„Wedle reguły kreacji” Artura Boratczuka to powieść inspirowana działalnością Stanisława Hellera – człowieka nauki, który swoimi teoriami na temat Wszechświata wzbudza wiele kontrowersji.
Sięgając po książkę, a właściwie e-book’a nie wiedziałam w jaką historię zechce „wciągnąć” mnie autor. I szczerze mówiąc, czy też pisząc zarówno okładka, jak i tytuł nie okazały się zbytnio zachęcające. I w tym wypadku sprawdza się stare przysłowie „Nie oceniaj książki po okładce”.
Los nie oszczędzał Stanisława Szmita – głównego bohatera już od chwili narodzin. Jego matka, Irmina zmarła podczas porodu, a on nie mając już żadnej rodziny (jego ojciec był nieznany) trafił pod opiekę Jerzego i Haliny Stojanowskich (on był kościelnym organistą, ona gosposią księdza). Choć małżeństwo miało już trzy córki, Stasia przyjęli z otwartymi ramionami. Staś już od najmłodszych lat wykazywał się niezwykłymi zdolnościami analitycznymi i matematycznymi. Jako nastolatek zakochuje się z wzajemnością w swojej przyrodniej siostrze, Agacie. Niestety na skutek pożaru zostaje dotkliwie poparzona, a Staś wypędzony z domu, jako prowodyr całego zajścia.
Chłopak opuszcza Fraudencję i wstępuje do szkoły wojskowej. Wkrótce w wyniku „losowania" zyskuje żonę, Marię oraz córeczkę, Konstancję. Również jego wojskowa kariera nabiera tempa. Jednak największym marzeniem Stanisława są studia. Niestety jego przełożeni nie wyrażają na nie zgody. Na bohatera spada lawina nieszczęść. Córeczka umiera, żona zakochuje się w innym mężczyźnie, a Stanisław zostaje skazany na jedenaście lat więzienia za działalność przeciwko ówczesnym władzom.
W więzieniu mężczyzna oddaje się pasji zgłębiania wiedzy, tworzy także „regułę kreacji” za autora której pragnie uchodzić więzienny psycholog. Aby pozbyć się Stanisława przekonuje kierownika więzienia, że bohater jest chory psychicznie i należy mieścić go w szpitalu. Czy Szmitowi uda się uciec? Czy spełni swoje marzenia i rozpocznie studia?
„Wedle reguły kreacji” to opowieść o tym, że warto walczyć o swoje marzenia, nawet jeśli los rzuca kłody pod nogi. To także opowieść o polityce, o reżimie, który „obezwładnia” obywateli,(akcja książki toczy się w latach 1945 – 1989). Czytelnik odnajdzie tutaj również coś z legendy (wątek św. Graala) oraz coś z nauki (teorie Stanisława).
Spore wrażenie wywarł na mnie styl w jakim utrzymana jest książka. Styl oryginalny, „niedzisiejszy”, który zapada w pamięć. Autor bardzo sprawnie posługuje się językiem i dostosowuje go do miejsca i czasu przedstawionych zdarzeń. Jest to język nie przesłodzony, wręcz minimalistyczny, który dodaje całości autentyczności.
Polecam nie tylko miłośnikom powieści obyczajowych.
Za e-booka serdecznie dziękuję Panu Arturowi Boratczukowi
Stron 159
Ocena 4.5 \6
Jak ja żałuję, że to e-book. Próbowałam się przekonać i nic z tego. A szkoda, bo widzę, że książka interesująca:(((
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Przed chwilką przeczytałam właśnie recenzję tej książki u Dr Kohoutka i przyznam, że książka mnie zainteresowała.
OdpowiedzUsuńRównież jak Kasandra_85 ubolewam, że nie została wydana na papierze, bo czytanie na komputerze przez dłuższy czas bardzo męczy moje oczy, tym bardziej, że mam wadę wzroku.
Po Twojej recenzji również widzę, że książka całkiem przypadła Ci do gustu :)
Pozdrawiam.
To rzeczywiście niefart, że książka jest w formie e-booka. Zapowiada się dość interesująco i chętnie bym ją przeczytała. Niestety nie potrafię przekonać się do elektronicznej wersji książki.
OdpowiedzUsuńMam tą książkę u siebie od kilku dni, trochę się jej boje ale też w jakiś sposób mnie do niej ciągnie. Twoje recenzja zachęca mnie jednak aby ją przeczytać szybciej niż planowałam :)
OdpowiedzUsuńCiekawa pozycja, jak będzie okazja na pewno sięgnę po nią
OdpowiedzUsuńWielka szkoda, że dzieło wydane jedynie w formie e-booka, bo nie libię czytać na kompie - oczy bolą :( ALe czytam już druga recenzję i jestem zaitrygowana książką.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim dziękuję, pani Marto, za recenzję.
OdpowiedzUsuńKorzystając z okazji, chciałbym też napisać kilka słów o e-bookach ogólnie. W moloksiążkowej blogosferze dostrzegam bowiem nieznajomość tego zagadnienia. Będą to dwa posty jeden pod drugim, bo trochę się rozpisałem i przekroczyłem dopuszczalny limit.
Prawie wszyscy kojarzą e-booki z czytaniem na ekranie komputera. Część osób słyszała o czymś takim jak czytniki, ale utożsamia je przeważnie z malutkim wyspecjalizowanym komputerkiem, który można trzymać w ręku. Tymczasem istotą czytnika jest technologia, w jakiej wykonano jego ekran. Jest to technologia e-ink (elektroniczny atrament). Nie ma ona nic wspólnego z ekranami komputerów, czy urządzeń mobilnych (smartofy, tablety, palmtopy) opartych na plazmie, LED czy LCD. Takie ekrany rzeczywiście męczą oczy na dłuższą metę. Choć przecież i tak ślęczymy nad nimi całymi dniami i czytamy w sumie tyle, że na niejedną książkę by starczyło:))
E-ink zaś to rewolucyjne rozwiązanie. Wyświetlany tekst nie jest złożony z pikseli, powiększony pod mikroskopem niczym nie ustępuje klasycznemu drukowi. Tutaj takie mikroskopowe zdjęcia:
http://ikarvotumseparatum.wordpress.com/2011/03/09/krotko-o-e-papierze/
Ekran czytnika nie emituje światła. Nie można zatem czytać na nim po ciemku, jak na komputerze. Można za to w pełnym słońcu na plaży lub przy lampce nocnej, albo latarce pod pierzyną:)) Nie ma efektu blaknięcia charakterystycznego dla innych ekranów. E-ink nie potrzebuje prądu. To znaczy pobiera go tylko, gdy strona jest "przewracana". Potem tekst po prostu jest. Dzięki temu baterie czytnika wystarczają na miesiąc przy czytaniu po 2-3 godziny dziennie.
E-booki sprawdzają się świetnie w podróży, bo na czytnik można załadować całą bibliotekę. Szybki jest dostęp do książek, bo po zakupie on-line już po chwili możemy zacząć czytać, a niektóre czytniki mają wbudowany modem i można książki kupować choćby w środku lasu. Dają tez realne oszczędności, bo e-booki są z reguły tańsze niż książki papierowe. A z sieci można za darmo ściągnąć mnóstwo klasyki całkowicie za darmo.
Książki elektroniczne nigdy nie wyprą papierowych, ale z pewnością stawać się będą coraz bardziej popularne. W wielu krajach e-booki są już pełnoprawną częścią rynku wydawniczego i literackiego. Amazon, największa księgarnia świata, na każde 100 książek papierowych sprzedaje 105 e-booków.
OdpowiedzUsuńE-booki i książki papierowe nie są dla siebie nawzajem zagrożeniem. Będą uzupełniać się i koegzystować, jak empetrójki i płyty CD w świecie muzyki. Na półkach trzymamy ulubione płyty, a z ipoda albo komórki słuchamy nowych kawałków i ściągamy je z sieci.
Ani się obejrzymy, gdy czytniki staną się częścią naszego życia. Parę dni temu Ministerstwo Edukacji Narodowej poinformowało:
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/bedzie-rewolucja-w-szkolnych-podrecznikach,1,4798560,wiadomosc.html
że planuje aby wszystkie podręczniki szkolne były wydawane obowiązkowo na papierze i w wersji elektronicznej lub tylko elektronicznej (a już niekoniecznie na papierze). Będzie to potężny impuls do rozwoju e-czytelnictwa w Polsce. Dla naszych dzieci niedługo czytniki staną się codziennością. Być może za rok, dwa czytnik będzie dyżurnym prezentem komunijnym?:)) Myślę, że to dobrze, wydatek zwróci się szybko. E-podręczniki powinny być tańsze od drukowanych o 30-60 proc. A komplet podręczników trzeba kupować przez kilkanaście lat... Każdy rodzic wie, jak pod koniec sierpnia trzeba się trzymać za kieszeń, dopóki pociecha tej matury nie zaliczy:)) Nie będzie też wymówki, że nie przeczytało się lektury, bo mama nie kupiła, albo w bibliotece nie było. Są w sieci...
Same czytniki też tanieją. Jeszcze rok temu kosztowały do 2 tysięcy złotych, teraz już zdecydowanie poniżej tysiąca, a najpopularniejszy Kindle można sprowadzić z USA za 120 dolarów. Na e-bayu udaje się zaś upolować używane czytniki nawet za 40-50 dolarów.
Piszę to, bo myślę że szybciej niż wszyscy się spodziewają, blogerzy zaczną coraz częściej stykać się z e-bookami. A są blogerzy bardzo ważnym czynnikiem w propagowaniu czytelnictwa, dlatego też o e-czytelnictwie powinni wiedzieć więcej niż przeciętny Polak.
Pozdrawiam
Artur Boratczuk
Moje drogie Panie :)
OdpowiedzUsuńTeż nie jestem miłośniczką e-booków (niestety czytnika nie posiadam), ale czasem trzeba się przełamać;) Pozdrawiam