czwartek, 11 lutego 2016

[rozrywka na PC] To the Moon - Freebird Games



Sigmund Group to instytucja, która dzięki wykorzystaniu najbardziej zaawansowanej technologii jest w stanie modyfikować wspomnienia i spełniać najbardziej niezwykłe życzenia swoich klientów. Warunek jest jeden: osoba, której życzenie ma zostać spełnione musi być umierająca. Klientem Sigmund Group zostaje John Wyles, który przed śmiercią pragnie polecieć na Księżyc. Wkrótce jego dom odwiedzają dr Eva Rosalene i dr Neil Watts, których zadaniem jest „włamanie się” do pamięci umierającego mężczyzny, dotarcie do najgłębszych wspomnień, by później móc do tych wspomnień dodać pragnienie lotu na Księżyc.  Odkrywanie poszczególnych reminiscencji okaże się bardzo trudne. Nie wszystkie luki w pamięci John’a da się zapełnić, a czas pędzi nieubłaganie.
Brzmi jak zarys fabuły filmu czy książki, prawda? Nic bardziej mylnego. Ta opowieść to początek niezwykłej gry komputerowej „To the Moon” stworzonej przez niezależnie studio Freebird Games. Choć w moim odczuciu „To the Moon tak do końca grą nie jest. Dla mnie to interaktywna opowieść, w którą musimy się zaangażować, aby poznać jej finał.
Samej rozgrywki nie mamy tutaj wiele. Wcielamy się w dwójkę bohaterów: Evę i Neil’a, których zadaniem jest odkrywanie wspomnień. W tym celu przeszukujemy, pomieszczenia, szperamy w szafkach i zgłębiamy treść notatek, które wpadną nam w ręce. Wspomnienie może ujrzeć światło dzienne w momencie skompletowania przez nas pięciu ogniw pamięci. Zatem, jak widać niewiele zadań na nas czeka, bo nie one są tutaj najważniejsza. Centrum stanowi opowieść, która z każdym odkrytym wspomnieniem coraz bardziej nas hipnotyzuje i zaskakuje. 

Klimat, muzyka i retro czyli co jest siłą „To the Moon”

Fabuła niewątpliwie jest tutaj najważniejszym ogniwem, składającym się na wyjątkowość gry. O czym, zatem jest ta „komputerowa” opowieść? O miłości, tęsknocie, samotności i… latarni morskiej. Brzmi banalnie, a jednak ma w sobie coś takiego, co nie pozwala przejść obok niej obojętnie. Ten klimat, nieco nostalgiczny z domieszką tajemnicy, którą chcemy poznać  zostaje z nami na długo po zakończeniu gry. Nie myślcie jednak, że „To the Moon” to tylko melancholia. Na humor, żarty i śmiech także znalazło się miejsce. A to za sprawą „doktorskiego” teamu: Evy i Neil’a, których permanentne przepychanki słowne i celne komentarze poprawią nam nastrój ;)
Kolejnym walorem gry jest muzyka. Jej twórcy: James Q. Zhang i Laura Shigihara postawili na oszczędność dźwięków i tekstu (bo w grze pojawia się także piosenka), dzięki czemu stają się ona uzupełnieniem warstwy wizualnej i fabularnej nie odwracając uwagi od pozostałych aspektów gry. Pozostając przy oprawie graficznej „To the Moon” muszę przyznać, że mnie ona oczarowała. Nieco archaiczna, pikselowa przywodzi mi na myśl ulubione gry z dzieciństwa, choćby te na konsolę Pegasus. Ponadto to właśnie te „pikselowe obrazki” w dużej mierze tworzą ten wyjątkowy klimat „To the Moon”. Nie wszystkim, oczywiście takie wykonanie gry przypadnie do gustu, ale dla mnie wykorzystanie takiej techniki jest atutem.
 „To the Moon” to gra, dla tych, którzy pragną stać się częścią wzruszającej opowieści, o tym, co bliskie każdemu z nas. Niekoniecznie dla tych, którzy liczą na pasjonującą rozgrywkę, choć emocji tutaj nie zabraknie.

Piękna.
Wzruszająca.
Polecam.

Gra bierze udział w wyzwaniu:  Dziecinnie.
 

Zdjęcia można powiększyć ;)


 


5 komentarzy:

  1. Obecnie coraz więcej wychodzi gier, w których liczy się historia, fabuła, a niekoniecznie super nowoczesna grafika i nieziemskie rozwiązania - co mnie osobiście cieszy niezmiernie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś uwielbiałam grać w gry tego typu. Teraz niestety nie mam czasu..

    Pozdrawiam!
    http://myfantasticbooksworld.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie słyszałam o tej grze, ale myślę, że z chęcią bym w nią zagrała ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwszy raz słyszę o tej grze. Ciekawa...

    OdpowiedzUsuń