Antoine w wieku osiemnastu lat
wykupił sobie miejsce na cmentarzu i postawił nagrobek. Mając trzydzieści pięć
lat porzucił żonę i dwoje dzieci, by zamieszkać w domu starców „Szczęśliwe dni”. Wszystko po to, by
bliżej przyjrzeć się śmierci; by dotknąć
jej istoty i przygotować się na jej nadejście. Mężczyzna z efektów swoich
„badań” nie jest zadowolony, owszem pobyt w domu spokojnej starości od czasu do
czasu sprawia mu niespodzianki, jednak nie pozwalają mu one na zgłębienie
wspomnianego tematu. Wszystko zmienia się kiedy do domu trafia nowa
pensjonariuszka – Mireille. Kobieta chora na raka ma świadomość, że zostało jej
niewiele czasu. Antoine postanawia nie odstępować staruszki na krok, by uchwycić
to, czym jest przemijanie.
Ta śmiertelnie poważna kwestia
została zamknięta w klamrę lekkiej, momentami absurdalnej formy. W moim
odczuciu, autor chciał w ten sposób nadać fabule lekkości i uniknąć zbytecznego
moralizowania. Mentorstwo, owszem zostało ominięte szerokim łukiem, natomiast
sama kompozycja (choć uwielbiam absurd i czarny humor) chwilami zbyt
niepozorna. Rozumiem, że taki był zamysł, ale miejscami po prostu mnie to
drażniło.
Antoine – główny bohater i
narrator opowieści trochę zalazł mi za skórę. I nie mówię tutaj o jego obsesji
na punkcie przemijania czy śmierci. Na jego kuriozalne zachowania typu „zamknę
się w domu starców” także jestem w stanie przymknąć oko. Irytujący natomiast jest
fakt, że przemawia przez niego egoizm, a swoje życie zamienił w jałową
egzystencję. Pragnie znaleźć odpowiedzi na zawiłe pytania pozostając
jednocześnie obojętnym na wszystko, co go otacza.
Książka, mimo tych (w moim przekonaniu)
słabych punktów ma swoje pozytywne strony. Nie sposób odmówić jej
refleksyjności. Autor - Laurent Graff potrafi nakłonić czytelnika do
zatrzymania się i uważniejszego spojrzenia na siebie zastanowienia się, jak
wykorzystujemy czas, który jest nam dany. Ponadto zachęca do weryfikacji swoich
spostrzeżeń na eutanazję, przemijanie czy miejsce osób starszych w
społeczeństwie.
L. Graff - Szczęśliwe dni
stron: 130
Wyd. W.A.B
Warszawa 2009
Zapowiada się ciekawie, temat jest interesujący, a okładka wręcz woła: dotknij mnie. To chyba oznacza,że wkrótce tę książkę nabędę. Dziękuję za polecenie jej.
OdpowiedzUsuńJa też lubię absurd i czarny humor, ale nie jestem jakoś do końca przekonana. Będę pamiętać o tym tytule na przyszłość.
OdpowiedzUsuńSam koncept dość groteskowy, ale może sięgnę po nią :)
OdpowiedzUsuńOj, ja też nie lubię takich bohaterów! ;) Ale ta książka bardzo mnie intryguje... ciekawi mnie ta refleksyjność.
OdpowiedzUsuńJa takiego bohatera mam zawsze ochotę wyciągnąć z książki i potrząsnąć mocno, żeby oprzytomniał :D
OdpowiedzUsuńTemat i bohater zaciekawili mnie
OdpowiedzUsuńNie wiem, aż tak przekonana nie jestem, jeszcze się nad nią zastanowię :)
OdpowiedzUsuń