Vibeke i Jon mieszkają w maleńkim
miasteczku, gdzieś na północy Norwegii. Jon z niecierpliwością wyczekuje jutra,
bowiem nazajutrz będzie świętował swoje dziewiąte urodziny. Chłopiec,
przekonany, że matka wkrótce zabierze się za pieczenie tortu, wychodzi z domu,
aby jej nie przeszkadzać.
Tymczasem Vibeke wcale nie
zamierza przygotowywać niespodzianki dla synka. Po powrocie z pracy zamierza
pojechać do biblioteki, by tam odnaleźć książki „prawdziwsze niż samo życie”. Kobieta jest tak sobą pochłonięta, że
nawet nie zauważa nieobecności Jona. Tak rozpoczyna się wędrówka matki i syna
przez ciemne uliczki miasteczka; wędrówka podczas której bohaterowie miną się
wielokrotnie, ale nigdy nie spotkają.
Na próżno szukać głębszej więzi
łączącej matkę z synem. Każde z nich - zakleszczone w swoim świecie, szuka sposobu
na wypłoszenie samotności, która czai się w każdym kącie. Jon codziennie stara
się zasłużyć na choćby jeden ciepły gest ze strony matki. Jednak kobieta
pozostaje obojętna na chłopca.
Vibeke nie dojrzała do roli
matki. Najważniejsze dla niej są książki i mężczyźni. Chociaż sprawia wrażenie
oczytanej, jej osobowość zdaje się być miałka, a wypowiedzi rażą banałem.
Bardziej przejęta jest dopasowaniem koloru paznokci do ubioru, niż własnym
synem. Miłość oczywiście odczuwa, ale tylko do samej siebie.
„Miłość” Hanne Ørstavik momentami nabiera onirycznego wydźwięku. Wędrówka
głównych bohaterów przez zimowe, spowite mrokiem miasteczko przywodzi na myśl
senne projekcje, które często są rozmyte. Poszczególne etapy podróży matki i
syna kreślone są naprzemiennie, a te przejścia między fragmentami opowieści są
bardzo wyraźne, tworząc tym samym kontrast dla eterycznej atmosfery opowieści
oraz uwypukla dysonans między Vibeke, a Jonem.
Książka Hanne Ørstavik to historia do rozbierania na czynniki pierwsze.
Choć oszczędna pod względem dialogów staje się spichlerzem pełnym detali
proszących się o refleksję (jak choćby nieustanne mrużenie oczu towarzyszące
Jonowi).
W „Miłości” swoje miejsce ma samotność, strach, poczucie wyobcowania i
potrzeba bliskości. Tylko tej tytułowej emocji brak.
Hanne Ørstavik „Miłość”
Ilość stron: 128
Wyd. Smak Słowa
Czuję, że ta książka może stać się dla mnie wyzwaniem literackim. Zapisuję sobie ten tytuł.
OdpowiedzUsuńTo chyba jednak książka nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńPrzykre to, kiedy dziecko domaga się miłości własnej matki i jej nie otrzymuje :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Czytaninka
Z książką nigdy nie miałam do czynienia, choć przyznam, że cenię sobie takie, które w jakiś konkretny sposób wpływają na emocje czytelnika. To dzieło zdaje się właśnie takie wydawać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco ;)
Widzę, że temat relacji matki z synem został mocno nakreślony. Jestem ciekawa tej historii. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńLubię takie nieoczywiste książki, które wywołują refleksje. Czuję się zaintrygowana i już teraz, gdy pomyślę o matce i synu jest mi zwyczajnie smutno.
OdpowiedzUsuńPrzejmująco smutna lektura, sądzę, że zostanie w mojej pamięci na dłużej.
OdpowiedzUsuń