poniedziałek, 19 lutego 2018

[rozrywka na PC] Finding Paradise - Freebird Games


obrazy pochodzą ze strony freebirdgames.com

Swego czasu pisałam na blogu o grze „To the Moon”stworzonej przez Freebird Games. Gra mnie oczarowała, zatem z niecierpliwością oczekiwałam gry „Finding Paradise”, która miała nawiązywać nie tylko do świetnego „To the Moon”, ale także do „A Bird Story”- gry, której bohaterem jest chłopiec imieniem Colin. Pewnego dnia wracając ze szkoły znajduje rannego ptaka. Zabiera go do domu i troskliwie opiekuje się nowym przyjacielem. Chłopiec coraz bardziej przywiązuje się do niego, chociaż wie, że kiedyś będą musieli się rozstać.
Czekałam, czekałam i się doczekałam ;) W grudniu ubiegłego roku miała miejsce premiera gry „Finding Paradise”. Dlaczego zatem piszę o niej dopiero teraz? Bo właśnie teraz miałam chwilę (taką dłuższą, bo ukończenie gry zajęło mi około pięciu godzin), aby do niej zasiąść.
Wracamy do instytucji Sigmund Group, która trudni się w spełnianiu życzeń pacjentów, których życie dobiega końca. Tym razem klientem spółki zostaje Colin Reeds (tak, ten chłopiec z „A Bird Story”;)). Do akcji wkracza znany z „To the Moon” team czyli dr Eva Rosalene i dr Neil Watts, którzy odbędą podróż przez wspomnienia pacjenta, po to, by spełnić jego ostatnie marzenie. Jest tylko jeden drobny szczegół, który może utrudnić im pracę. Otóż Colin nikomu nie zdradził, czego pragnie.
Wiemy, że mężczyzna był pilotem. Kochał nie tylko latanie, ale także muzykę. Wraz z żoną, Sofią często grywali w domowym zaciszu różne melodie (on na wiolonczeli, ona na pianinie). Doczekali się syna- Ashera, który był dla nich całym światem. Czego zatem brakowało Colinowi? Czego żałował na tyle, by prosić speców od wspomnień, by to zmienili? Aby poznać odpowiedź musicie przeszukać zakamarki jego pamięci.
„Finding Paradise” to w moim odczuciu bardziej opowieść interaktywna, aniżeli gra. Zresztą podobnie, jak poprzedniczka. Ponownie wcielamy się w dwójkę bohaterów: Evę i Neil’a, których zadaniem jest odkrywanie wspomnień. W tym celu przeszukujemy pomieszczenia, odwiedzamy różne miejsca i zgłębiamy treść notatek, które wpadną nam w ręce. Będziemy musieli także rozwiązać kilka łamigłówek (chociaż to może za dużo powiedziane) i …to wszystko ;) Przyznacie, że wielu wyzwań tutaj nie znajdziemy, jednak nie to jest tutaj najważniejsze.

Głównym filarem jest tutaj opowieść. Historia Colina to całe spektrum emocji. Śmiech, radość, wzruszenie, smutek i samotność. A gracz odkrywając kolejne elementy jego życiorysu te emocje współdzieli. Ta „pikselowa” opowieść to opowieść o miłości, przyjaźni, samotności i wyborach, które nie zawsze są dobre. Brzmi nieco banalnie, prawda? A jednak hipnotyzuje, intryguje i sprawia, że chcemy poznać jej finał. I nawet (choć pewno nie wszyscy się do tego przyznają) wyciśnie niejedną łzę ;) O równowagę międzyemocjonalną (że tak to ujmę) zadbają Eva i Neil, których dysputy na tematy wszelakie sprawiają, że nie sposób się nie uśmiechnąć.

Gra stworzona jest metodą pixel-artów i graficznie nawiązuje do gier znanych m.in. z konsoli SNES. Sama bardzo lubię tę stylistykę, która niewątpliwe wpływa na charakter gry. Nie mogę pominąć także warstwy muzycznej. Podobnie, jak w przypadku „To the Moon” muzyka doskonale współgra z fabułą. Delikatna i nostalgiczna potęguje klimat gry.

„Finding Paradise” to tytuł obowiązkowy dla tych, którzy uwielbiają „To the Moon”. To także dobra propozycja dla tych, którzy chcą stać się częścią poruszającej opowieści.







2 komentarze: