poniedziałek, 3 listopada 2014

[muzycznie] Renata Przemyk - Rzeźba dnia



Renata Przemyk od dwudziestu pięciu lat hipnotyzuje słuchaczy swoim głosem. Mnie jej twórczość towarzyszy od ponad dziesięciu lat. I choć wydawać by się mogło, że ta wieloletnia znajomość staje się coraz bardziej przewidywalna, artystka swoją najnowszą płytą „Rzeźba dnia” udowadnia, że potrafi zaskoczyć nawet swoich długoletnich wielbicieli.
Od premiery „Rzeźby dnia” minął nieco ponad miesiąc, w tym czasie zdążyłam wielokrotnie wsłuchać się w utwory, przeanalizować słowa, wychwycić dźwięki. Gdybym poczekała jeszcze z publikacją tego tekstu, pewno odkryłabym jeszcze więcej, zgłębiła przekaz płyty. Dzielę się zatem odczuciami towarzyszącymi mi na chwilę obecną.  
Naturalnie okładka płyty w pierwszej kolejności „wystawiona” jest na ocenę słuchacza. A ta, muszę przyznać, przykuwa uwagę i intryguje. Zważywszy na to, iż wcześniejsze okładki charakteryzowały się minimalizmem i stonowaną kolorystyką ta, można powiedzieć „bije” po oczach. Tym razem artystka postawiła na soczyste barwy oraz komiksową wręcz ilustrację odwołującą się do zawartości krążka.
„Rzeźba dnia” to płyta na którą czekałam i jednocześnie obawiałam. Utwór promujący nowe wydawnictwo pani Renaty, zatytułowany „Kłamiesz” zaskoczył mnie i wprawił w niemałą konsternację, gdyż z jednej strony była to wciąż muzyka, którą artystka czaruje mnie od lat; z drugiej natomiast było w tych dźwiękach coś, co nie pasowało mi do stylu Renaty Przemyk. Z przekonaniem, że nie trzeba było ulepszać czegoś, co działa sprawnie zanurzyłam się w elektroniczne brzmienia.
Każda z płyt Renaty Przemyk to opowieść, którą artystka pragnie przekazać słuchaczom. To zapis wniosków z lekcji, jakich udziela życie oraz zapis spostrzeżeń z obserwacji ludzkich zachowań. Tym razem ta historia zdaje się być opowiedziana okiem kobiety delikatnej, wrażliwej i sensualnej. Przyznam, że przyzwyczajona do bardzo temperamentnego i zadziornego wcielenia pani Renaty, ta nowa odsłona nieco mnie zaskoczyła. Na plus. W końcu kobieta zmienną jest.
„Czas M” - utwór otwierający płytę stopniowo oswajał mnie z elektroniką, która nie była tutaj nachalna, a połączona z dźwiękami akordeonu (charakterystycznego dla twórczości pani Renaty) oraz fletu przywodzi mi na myśl muzykę orientalną. Czego jeszcze możemy się spodziewać w warstwie muzycznej? Wychwyciłam momenty, które śmiało mogę zaliczyć do klimatów muzyki klubowej („Raczej”, „Kłamiesz”), czy też takie, które przywodzą mi na myśl utwory hip-hopowe („Dwojedno”). Wszystko to oczywiście oparte w dużej mierze na elektronice, której brzmienia zostały „przełamane” dźwiękami „żywych” instrumentów.
Nie sposób pominąć warstwy tekstowej – i tutaj – także zaskoczenie! Dotąd autorką tekstów była Anna Saraniecka; tym razem niemal wszystkie wyszły spod pióra samej Renaty Przemyk. To w moim odczuciu ogromny walor płyty, gdyż nareszcie możemy lepiej poznać artystkę i jej spojrzenie na różne aspekty życia. Dzięki tekstom ta płyta zdaje się być najbardziej osobistą w dorobku Renaty Przemyk.
Teksty oscylują wokół uczuć i emocji. Traktują także o naszych słabostkach i ulotności chwili. Widać tutaj wyraźnie kobiece spojrzenie. Oczywiście nic tutaj nie jest powiedziane wprost, aby odkryć przekaz należy wsłuchać się nie tylko w słowa ale i tembr głosu artystki.
Jeśli miałabym się pokusić o wyodrębnienie utworów, które szczególnie mnie poruszyły, to bez wątpienia wymieniłabym  Nic to jest”, „Raczej”, „Kot”, „Wilk” i „Życie bez”. Pierwszy z nich to utwór na pozór lekki, jednak kiedy przysłuchamy się uważnie zauważymy, że to prośba o uczucie i uwagę. Każdy pragnie miłości, jednocześnie bojąc się odrzucenia i cierpienia. Refren początkowo subtelny, przy kolejnym powtórzeniu nabiera siły:
 Śpiewaj mi że to jest coś najpiękniejszego na świecie
Śpiewaj mi że to nie zaboli
Śpiewaj mi do ucha tak blisko i bardzo powoli
Mnie refren przywodzi na myśl kołysankę, śpiewaną właśnie do ucha. „Raczej” to utwór z tekstem Anny Saranieckiej, może właśnie dlatego wydaje się być zbliżony do dotychczasowej twórczości Renaty Przemyk. Muzycznie mocno podparty elektroniką, co trochę mnie uwierało, jednak przekaz sprawił, że stał on się jednym z moich ulubionych. „Kot” urzekł mnie przewrotnością i skojarzeniami z poezją pani Szymborskiej. „Wilk” to klimatyczna kompozycja, budząca dreszczyk i lekki niepokój. Nie wiedząc czemu od pierwszych dźwięków skojarzyłam ją z utworem „Twoja kara” z płyty „Balladyna”. Ostatni mój muzyczny ulubieniec to „Życie bez” o tym, że prawda i kłamstwo to wartości zmienne. To co dziś jest dla nas prawdą, jutro może okazać się kłamstwem.
Rzeźba dnia” to płyta, która odkrywa nowe oblicze artystki. Jest tutaj coś znajomego, tak charakterystycznego dla twórczości Przemyk, jednak podane w nowej oprawie muzycznej zdaje się być takie inne. Ten krążek to  dowód na to, że pani Renata nieustannie poszukuje nowych dróg w swojej muzycznej wędrówce i nie boi próbować się nowych rzeczy. Niektórzy mogą grymasić, że to już nie ta dobrze im znana Przemyk, jednak warto dać płycie szansę, chociażby ze względu na wymagające, wartościowe teksty. A elektroniczne brzmienia? Są tak wyważone, że ja w końcu się do nich przekonałam.

1 komentarz:

  1. Twórczość Renaty Przemyk znam na wyrywki, ale wszystkie te wyrywki uważam za kawał dobrej muzyki.

    OdpowiedzUsuń