OASIS to wirtualna rzeczywistość
stworzona przez Jamesa Hallidaya, jednego z najlepszych projektantów gier.
Każda osoba z łatwością może przenieść się do tego świata, wystarczy mieć wizjer, rękawice i dostęp do Internetu. Z biegiem czasu ta wirtualna egzystencja
staje się dla ludzi ważniejsza, niż realne życie. To tutaj pracują, spędzają
wolny czas i nawiązują relacje międzyludzkie.
Jest rok 2045, choć od
śmierci Halliday’a upłynęło kilka lat, jego testament nadal budzi wielkie
emocje. Komputerowy geniusz i miliarder zapisał swój majątek osobie, która jako
pierwsza zdobędzie tzw. jajo Halliday’a. Ponadto
zwycięzca uzyska także kontrolę nad OASIS. Naturalnie, dotarcie do owego jaja
nie będzie proste, a ci którzy podjęli to wyzwanie będą musieli rozszyfrować sporo
łamigłówek oscylujących wokół lat 80-tych minionego wieku.
Jak dotąd, nikomu nie
udało się rozwiązać ani jednej zagadki. Zatem kiedy 11 lutego 2045 roku
osiemnastoletni Wade Watts rozszyfrował pierwszą z nich- świat oszalał. Rozpoczyna się wyścig, w
którym nie wszyscy grają fair. Tajemnicze Szóstki, biorące udział w
rywalizacji, nie cofną się przed niczym, byle tylko przejąć kontrolę na OASIS.
Muszę wspomnieć, że
rzadko sięgam po literaturę młodzieżową i w dodatku z gatunku science- fiction.
Do wyboru przekonały mnie te lata 80-te, do których nawiązuje książka.
Przyznam, że książka pozytywnie mnie zaskoczyła. Oczywiście nie obyło się bez
słabszych elementów, ale zacznijmy od plusów.
Ernest Cline stworzył
opowieść, która ujęła mnie klimatem. Ta sentymentalna podróż przez popkulturę
lat 80-tych bardzo mi się podobała. Muzyka, seriale, filmy, a w końcu technologia
tamtych lat uruchomiły we mnie wspomnienia z wczesnego dzieciństwa. Sama miałam
wspomniany w książce Commodore 64 czy Atari. I doskonale pamiętam te stosy
kaset, na których znajdowały się gry ;)
Słabszym – w moim
odczuciu – elementem książki jest fabuła, w którą wkradła się pewna
schematyczność. Mamy tutaj walkę dobrych (bohaterów) z tymi złymi, miłosne
perypetie (na szczęście nie są one przesłodzone) i wyprawę po skarb (w tym
przypadku jajo). I chociaż autor zadbał o częste zwroty akcji oraz o to, by droga
głównego bohatera do wygranej nie była usłana różami- z góry wiemy, jak skończy
się ta opowieść. Jednak to wszystko nie jest tutaj czynnikiem najważniejszym. Klimat,
stopniowo budowane napięcie i wartka akcja sprawiają, że pomimo tej
przewidywalności książkę dobrze się czyta.
Młodzi czytelnicy, do
których skierowana jest książka z pewnością znajdą coś dla siebie. W końcu
połączenie technologii, gier komputerowych i szalonej wyprawy pełnej tajemnic
to połączenie, które przyciągnie niejednego nastolatka i niejedną nastolatkę ;)
Także bohaterowie książki: Wade, Aech czy Art3mis szybko zdobędą ich sympatię.
W końcu problem z nawiązywaniem relacji z rówieśnikami, pierwsze zauroczenia
czy trudności w komunikowaniu się z rodzicami to tematy bliskie wielu osobom
będących w wieku dojrzewania.
Sama dobrze się bawiłam
śledząc poczynania Wade’a który okazał się komputerowym geekiem. Jednak, to co
najbardziej przyciągnęło mnie w tej książce
to wspomniana podróż do lat 80-tych, które darze sentymentem.
Wspomnę jeszcze, że 6
kwietnia do kin weszła ekranizacja książki w reżyserii Stevena Spielberga.
Jeśli macie już seans za sobą, podzielcie się wrażeniami ;)
Ernest
Cline – Player One
stron: 504
wyd. Feeria 2018
Tym razem zupełnie nie moje klimaty.:)
OdpowiedzUsuńNajpierw książka, potem film :)
OdpowiedzUsuńja teraz wybieram się na film :)
UsuńJa jestem w trakcie lektury :)
OdpowiedzUsuńczekam na wrażenia :)
UsuńFilm po książce :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że książka mi się bardzo podobała, choć zakończenie było takie meeeh. Film ostatnio obejrzałam w 3D. Muszę powiedzieć, że naprawdę mnie zaskoczyli - że można tyle rzeczy zmienić w stosunku do książki, a dalej klimat całości zachować :D. W każdym razie, wyszło bardzo lekko i przyjemnie. I nie ma takiego uczucia, jak przy niektórych tego typu filmach - że zwiastun tak naprawdę zebrał najciekawsze sceny, a reszta to wypełniacz. Każda minuta wykorzystana :D.
OdpowiedzUsuńJa również jestem po seansie. I czuję się rozczarowana. Przewidywalna fabuła książki nie przeszkadzała dzięki klimatowi i podróży do lat 80-tych. A w filmie ten klimat gdzieś uleciał niestety.
Usuń