o przyjaźni,
miłości, rodzinie i próbie ucieczki przed szarą rzeczywistością w świat marzeń
i iluzji. Poza tym nie stroni od trudnej tematyki, pisząc o handlu narkotykami,
uzależnieniu czy rodzinnej przemocy. Co ciekawe, inspiracją dla autora stały
się jego własne przeżycia. A Arthur „Slim” Halliday stanowił ważny, choć krótki rozdział jego dzieciństwa.
Polecam tym, którzy
szukają historii z nutą liryzmu, doprawionej bezwzględnością codziennego życia.
Trent
Dalton - Chłopiec pochłania wszechświat
Premiera: 2020-02-19
Premiera: 2020-02-19
stron: 480
wyd. Harper Collins
Brzmi ciekawie :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPrzeczytałam:)
OdpowiedzUsuńcieszę się, że przypadła Ci do gustu :)
UsuńŚwietna recenzja- bardzo zaciekawiłaś mnie tą książką!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
dziękuję i również pozdrawiam.
Usuń