Lou Bloom (Jake Gyllenhaal) to
młody mężczyzna sfrustrowany brakiem pracy.
Pewnej nocy, wracając do domu natrafia na kamerzystów filmujących
wypadek samochodowy. Jak udaje mu się dowiedzieć są to freelancerzy, którzy za
pomocą policyjnego radia namierzają „sensacyjne” wydarzenia, filmują je, a
materiał sprzedają lokalnym telewizjom. Lou dostrzega w tej „pracy” szansę dla
siebie, kupuje kamerę i rusza na swoje pierwsze, nocne polowanie. Swoim
materiałem dzieli się z Niną Rominą (Rene Russo), szefową wiadomości jednej ze
stacji. Kobieta będąc na życiowym zakręcie upatruje we współpracy z Bloomem
swojej szansy do utrzymania posady.
Lou sukcesywnie rozwija swoją
działalność. Zatrudnia nawet współpracownika – Rick’a (Riz Ahmed), którego
próbuje zmanipulować i przyuczyć do spełniania jego poleceń. Wkrótce praca
staje się dla głównego bohatera obsesją, która pozbawia mężczyznę wszelkich
zasad.
Bloom na pierwszy rzut oka jest
typem samotnika, który dopuszcza się drobnych kradzieży, by jakoś wyrwać się z
marginesu społecznego. Jednak kiedy przyjrzymy się bliżej dostrzeżemy
zachowania świadczące o psychopatii. Co zaskakujące, bohater, choć antypatyczny hipnotyzuje sprawiając, że widz
nie jest w stanie oderwać od niego oczu. Wygląd zewnętrzny Lou idealnie
współgra z jego moralnym zepsuciem. Przetłuszczone włosy, podkrążone oczy i
anemiczna cera sprawiają, że mężczyzna wygląda upiornie. Obserwując go
odnosiłam wrażenie, że jest niczym dzika bestia, która czyha na swą ofiarę, by
rozszarpać ją na kawałki. Magnetyzm głównego bohatera sprawia, że pomimo rosnącej
do niego odrazy podążamy jego śladem odkrywając niebezpieczne zakamarki Los
Angeles.
Jake Gyllenhaal, w moim odczuciu
skradł cały film. Absorbuje całą uwagę widza, sprowadzając pozostałych
bohaterów na drugi plan. Zatrważający i prawdziwy, sprawił, że historia na
długo została w mojej pamięci.
Reżyser – Dan Gilroy z wyczuciem
buduje napięcie i manewruje tempem akcji sprawiając, że widz z niecierpliwością
i pewnym niepokojem oczekuje kolejnych wydarzeń. Warstwa muzyczna skomponowana
przez James’a Newton’a Howard’a ( stworzył ścieżki muzyczne m.in. do „Czarownicy” czy „Wody
dla słoni”) uwypukla szaleństwo bohatera oraz podkreśla drastyczność jego
działań.
„Wolny strzelec” to film, który nie tylko intensywnie konfrontuje odbiorcę
z osobowością dyssocjalną, ale przede wszystkim demonstruje bezwzględność mediów.
Społeczeństwo, któremu coraz mniej zależy na prywatności oczekuje od telewizji
relacji rodem z programów typu reality show. Media, chcąc sprostać tym
oczekiwaniom nie przebiera w środkach. I tak spirala się nakręca.
Wolny strzelec (Nightcrawler)
Czas: 1 godz. 57 min.
Reż. Dan Gilroy
Scenariusz: Dan Gilroy
Główna obsada: J. Gyllenhaal, R.
Russo, R. Ahmed, B. Paxton, A. Cusack, E. Lange
Oglądałam ten film i oprócz samej gry Gyllenhaala (który rzeczywiście skradł cały film) i sposobu pokazania bezwzględności mediów, to nie zrobił na mnie dużego wrażenia. Raczej statyczny obraz, dość przewidywalny. Ale dla fanów Gyllenhaala to prawdziwa gratka :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie dla Gyllenhaal'a warto ;)
UsuńMoże mój narzeczony się skusi.
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten film, a Jake Gyllenhaal to genialny aktor, oglądałam większość filmów, w których gra ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zaraz obejrzę ,,Wolnego strzelca", liczę na dobry film :)
OdpowiedzUsuńJak wrażenia? ;)
OdpowiedzUsuń