Renata Przemyk od dwudziestu pięciu lat
hipnotyzuje słuchaczy swoim głosem. Mnie jej twórczość towarzyszy od ponad
dziesięciu lat. I choć wydawać by się mogło, że ta wieloletnia znajomość staje
się coraz bardziej przewidywalna, artystka swoją najnowszą płytą „Rzeźba dnia” udowadnia, że potrafi
zaskoczyć nawet swoich długoletnich wielbicieli.
Od premiery „Rzeźby dnia” minął nieco ponad miesiąc, w tym czasie zdążyłam
wielokrotnie wsłuchać się w utwory, przeanalizować słowa, wychwycić dźwięki.
Gdybym poczekała jeszcze z publikacją tego tekstu, pewno odkryłabym jeszcze
więcej, zgłębiła przekaz płyty. Dzielę się zatem odczuciami towarzyszącymi mi
na chwilę obecną.
Naturalnie okładka płyty w
pierwszej kolejności „wystawiona” jest na ocenę słuchacza. A ta, muszę przyznać,
przykuwa uwagę i intryguje. Zważywszy na to, iż wcześniejsze okładki
charakteryzowały się minimalizmem i stonowaną kolorystyką ta, można powiedzieć „bije”
po oczach. Tym razem artystka postawiła na soczyste barwy oraz komiksową wręcz
ilustrację odwołującą się do zawartości krążka.
„Rzeźba dnia” to płyta na którą czekałam i jednocześnie obawiałam.
Utwór promujący nowe wydawnictwo pani Renaty, zatytułowany „Kłamiesz” zaskoczył mnie i wprawił w
niemałą konsternację, gdyż z jednej strony była to wciąż muzyka, którą artystka
czaruje mnie od lat; z drugiej natomiast było w tych dźwiękach coś, co nie
pasowało mi do stylu Renaty Przemyk. Z przekonaniem, że nie trzeba było
ulepszać czegoś, co działa sprawnie zanurzyłam się w elektroniczne brzmienia.
Każda z płyt Renaty Przemyk to
opowieść, którą artystka pragnie przekazać słuchaczom. To zapis wniosków z
lekcji, jakich udziela życie oraz zapis spostrzeżeń z obserwacji ludzkich
zachowań. Tym razem ta historia zdaje się być opowiedziana okiem kobiety
delikatnej, wrażliwej i sensualnej. Przyznam, że przyzwyczajona do bardzo
temperamentnego i zadziornego wcielenia pani Renaty, ta nowa odsłona nieco mnie
zaskoczyła. Na plus. W końcu kobieta zmienną jest.
„Czas M” - utwór otwierający płytę stopniowo oswajał mnie z
elektroniką, która nie była tutaj nachalna, a połączona z dźwiękami akordeonu
(charakterystycznego dla twórczości pani Renaty) oraz fletu przywodzi mi na
myśl muzykę orientalną. Czego jeszcze możemy się spodziewać w warstwie
muzycznej? Wychwyciłam momenty, które śmiało mogę zaliczyć do klimatów muzyki
klubowej („Raczej”, „Kłamiesz”), czy
też takie, które przywodzą mi na myśl utwory hip-hopowe („Dwojedno”). Wszystko to oczywiście oparte w dużej mierze na
elektronice, której brzmienia zostały „przełamane” dźwiękami „żywych”
instrumentów.
Nie sposób pominąć warstwy tekstowej
– i tutaj – także zaskoczenie! Dotąd autorką tekstów była Anna Saraniecka; tym
razem niemal wszystkie wyszły spod pióra samej Renaty Przemyk. To w moim
odczuciu ogromny walor płyty, gdyż nareszcie możemy lepiej poznać artystkę i jej
spojrzenie na różne aspekty życia. Dzięki tekstom ta płyta zdaje się być
najbardziej osobistą w dorobku Renaty Przemyk.
Teksty oscylują wokół uczuć i
emocji. Traktują także o naszych słabostkach i ulotności chwili. Widać tutaj
wyraźnie kobiece spojrzenie. Oczywiście nic tutaj nie jest powiedziane wprost,
aby odkryć przekaz należy wsłuchać się nie tylko w słowa ale i tembr głosu
artystki.
Jeśli miałabym się pokusić o
wyodrębnienie utworów, które szczególnie mnie poruszyły, to bez wątpienia wymieniłabym
„Nic
to jest”, „Raczej”, „Kot”, „Wilk” i „Życie bez”. Pierwszy z nich to utwór
na pozór lekki, jednak kiedy przysłuchamy się uważnie zauważymy, że to prośba o
uczucie i uwagę. Każdy pragnie miłości, jednocześnie bojąc się odrzucenia i
cierpienia. Refren początkowo subtelny, przy kolejnym powtórzeniu nabiera siły:
Śpiewaj mi że to jest coś najpiękniejszego na świecie
Śpiewaj mi że to nie zaboli
Śpiewaj mi do ucha tak blisko i bardzo powoli
Śpiewaj mi że to nie zaboli
Śpiewaj mi do ucha tak blisko i bardzo powoli
Mnie refren przywodzi na myśl kołysankę, śpiewaną właśnie do
ucha. „Raczej” to utwór z tekstem
Anny Saranieckiej, może właśnie dlatego wydaje się być zbliżony do dotychczasowej
twórczości Renaty Przemyk. Muzycznie mocno podparty elektroniką, co trochę mnie
uwierało, jednak przekaz sprawił, że stał on się jednym z moich ulubionych. „Kot” urzekł mnie przewrotnością i
skojarzeniami z poezją pani Szymborskiej. „Wilk” to klimatyczna kompozycja,
budząca dreszczyk i lekki niepokój. Nie wiedząc czemu od pierwszych dźwięków
skojarzyłam ją z utworem „Twoja kara”
z płyty „Balladyna”. Ostatni mój
muzyczny ulubieniec to „Życie bez” o
tym, że prawda i kłamstwo to wartości zmienne. To co dziś jest dla nas prawdą,
jutro może okazać się kłamstwem.
„Rzeźba dnia” to płyta, która odkrywa nowe oblicze artystki. Jest
tutaj coś znajomego, tak charakterystycznego dla twórczości Przemyk, jednak
podane w nowej oprawie muzycznej zdaje się być takie inne. Ten krążek to dowód na to, że pani Renata nieustannie
poszukuje nowych dróg w swojej muzycznej wędrówce i nie boi próbować się nowych
rzeczy. Niektórzy mogą grymasić, że to już nie ta dobrze im znana Przemyk,
jednak warto dać płycie szansę, chociażby ze względu na wymagające, wartościowe
teksty. A elektroniczne brzmienia? Są tak wyważone, że ja w końcu się do nich
przekonałam.
Twórczość Renaty Przemyk znam na wyrywki, ale wszystkie te wyrywki uważam za kawał dobrej muzyki.
OdpowiedzUsuń