wtorek, 22 września 2020

Joanna Dulewicz "Zastraszeni"

 


Znani z „Zakłamanych” inspektor Lena Chmiel, komisarz Patryk Wroński i lekarka Eryka Olbracht ponownie przejdą ciężkie chwile, które zmuszą ich do odkopania wydarzeń z przeszłości, by wyjaśnić to, co tyle lat pozostawało tajemnicą. Pierwsza część cyklu gdzieś mi umknęła, dlatego poznając historię bohaterów, przygotowana byłam na pewne niejasności i nie do końca pełny obraz każdej z postaci. Nie było tak źle. Zagadka kryminalna nie jest kontynuacją poprzedniej. Zaś jeśli chodzi o prywatną sferę życia bohaterów, od czasu do czasu pojawiają się retrospekcje, które pozwalają częściowo uformować przeszłość Eryki czy Patryka.

Marcin, mąż Eryki Olbracht, który obecnie ukrywa się przed policją, nęka ją wiadomościami z prośbą o pomoc. Kiedy ta pozostaje nieugięta, mężczyzna postanawia porwać jej matkę, by szantażem zmusić żonę do współpracy. Tymczasem Patryk Wroński zostaje oddelegowany do Skarlecina, gdzie od kliku miesięcy władze odnajdują kolejne fragmenty ludzkiego ciała. Wroński musi ustalić tożsamość ofiary, a przede wszystkim odnaleźć sprawcę tej makabrycznej zbrodni. Nie będzie to łatwe, gdyż, wszyscy ci, którzy mogliby w jakikolwiek sposób przyczynić się do rozwiązania sprawy, nabierają wody w usta, a kolejne tropy zamiast przybliżać Wrońskiego do sprawcy, powodują coraz większą dezorientację.

Śledząc losy bohaterów i próbując rozszyfrować ich osobowości, szczelną uwagę zwróciłam na inspektor Lenę Chmiel, kobietę zdecydowaną, upartą, mającą spore poczucie humoru i-jak to często w powieściach kryminalnych bywa-pragnącą raz na zawsze zamknąć pewien rozdział w swoim życiu. Oczywiście nie sposób pominąć Eryki Olbracht i Patryka Wrońskiego- głównych bohaterów „Zastraszonych”. I w tym miejscu muszę przyznać, że budzili we mnie mieszane uczucia: od życzliwości i współczucia po irytację i rozczarowanie.

Jeśli chodzi o zagadkę kryminalną, bywały chwile, kiedy śledztwo przybierało chaotyczny przebieg. Wroński niejednokrotnie błądził i wyciągał błędne wnioski. Oczywiście takie kluczenie i sprawdzanie każdej poszlaki jest częścią tej pracy, jednak momentami kolejne tropy nie układały mi się w spójną całość. A tych śladów było niemało, co rusz czytelnik dowiaduje się o nowych wskazówkach, które zamiast przybliżać śledczych do rozwiązania sprawy, wyprowadzały ich na manowce. Dodam, że pomimo pewnych słabości powieść jest płynna, a lekkie pióro autorki zdecydowanie ułatwia odbiór powieści. Ponadto korzystnie na tę historię wpływa dynamiczna akcja, sprawiając, że pomimo pewnych słabości powieść nie jest nużąca.

A Wy daliście się Zastraszyć?

 

 J. Dulewicz – Zastraszeni

 

stron: 504

wyd. Czwarta Strona 2020

3 komentarze:

  1. Ja teraz szukam nieco "lżejszych" klimatów, ale nie wykluczam, że sięgnę. Pozdrawiam juz znad kubka ziół. Jesień nam się zaczęła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, jesień już trwa, dlatego zaopatrzyłam się już w duże ilości herbaty :) Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
  2. Aktualnie nie mam ochoty na takie książki, ale nie wykluczam, że kiedyś sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń